Państwo polskie czuje się odpowiedzialne za upamiętnienie obozów zagłady, choć to dziedzictwo pozostawione nam przez opętanych zbrodniczą ideologią Niemców – powiedział wiceminister kultury Jarosław Sellin w piątek w Bełżcu (Lubelskie) podczas uroczystości upamiętniającej 75. rocznicę pierwszych masowych deportacji Żydów do niemieckiego obozu zagłady w Bełżcu.
17 marca 1942 r. przybyły tu transporty Żydów z likwidowanego getta w Lublinie oraz ze Lwowa. Wydarzenia te zapoczątkowały Akcję Reinhardt, czyli zaplanowaną operację mającą na celu zagładę Żydów w Generalnym Gubernatorstwie.
Sellin przypomniał, że w Bełżcu dokonywał się „zorganizowany, koszmarny, fabryczny mord” Żydów, w zbudowanym specjalnie w tym celu obozie zagłady. Podkreślił, że wszystkie takie obozy Niemcy zbudowali na terenie dzisiejszej Polski. „Obozy koncentracyjne są w czterech państwach w Niemczech, Austrii, Polsce i Holandii, ale obozy zagłady są tylko u nas, w Polsce” – zaznaczył.
Sellin powiedział, że państwo polskie czuje się odpowiedzialne za upamiętnienie tych miejsc, „choć nie jest to polskie dziedzictwo”. „To jest dziedzictwo pozostawione nam, na naszej ziemi, przez opętanych zbrodniczą ideologią Niemców. Skoro tak się stało, że te miejsca są u nas, jesteśmy zobowiązani do przypominania, co się tu zdarzyło i dbania o tę pamięć” – mówił.
„Jesteśmy, można powiedzieć, przez Niemców napiętnowani takimi miejscami, my jako Polska, jako Polacy, ale nie uchylamy się od odpowiedzialności za upamiętnienie tych miejsc, za ich trwałe wołanie i to właśnie robimy” – powiedział dziennikarzom Sellin.
„To jest dziedzictwo pozostawione nam, na naszej ziemi, przez opętanych zbrodniczą ideologią Niemców. Skoro tak się stało, że te miejsca są u nas, jesteśmy zobowiązani do przypominania, co się tu zdarzyło i dbania o tę pamięć” – mówił wiceminister kultury Jarosław Sellin.
Podczas uroczystości, za pomordowanych w Bełżcu ludzi modlili się duchowni różnych wyznań - naczelny rabin Polski Michael Schudrich, biskup zamojsko-lubaczowski Marian Rojek, biskup diecezji warszawskiej kościoła ewangelicko-augsburskiego Jan Cieślar, proboszcz parafii prawosławnej w pobliskim Tomaszowie Lubelskim ks. Dariusz Wasiluk.
Rabin Schudrich w rozmowie z dziennikarzami podkreślił, że pamięć o tamtych wydarzeniach jest wyrazem szacunku dla zmarłych, ale jest też potrzebna żyjącym, aby nigdy więcej coś takiego się nie powtórzyło. „To jest niesamowite. Jesteśmy coraz dalej od tamtego tragicznego czasu, a mamy coraz więcej ludzi, którzy pamiętają. To jest ważne i to jest nasza nadzieja” - powiedział Schudrich.
W uroczystości uczestniczyła także ocalała z getta w Stanisławowie - Lila Lam-Nowakowska. Wspominała, jak podczas ucieczki - z likwidowanego już getta - jechała z matką pociągiem i gdzieś za Rawą Ruską w pewnym momencie pociąg wjechał „w obszar, gdzie roztaczał się okropny odór, jakby skoncentrowany zapach padliny”, ale nikt w pociągu nie umiał tego wytłumaczyć. „Dowiedzieliśmy się, że to miejsce nazywa się Bełżec, ale ta nazwa wtedy nic nam nie mówiła” – wspominała.
„To miejsce nadal wieje grozą dla mnie, ale przyjeżdżam tu czasem, aby złożyć hołd pomordowanym” – powiedziała Lila Lam-Nowakowska - ocalała z getta w Stanisławowie.
Później dowiedziała się, że transporty Żydów z getta w Stanisławowie trafiały właśnie do obozu w Bełżcu, i to tutaj zamordowana została jej rodzina, prawdopodobnie w tym samym czasie, kiedy jej pociąg mijał to miejsce. „To miejsce nadal wieje grozą dla mnie, ale przyjeżdżam tu czasem, aby złożyć hołd pomordowanym” – powiedziała Lam-Nowakowska.
Na zakończenie uroczystości, wszyscy jej uczestnicy – przedstawiciele władz różnych szczebli, młodzież, duchowni, mieszkańcy – złożyli kwiaty i zapalili znicze w miejscu upamiętnienia.
Budowę obozu zagłady w Bełżcu Niemcy rozpoczęli 1 listopada 1941 r. Pierwsze transporty Żydów z Lublina i Lwowa przybyły tu 17 marca 1942 r.; każdy liczył około 1,5 tys. osób. Tego dnia rozpoczęła się w Bełżcu masowa eksterminacja Żydów, która z przerwami trwała do połowy grudnia 1942 r. W tym czasie zamordowano tu około 450 tys. osób, głównie Żydów z Polski, ale też z Niemiec, Austrii, Czech i Słowacji.
Przybywające transporty najpierw dzielono na stacji kolejowej w Bełżcu, a następnie lokomotywa wpychała na teren obozu po 8-10 wagonów. Wypędzonych z wagonów ludziom mówiono, że trafili do obozu przejściowego i po dezynfekcji zostaną skierowani do obozów pracy. Ofiary kierowano do baraków rozbieralni, a stamtąd pędzono przez specjalny korytarz do komór gazowych. Potem ciała wyciągano z komór i składano w masowych grobach.
Od listopada 1942 r. Niemcy rozpoczęli spalanie ciał na terenie obozu. Masowe groby były rozkopywane koparką, a ciała składano na stosach zbudowanych na bazie szyn kolejowych. Stosy płonęły niemal bez przerwy do kwietnia 1943 r. Następnie wszystkie budynki obozowe zostały rozebrane, a teren wyrównano.
Obóz w Bełżcu podczas Akcji Reinhardt - prowadzonej w Generalnym Gubernatorstwie od marca 1942 r. do listopada 1943 r. - był jednym z trzech głównych ośrodków zagłady Żydów, obok Treblinki, w którym zamordowano ok. 900 tys. osób oraz Sobiboru, gdzie zginęło od 170 tys. do 250 tys. ludzi. Transporty do tych obozów zagłady wysyłano z wszystkich pięciu dystryktów Generalnego Gubernatorstwa: warszawskiego, radomskiego, krakowskiego, lubelskiego i galicyjskiego, który powstał w 1941 r., po ataku Niemiec na ZSRS, oraz z regionu białostockiego. Podczas Akcji Reinhardt Niemcy wymordowali ok. 2 miliony Żydów z Polski i innych krajów Europy. (PAP)
ren/ pat/