Określenia o "polskich obozach koncentracyjnych" nie były ignorowane przez polskie władze, które reagowały na te kłamstwa drogą dyplomatyczną. Ale te sposoby były za słabe, to była bezsilność - powiedział w poniedziałek zastępca prezesa IPN dr Mateusz Szpytma.
Według dr Szpytmy nieprawdziwe określenia o "polskich obozach koncentracyjnych", ukazujące się w prasie międzynarodowej, od kilkunastu lat nie były ignorowane przez polskie władze. "Państwo polskie reagowało na te kłamstwa drogą dyplomatyczną. Natomiast, jest to tylko reakcja, więc nie przynosi to skutków na przyszłość" - powiedział w TVP Info Szpytma.
Jak mówił, do tej pory w sytuacji, w której w zagranicznych mediach pojawiało się sformułowanie o "polskim obozie", interwencja Polski powodowała zmianę sformułowania na "nazistowski" obóz. "Chociaż był to niemiecki (obóz). Po czym po tygodniu lub dwóch znów jest to samo. To jest bezsilność - te sposoby dotychczasowego działania, w tym zakresie, były za słabe. Nie miały rezultatu. Inne sposoby także są nie wystarczające, co kierowało ustawodawcą i wnioskodawcą by sięgnąć po nową metodę" - wyjaśnił.
Szpytma podkreślił, że podczas pracy nad nowelizacją ustawy o IPN "jednego zgodnego głosu nie było". "Zawsze te akcenty były inaczej rozłożone, punkty widzenia są troszeczkę inne. Natomiast państwo Izrael (...) czy różne środowiska żydowskie uważają, że w wyniku tej ustawy nie będzie można w ogóle mówić o negatywnych zachowanych poszczególnych Polaków w czasie II wojny światowej. Ta narracja o tym, że te przepisy coś takiego przewidują, jest rozpowszechniona przez różne osoby, źle życzące Polsce" - powiedział Szpytma.
Odnosząc się do negatywnych zagranicznych opinii dotyczących nowelizacji ustawy i przedstawiania polskiej historii zaznaczył, że "są takie osoby, którym w ogóle się nie podoba to, co się dzieje w Polsce". "Takie tendencje widzimy. Nie wszystkim podoba się to, że Polska bardzo otwarcie mówi o swoich bohaterach, oczywiście nie zapominając o tych negatywnych przykładach zachowań" - ocenił.
Dr Szpytma, zapytany o to czy po uchwaleniu noweli o IPN istnieje zagrożenie karania za przedstawienie negatywnych postaw Polaków w okresie II wojny światowej, wyjaśnił, że "trzeba mieć złą wolę, żeby aż tak negatywnie interpretować tą ustawę". "Nie dotyczy ona w ogóle badań naukowych. W ogóle nie dotyczy. Jest specjalny artykuł, który o tym mówi" - dodał.
Szpytma przypomniał, że w ustawie jest zapis, który dotyczy tego "kto wbrew faktom pomawia". "Jeśli ktoś udokumentuje czy powołuje się, mówiąc negatywnie o Polakach, na materiały źródłowe lub na badania naukowe, to nic mu nie grozi i (...) nie będzie możliwe nawet wszczęcie żadnego postępowania" - zaznaczył.
Przypomniał, że podobne przepisy do tych zawartych w nowelizacji ustawy o IPN, są używane w innych krajach, podając jako przykład penalizację kłamstwa oświęcimskiego. "Kto zaprzecza temu, że w Auschwitz i innych niemieckich obozach zagłady, mordowano na masową skalę Żydów (...), ten podlega karze. Może zostać osądzony i skazany, więc jest precedens, żeby walczyć o prawdę historyczną, także w sposób prawny" - pokreślił.
Zapytany o genezę określenia "nazistowskich zbrodni" zamiast niemieckich, zastępca prezesa IPN stwierdził, że nawet "polskie komunistyczne władze są winne". "Po powstaniu Niemieckiej Republiki Demokratycznej przestano używać sformułowania +niemieckie zbrodnie+, tylko mówiono o +hitlerowskich+, nie chcąc obrażać braci Niemców znad Łaby" - ocenił.
Zaznaczył także, że badania niektórych naukowców wskazują, że przykaz mówienia o nazistach, zamiast o Niemcach w zachodnich Niemczech wyszedł z "grona wywiadu RFN(...) od Gehlena". "Miało to na celu odsunięcie tych podejrzeń od Niemców, ale też podzielenie się odpowiedzialnością z innymi" - przypomniał Szpytma.
"To jednak przykre, jak łatwo żeśmy sobie przyswoili tę narrację (...). Pierwszą instytucją, która reagowała w systemowy sposób na to był IPN. Świętej pamięci, pan prezes Janusz Kurtyka w roku 2008 skierował pisma do wszystkich wójtów i burmistrzów, mówiące o tym, żeby w powstających upamiętnieniach nie używać sformułowań +nazistowskie+ czy +hitlerowskie+" - wyjaśnił.
Szpytma stwierdził, że ten proces udał się w Polsce, ale "za granicą jest jeszcze wiele do zrobienia". "Chciałbym, żeby nowa wystawa IPN o Żegocie mogła być pokazana także za granicą(...) np. w Yad Vashem. Byłoby świetnie, gdyby taka wystawa ujrzała światło dzienne w Yad Vashem" - podsumował.
autor: Maciej Puchłowski
mmmp/ agz/