40 lat temu, 16 lipca 1984 r., po wyreżyserowanym przez reżim procesie ogłoszono wyrok w sprawie zabójstwa maturzysty Grzegorza Przemyka. Sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów, natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali dwaj sanitariusze, którzy wieźli pobitego do szpitala.
12 maja 1983 r. maturzysta Grzegorz Przemyk, został zatrzymany przez funkcjonariuszy MO, a następnie brutalnie pobity w komisariacie na warszawskim Starym Mieście. Dwa dni później zmarł w szpitalu. Była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu władzy PRL.
Maturzysta stołecznego Liceum im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, syn opozycyjnej poetki Barbary Sadowskiej, z kolegą Cezarym F. świętował egzamin na pl. Zamkowym w Warszawie. Był bez dokumentów, wobec czego milicjanci, w tym Ireneusz K., zabrali go na komisariat. Tam dostał ponad 40 ciosów pałkami w barki i plecy oraz kilkanaście ciosów łokciem lub pięścią w brzuch. Przewieziony do szpitala, zmarł po dwóch dniach.
Jego pogrzeb stał się wielką manifestacją przeciw władzom. Jak zauważył w rozmowie w rozmowie z PAP badacz zbrodni komunistycznych dr hab. Patryk Pleskot, naczelnik Oddziałowego Biura Badań Historycznych IPN w Warszawie sprawa zakatowania Przemyka to jedna z najgłośniejszych i najbardziej oburzających opinię publiczną spraw stanu wojennego, ale „była o tyle wyjątkowa, że był naoczny świadek tej sytuacji, czyli kolega Przemyka, który wraz z nim został wówczas zatrzymany”. W tym kontekście wyjątkowa była także skala manipulacji reżimu. „Popatrzmy na absurdalne i bezczelne działania MSW, z czasem też prokuratury, a także machiny propagandowej uosabianej przez rzecznika rządu Jerzego Urbana, który po prostu kłamał w żywe oczy i oskarżał niewinnych ludzi o tę zbrodnię. Władze – przeciwnie do zamierzonego celu – same to wszystko jeszcze bardziej nakręcały” – dodał.
Prokuratura wszczęła wprawdzie śledztwo w sprawie śmierci Przemyka, ale jednocześnie władze podjęły działania mające uchronić milicjantów przed karą. Winą chciano obarczyć sanitariuszy, którzy wieźli Przemyka z komisariatu do szpitala. W aktach sprawy zachowała się notatka ówczesnego szefa MSW gen. Czesława Kiszczaka: „Ma być tylko jedna wersja śledztwa – sanitariusze”. O tej tezie mówiła oficjalna propaganda, która prowadziła kampanię zniesławiania matki Przemyka i jego otoczenia.
Biuro Polityczne KC PZPR powołało specjalny zespół pod kierownictwem odpowiedzialnego za SB gen. Mirosława Milewskiego. „Gdybyśmy chcieli rozprawić się z Przemykiem, wzięlibyśmy fachowców” - mówił Kiszczak na posiedzeniu zespołu latem 1983 r. Realizując wytyczne zespołu, SB zastraszała Cezarego F., który wraz z Przemykiem był w komisariacie. Próbowano go skompromitować, wcielić do wojska, namawiano do wyjazdu za granicę, otoczono gronem agentów. Istniał nawet niezrealizowany pomysł, żeby upozorować jego wypadek samochodowy.
Inwigilowano nawet prowadzących sprawę prokuratorów (ich notatki trafiały do SB), a oskarżonych ws. Przemyka milicjantów i świadków instruowano, jak mają zeznawać. „Ci funkcjonariusze to barany: mówię im, jak mają zeznawać, a oni nic nie rozumieją” – skarżył się, jak wynika z akt, wysoki rangą oficer MO, który instruował milicjantów. Pod zmyślonymi zarzutami aresztowano pełnomocnika Sadowskiej, mec. Macieja Bednarkiewicza, a przeciwko mec. Władysławowi Sile-Nowickiemu wszczęto postępowanie karne, zarzucając mu „poniżanie naczelnych organów władzy państwowej”. Stracił też pracę prokurator, który sprzeciwiał się bezprawnym praktykom MSW.
Przynajmniej o części bezprawnych działań - za które Kiszczak miał zarzuty IPN - musiał wiedzieć ówczesny przywódca PRL gen. Wojciech Jaruzelski.
W lipcu 1984 r., po wyreżyserowanym przez władze procesie, sąd uwolnił od zarzutu pobicia Przemyka dwóch milicjantów - Ireneusza K. (20-letniego wówczas zomowca) i Arkadiusza Denkiewicza, dyżurnego komisariatu. Natomiast na 2 i 2,5 roku więzienia skazani zostali, za nieudzielenie pomocy pobitemu, po wymuszeniu w śledztwie nieprawdziwych zeznań, dwaj sanitariusze, którzy wieźli Przemyka do szpitala.
Sprawa wróciła do sądów po przełomie 1989 r., gdy uchylono wyroki wydane w 1984 r. Ireneusz K. został w 1997 r. uniewinniony przez Sąd Wojewódzki w Warszawie, który zarazem skazał Denkiewicza na 2 lata więzienia (nie odsiedział ani dnia, bo według psychiatrów na skutek wyroku doznał w psychice zmian uniemożliwiających odbycie kary). Oficera KG MO Kazimierza Otłowskiego skazano na 1,5 roku w zawieszeniu za próbę zniszczenia akt sprawy Przemyka w 1989 r., ale po apelacji został on uniewinniony.
Potem sprawa K. zaczęła krążyć między sądami. W kwietniu 2000 r. Sąd Okręgowy w Warszawie trzeci raz rozpoczął proces. W czerwcu 2000 r. K. został uniewinniony z braku dowodów. W styczniu 2001 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie orzekł, że od 1 stycznia 2000 r. sprawa śmierci Przemyka jest przedawniona. We wrześniu 2001 r. Sąd Najwyższy orzekł, że sprawa wraca do SA, a przedawnienie upłynie dopiero w 2005 r. W 2003 r. rozpoczął się kolejny proces. W styczniu 2004 r. SO uniewinnił K. W czerwcu 2004 r. SA ponownie uchylił wyrok uniewinniający. W grudniu 2004 r. ruszył piąty proces.
W maju 2008 r. SO uznał Ireneusza K. za winnego i skazał na 8 lat więzienia, zmniejszone o połowę na mocy amnestii. Był to pierwszy wyrok skazujący. Sąd uznał wtedy, że w sprawie nie stosuje się ustawy o IPN, lecz przepis Kodeksu karnego i ustawy o nieprzedawnianiu przestępstw aparatu władzy sprzed 1989 r., w myśl którego czyn taki jak pobicie skutkujące ciężkim uszczerbkiem na zdrowiu - nie przedawnia się.
Wyrok ten uchylił w grudniu 2009 r. Sąd Apelacyjny w Warszawie, który nie podzielił poglądu SO i uznał, że sprawa przedawniła się 1 stycznia 2005 r., a przepis, na który powoływał się SO i pełnomocnicy ojca Przemyka, nie ma tu zastosowania.
Kasację od wyroku Sądu Apelacyjnego złożył w 2010 r. do Sądu Najwyższego ówczesny prokurator generalny, minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski. SN oddalił jednak kasację, bo uznał ją za bezzasadną. Wskazał, że Sąd Okręgowy uznał milicjanta za winnego, ale jednocześnie nie stwierdził, by była to zbrodnia komunistyczna, która – zgodnie z ustawą o Instytucie Pamięci Narodowej – przedawnia się dopiero po trzydziestu latach. Skoro nie zaskarżyli tego ani prokurator, ani pełnomocnik ojca Przemyka, to – według Sądu Najwyższego – Sąd Apelacyjny nie mógł stwierdzić, że była to zbrodnia komunistyczna, i umorzył sprawę.
Śledztwo w sprawie Przemyka prowadził również IPN. W 2009 r. zarzuty utrudniania wyjaśnienia zgonu maturzysty usłyszał były minister spraw wewnętrznych Czesław Kiszczak, jednak z powodu przedawnienia karalności Instytut umorzył w 2012 r. postępowania przeciwko niemu i dwudziestu innym podejrzanym.
Od postanowienia śledczych Instytutu odwołali się do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia m.in. ojciec Przemyka – Leopold, Cezary Filozof oraz dawny adwokat matki Przemyka – Maciej Bednarkiewicz. Żądali wznowienia postępowania, ale w maju 2013 r. warszawski sąd utrzymał w mocy decyzję śledczych.
We wrześniu 2013 r. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekł, że Polska badając sprawę Przemyka, naruszyła artykuł 2. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Postępowanie karne trwało zbyt długo i dlatego doszło do przedawnienia – uznał Trybunał. Według Trybunału przestępstwo Kościuka przedawniło się w efekcie zbyt długiego postępowania sądowego. Orzeczono też, że Polska będzie musiała zapłacić ojcu Grzegorza 20 tysięcy euro odszkodowania.
„Właściwie można powiedzieć, że sprawcy pobicia Przemyka i ich bezpośredni przełożeni przeszli przez tę całą sprawę suchą nogą. Jest to zatem pewien wyrzut sumienia III Rzeczypospolitej, że nie mogliśmy – nawet sporo wiedząc – dać sprawiedliwości zadość i skazać w sposób adekwatny do czynu sprawców tej zbrodni” – mówił w rozmowie z PAP dr hab. Patryk Pleskot.
3 maja 2008 r. Grzegorz Przemyk został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Został także upamiętniony m.in. ulicą na warszawskiej Pradze Południe, tablicami na gmachu liceum Frycza-Modrzewskiego i kamienicy przy Jezuickiej oraz kamieniem na terenie kościoła św. Stanisława Kostki na Żoliborzu. W 2021 r. o sprawie Przemyka opowiedziano w filmie „Żeby nie było śladów” w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego, na motywach książki Cezarego Łazarewicza.
Autor: Michał Szukała
szuk/