W okupowanej Polsce wylądowało ponad 300 cichociemnych; system zrzutów - jak wspomina weteran AK Ryszard Witkowski - był bardzo precyzyjny; miał stronę „nieba i ziemi”. Dawny AK-owiec był jednym z tych, który odbierał spadochroniarzy wyszkolonych w Anglii do zadań specjalnych.
Przed 75 laty - w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r. - miał miejsce ostatni zrzut cichociemnych do okupowanej Polski. Dzieje tej formacji - polskich żołnierzy wyszkolonych w Wielkiej Brytanii do zadań dywersji, sabotażu, wywiadu, łączności i prowadzenia działań partyzanckich - omawiano podczas niedawnego spotkania w Centrum Edukacyjnym IPN w Warszawie. Na spotkaniu przedstawiono historię cichociemnych spadochroniarzy Armii Krajowej w relacji naocznego świadka, w tym ich szkolenie i najsłynniejsze akcje bojowe, a także historię Jednostki Wojskowej GROM, która dziedziczy tradycje legendarnych polskich żołnierzy.
"Pojęcie +cichociemny+ nam w czasie okupacji nie było znane; oni byli nazywani po prostu +skoczkami+. Należy też pamiętać, że każdy zrzut cichociemnych miał dwie strony: stronę nieba i ziemi, czyli tych, którzy przygotowywali operację lotniczą i tych, którzy zajmowali się operacją lądową. Dopiero te dwie rzeczy stanowiły całość operacji" - wspominał weteran AK Ryszard Witkowski, który w 1941 r. wszedł w szeregi konspiracyjnej Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW), pod pseudonimem "Romuald". Po scaleniu NOW z Armią Krajową Witkowski został zaprzysiężony jako żołnierz AK o pseudonimie "Orliński".
"Pojęcie +cichociemny+ nam w czasie okupacji nie było znane; oni byli nazywani po prostu +skoczkami+. Należy też pamiętać, że każdy zrzut cichociemnych miał dwie strony: stronę nieba i ziemi, czyli tych, którzy przygotowywali operację lotniczą i tych, którzy zajmowali się operacją lądową. Dopiero te dwie rzeczy stanowiły całość operacji" - wspominał weteran AK Ryszard Witkowski.
Dawny żołnierz AK w 1944 r. brał udział w osłonie alianckich zrzutów broni na placówce "Solnica" koło Grodziska Mazowieckiego. 93-letni weteran, który brał udział w odbiorach zrzutów cichociemnych, opowiadał podczas spotkania w IPN, że w okupowanej Polsce wokół Warszawy znajdowała się siatka tzw. placówek odbiorczych, której funkcjonowanie określono - w porozumieniu z Zachodem i polskim rządem na uchodźstwie - w Komendzie Głównej Armii Krajowej.
Placówki odbiorcze przyjmowały nie tylko zrzuty cichociemnych, ale też zrzuty zaopatrzenia dla kraju. Weteran wspominał, że początkowo operacje zrzutów były nieudane, by z czasem stać się bardzo skuteczne. "Na początku tracono mnóstwo sprzętu, skoczkowie mieli kłopoty z dotarciem do swojego celu. Dopiero uporządkowanie organizacyjne doprowadziło do tego, że zrzuty stały się bardzo precyzyjnym systemem" - podkreślił Witkowski.
Wśród miejsc, do których docierali skoczkowie weteran wymienił także "Solnicę" - pomiędzy zabudowaniami majątku we wsi Osowiec a folwarkiem we wsi Chawłowo. "Tam odbyła się rekordowa w skali całej okupacji liczba zrzutów, bo aż cztery zrzuty na jedną placówkę. Bo zwykle na placówkę dokonywano zrzutu, zrzut odbierano, zacierano ślady i był koniec. Na +Solnicę+ odbyły się cztery zrzuty - zrzuty dosyć pamiętne, między innymi dlatego, że na +Solnicy+ wylądowała w 1943 roku jedyna cichociemna kobieta gen. Zawadzka +Zo+" - przypomniał Witkowski.
"Nasze zadania obejmowały zarówno udział w części odbiorczej, jak i w tej części, można powiedzieć, gospodarczej, czyli zagospodarowania samego zrzutu - transportu i jego ochrony w magazynie" - dodał weteran. Jak opowiadał, dwukrotnie uczestniczył w odbiorze zrzutu; w jednym z nich, w listopadzie 1944 r., czyli już po upadku Powstania Warszawskiego, po raz pierwszy bezpośrednio zetknął się z cichociemnymi - trzema z ponad 300, którzy wylądowali wcześniej.
"Cichociemni mieli bardzo krótki kontakt z żołnierzami obsługi, do jakich ja należałem, dlatego, że nimi zajmował się specjalnie wydelegowany z Komendy Głównej Armii Krajowej tzw. delegat. Delegat był upoważniony do odebrania od cichociemnych poczty i pieniędzy; pieniędzy, których cichociemni dostarczali dosyć znaczne kwoty służące do obsługi podziemia" - opowiadał.
Dodał też, że zgodnie z procedurą cichociemni byli ubrani po cywilnemu, w dodatku tak, by niczym się nie różnić od przeciętnego obywatela Generalnego Gubernatorstwa. "Nie mogło być żadnych śladów, że np. marynarka została uszyta w Londynie" - tłumaczył.
"Byli ubrani po cywilnemu, ale jako skoczkowie ubrani do skoku byli bardzo silnie wyposażeni bojowo. Kombinezony, które na to cywilne ubranie zakładali zawierały kilka kieszeni na dokumenty, mapy, pistolety i nawet na łopatkę typu saperka, przy pomocy której każdy z tych cichociemnych był zobowiązany zniszczyć ślady swojego lądowania, czyli wykopać dół i do tego dołu wrzucić spadochron, czapkę i kombinezon, zasypać ziemią i zatrzeć ślady" - wspominał.
Muzeum Powstania Warszawskiego, na którego stronach znajduje się biogram weterana, przypomniało też, że z powodu działalności konspiracyjnej Ryszarda Witkowskiego jego matka i siostra zostały aresztowane przez Gestapo i przetrzymywane w więzieniu na Pawiaku jesienią 1943 r. Podkreślono też, że w czasie powstania warszawskiego rodzina Witkowskich udzieliła schronienia trzem uciekinierom z Warszawy - Żydom, za co w 1993 r. uhonorowano ich medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata". Po wojnie Ryszard Witkowski został pilotem, jednak w 1950 r., kiedy został aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa z powodu działalności w Armii Krajowej, stracił pracę i pozwolenie latania. Wrócił do Instytutu Lotnictwa w 1955 r., odzyskał także uprawnienia pilota.
W nagraniu udostępnionym na kanale IPN na You Tube można także poznać historię Jednostki Wojskowej GROM, którą przedstawił jej były żołnierz i dowódca płk Piotr Gąstał. Z kolei o historii powstania formacji cichociemnych opowiadał historyk dr hab. Waldemar Grabowski z Biura Badań Historycznych IPN.
Cichociemni byli zrzucani do okupowanej Polski w latach 1941-44. Początkowo wysyłani byli do okupowanej Polski z Wielkiej Brytanii, później z bazy we Włoszech. Wszyscy byli ochotnikami.
Nazwa "cichociemni" powstała spontanicznie wśród żołnierzy kandydatów do służby w kraju. Program ich szkoleń obejmował doskonalenie w poszczególnych dyscyplinach wiedzy wojskowej i kursy kwalifikacyjne, na których dokonywano bardzo surowej selekcji ochotników.
Nazwa "cichociemni" powstała spontanicznie wśród żołnierzy kandydatów do służby w kraju. Program ich szkoleń obejmował doskonalenie w poszczególnych dyscyplinach wiedzy wojskowej i kursy kwalifikacyjne, na których dokonywano bardzo surowej selekcji ochotników. Cichociemni przed odlotem do kraju składali przysięgę, jaka obowiązywała żołnierzy Związku Walki Zbrojnej - Armii Krajowej. Gotowość do podjęcia walki w Polsce w warunkach konspiracji zgłosiło 2413 kandydatów. Ogółem przeszkolono 606 osób, a do przerzutu zakwalifikowano łącznie 579 żołnierzy i kurierów. Od 15 lutego 1941 r. do 26 grudnia 1944 r. zorganizowano 82 loty, w czasie, których przerzucono do Polski 316 cichociemnych.
Pierwszy przerzut cichociemnych do Polski miał miejsce w nocy z 15 na 16 lutego 1941 r. Ostatniego przerzutu dokonano w nocy z 26 na 27 grudnia 1944 r. W okupowanej Polsce cichociemni wchodzili w skład kierownictwa KG AK, byli żołnierzami Wachlarza, Związku Odwetu, Kedywu, zajmowali się szkoleniem, wywiadem, walczyli w oddziałach partyzanckich, uczestniczyli w sabotażu i działaniach dywersyjnych we wszystkich okręgach Armii Krajowej.
Do najbardziej znanych cichociemnych przerzuconych do Polski należeli: ostatni komendant główny AK gen. Leopold Okulicki, szef Oddziału II KG AK płk Kazimierz Iranek-Osmecki, legendarny dowódca partyzancki z Gór Świętokrzyskich Jan Piwnik "Ponury", stojący na czele Centrali Służby Śledczej Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa mjr Bolesław Kontrym "Żmudzin". Wśród cichociemnych był także dowódca AK i Zrzeszenia "Wolność i Niezawisłość" mjr Hieronim Dekutowski "Zapora", ofiara komunistycznej bezpieki, którego szczątki zidentyfikowano po ekshumacjach przeprowadzonych przez IPN na warszawskich Powązkach.
Norbert Nowotnik (PAP)
nno/ pat/