Wydarzenia z czerwca 1976 r. to był czas, kiedy znowu zaczęło przebijać się wolne słowo, co przyczyniło się do powstania cztery lata później „Solidarności” – uważa Henryk Kamiński, uczestnik protestów robotniczych w Płocku sprzed 38 lat.
„Czas zaciera w pamięci, niektóre szczegóły, ale wydarzenia z czerwca 1976 r. pamiętam bardzo dobrze. Takie rzeczy się po prostu pamięta” – powiedział PAP Kamiński, wówczas młody pracownik płockiego „Naftoremontu”.
Do strajków, a następnie wystąpień robotników i mieszkańców Płocka na ulicach miasta doszło 25 czerwca 1976 r. na wieść o podwyżkach cen żywności. Do miasta docierały wówczas informacje o robotniczych protestach w Ursusie i Radomiu.
„Po protestach robotniczych w 1956 i w 1970 r., po protestach studentów w 1968 r., w czerwcu 1976 r. zaczęło znowu przebijać się wolne słowo. To przyczyniło się później do powstania +Solidarności+” - ocenił Kamiński.
„Za udział w proteście zostałem zwolniony z pracy. Wtedy żona była w ciąży. Nigdzie nie mogłem znaleźć zatrudnienia. Gdzie się zjawiłem, wypraszano mnie, mówiono wprost, żebym natychmiast opuścił zakład. Przylgnęła do mnie etykietka +warchoła+, na lata” – opowiada Henryk Kamiński. Dodał, iż w ówczesnym urzędzie wojewódzkim w Płocku, usłyszał, że byłoby najlepiej, gdyby wyjechał gdzieś daleko i tam znalazł sobie zatrudnienie, np. w PGR.
W Płocku 25 czerwca 1976 r. do strajku przystąpili od rana robotnicy Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych - obecnie PKN Orlen, a także Przedsiębiorstwa Remontowo-Montażowego „Naftoremont” i Przedsiębiorstwa Robót Elektrycznych „Elektromontaż”.
Po południu w marszu, który przeszedł ulicami miasta, potem w manifestacji pod Komitetem Wojewódzkim PZPR, a następnie w starciach z milicją i jednostkami ZOMO, uczestniczyło około 3 tys. osób. Starcia trwały do późnego wieczora. Budynek PZPR obrzucono kamieniami, wybito w nim szyby. Protestujący byli wyłapywani, bici i zatrzymywani.
Do zatrzymań dochodziło także później - uczestników protestu identyfikowano na podstawie zdjęć, które Służba Bezpieczeństwa wykonywała m.in. podczas przemarszu manifestantów ulicami miasta. Kilkadziesiąt osób aresztowano. Wobec 33 osób zapadły wyroki – 18 uczestników protestu skazano na 2 do 5 lat więzienia, a pozostałych na kary pozbawienia wolności w zawieszeniu. Wielu spośród protestujących represjonowano, np. zwalniając z pracy.
Wśród nich był Henryk Kamiński, którego wyrzucono z pracy za organizację strajku w płockim „Naftoremoncie” i udział w późniejszej manifestacji.
„Informacje o podwyżkach cen, a były one znaczące, bulwersowały ludzi. Przerwaliśmy pracę. Zbieraliśmy się w grupy. Były ożywione dyskusje. Ta atmosfera, mimo przyjazdu przedstawicieli dyrekcji i nawoływań do powrotu do pracy, narastała” – powiedział Kamiński. Dodał, że po zakończeniu pierwszej zmiany robotnicy zaczęli gromadzić się przy bramie nr 2 ówczesnych Mazowieckich Zakładów Rafineryjnych i Petrochemicznych.
„Jeden z dyrektorów apelował o zachowanie spokoju. Ludzie skandowali, by przyjechał ktoś z władz. Pojawiły się głosy: +idziemy na komitet PZPR+. I tak się stało. Tłum ruszył w kierunku centrum miasta. Po drodze do pochodu dołączali przechodnie” – wspomina Kamiński. Według jego relacji, gdy protestujący dotarli na miejsce, skandując „My chcemy chleba”, sąsiednie ulice zaczęły odgradzać kordony milicji i ZOMO.
„Za udział w proteście zostałem zwolniony z pracy. Wtedy żona była w ciąży. Nigdzie nie mogłem znaleźć zatrudnienia. Gdzie się zjawiłem, wypraszano mnie, mówiono wprost, żebym natychmiast opuścił zakład. Przylgnęła do mnie etykietka +warchoła+, na lata” – opowiada Kamiński. Dodał, iż w ówczesnym urzędzie wojewódzkim w Płocku, usłyszał, że byłoby najlepiej, gdyby wyjechał gdzieś daleko i tam znalazł sobie zatrudnienie, np. w PGR.
„Nie chciałem wyjeżdżać. Zdesperowany powiedziałem wtedy, że nie wyjdę z urzędu, jeżeli nie pozwolą mi pracować. Dzwonili. Uzgadniali. Wreszcie wysłali mnie do jednego z zakładów w pobliskim Gostyninie. Tam sekretarz podstawowej organizacji PZPR, oznajmił mi, że +zostałem przyjęty na wychowanie+. Byłem mistrzem z dyplomem, ale zaczynałem od podstaw, od najniższej stawki” – powiedział Kamiński.
Do pracy w płockim „Naftoremoncie” powrócił w 1981 r. Należał już wtedy do NSZZ „Solidarność”. Pracował tam do 2012 r., gdy przeszedł na emeryturę. Z powodu zwolnienia z pracy w 1976 r. do tej pory w dokumentach nie ma potwierdzenia tzw. ciągłości zatrudnienia.
Kamiński jest obecnie członkiem zarządu Regionu Płockiego NSZZ „Solidarność”. Wcześniej, przez 12 lat, był szefem tego związku z płockim Naftoremoncie. (PAP)
mb/