„Proszę o przyjęcie mnie do Podgrodzia, o którym tyle słyszałem, w którym wciąż świeci słońce, w którym dzieci radują się i spędzają szczęśliwe dni” – pisał w 1953 r. z jednej z podolsztyńskich wsi Staszek do Bolesława Bieruta.
Na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX w. komunistyczne władze Polski rozpoczęły zakrojony na szeroką skalę proces stalinizacji życia na sowiecką modłę. Nie mógł on pominąć dzieci i młodzieży. To oni mieli przecież w przyszłości odpowiadać za budowę socjalistycznego ustroju. Żeby tak się stało dzieci musiały zostać w odpowiedni sposób do tego przygotowane.
Głównym terenem walki o dusze najmłodszych była szkoła, gdzie specjalnie zweryfikowana kadra realizowała odpowiednio opracowany program nauczania. Nie zapomniano o zajęciach pozalekcyjnych. Nauka w szkole nie wypełniała przecież całego kalendarza, a władze nie chciały pozostawiać niczego przypadkowi. Stąd szeroka działalność świetlic, domów kultury, ognisk czy domów harcerza. Dzieci wychowywano w laickim duchu odciągając je od niedzielnych nabożeństw, a w grudniu zamiast Bożego Narodzenia organizując świeckie imprezy noworoczne.
Idąc tym tokiem myślenia dzieciom należało również odpowiednio zorganizować wypoczynek letni. W 1950 r. władze zapewniały, że wczasy dziecięce w Polsce Ludowej są zdobyczą świata pracy z walce o zdrowie i wychowanie dzieci. Miały wychowywać dzieci miast i wsi na zdrowych, silnych i radosnych budowniczych kraju.
W tym duchu, dwa lata później w Podgrodziu nad Zalewem Szczecińskim, rozpoczął się wyjątkowy w skali kraju, swoisty eksperyment społeczny. W 1952 r. podjęto decyzję o budowie wielkiego kompleksu kolonijnego na wzór radzieckiego Arteku. Antoś ze Stalinogrodu pisał parę lat później do swojego kolegi: „Ty pytasz, co jest w naszym Podgrodziu? To ci powiem. To jest bajka, ale nie zwykła jak z książki, ale bajka z żywymi dziećmi, najpiękniejsza jaką kiedykolwiek czytałem”.
Setki robotników z całego kraju w ciągu kilku miesięcy odremontowały gruntownie lub postawiły na nowo ponad sto budynków, cztery kuchnie i stołówki, kilka świetlic, kino, amfiteatr, łaźnię i pralnię. Powstał stadion sportowy, wesołe miasteczko, a nawet dworzec kolejowy dla kolejki, która w godzinę objeżdżała cały kompleks czterokilometrową trasą. Jednorazowo mogło przebywać tam tysiąc dzieci. Nie rozmiar jednak stanowił o specyfice tego miasteczka, ale jego charakter.
Dzieci miały tam wypoczywać. Ale nie tylko. Niejako „przy okazji” miały też być wychowywane, wychowywane z nowym duchu, wychowywane na nowego człowieka. Wzorując się na doświadczeniach radzieckiego pedagoga i pisarza Antona Makarenki, władze postanowiły maksymalnie dużą zbiorowość dziecięcą objąć grupowym oddziaływaniem wychowawczym. W całej koncepcji ważną rolę odgrywał wzajemny wpływ wychowanków na siebie, stąd pomysł, aby władzę w Podgrodziu oddać w ręce dzieci. Władze liczyły, że dzięki temu dzieci nauczą się czym jest „pracą i sprawiedliwością budująca się ojczyzna”, kto nią rządzi i dla kogo ona istnieje. Dzieci miały poznawać czym jest społeczeństwo, jak ono funkcjonuje, jakie są prawa i obowiązki jednostki, a jakie całego zespołu.
Data otwarcia Podgrodzia nie została wybrana przypadkowo. Rok 1952 był momentem ukończenia budowy Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej, rokiem Zlotu Młodych Budowniczych Polski Ludowej, wreszcie rokiem uchwalenia nowej konstytucji zmieniającej formalnie Rzeczpospolitą Polską na Polską Rzeczpospolitą Ludową. Z tej okazji Związek Spółdzielni Przemysłowych i Rzemieślniczych postanowił uczcić tę datę budową dziecięcego miasteczka w Podgrodziu nad Zalewem Szczecińskim.
Pierwszy turnus rozpoczął się z początkiem lipca 1952 r., jednak formalne otwarcie miasteczka miało miejsce 27 lipca 1952 r. W uroczystej inauguracji uczestniczyło wielu ważnych gości, wśród nich m.in. wiceminister oświaty Zofia Dembińska. „Waszym zadaniem, obywatele Podgrodzia – mówiła do zebranych licznie na otwarciu dzieci – jest wzorując się na bohaterskiej młodzieży radzieckiej uczyć się żyć w gromadzie, zdobywać wiedzę, by móc w przyszłości dalej prowadzić wielkie dzieło budowania szczęśliwej Polski”.
I sekretarz KW PZPR w Szczecinie Jan Jabłoński przypominał dzieciom, że to ich rodzice są budowniczymi socjalizmu, a oni mają przygotowywać się do kontynuacji ich dzieła. Jednak najbardziej charakterystyczne słowa padły z ust trzynastolatka, Wiesława Prestela, który wcześniej został wybrany przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej w Podgrodziu. Chłopiec dziękował prezydentowi Bierutowi i klasie robotniczej Polski Ludowej za stworzenie tak wspaniałych warunków do wypoczynku. W jego wystąpieniu nie zabrakło także wątków ideologicznych: „Nienawidzimy podżegaczy i ludobójców – mówił Prestel – którzy zabijają nasze koleżanki i kolegów w Korei i Wietnamie, którzy przygotowują nową wojnę i chcą nam zabrać szczęście i radość. Razem z dziećmi bohaterskiego Związku Radzieckiego, dziećmi walczącej Korei i wszystkimi dziećmi całego świata, które pragną radości i uśmiechu, walczyć będziemy o szczęście i pokój”.
Miasteczko podzielono na cztery dzielnice, którymi rządzić miały dziecięce rady narodowe. W centralnym miejscu znajdował się Plac Defilad. Miejską Radą Narodową kierował wspomniany Wiesiek Prestel, jego zastępcą został Janos Fekete, kolega z Węgierskiej Republiki Socjalistycznej. Na terenie dzielnic działały drużyny, zastępy i ogniwa. W miasteczku pracowała kolej, poczta, telefony i różne służby. Wszystko kierowane było przez dzieci, choć w ich cieniu stało kierownictwo miasteczka, w skład którego wchodzili już dorośli.
Zgodnie z regulaminem każde dziecko miało obowiązek w oznaczonym czasie pełnić służbę milicyjną, kolejową, pocztową, morską i sanitarną. Co kilka dni dzieci wcielały się w postać milicjantów, maszynistów czy listonoszy. Kierowały ruchem na ulicach, sprawdzały przepustki osobom wchodzącym na teren miasteczka, doręczały listy, łączyły rozmowy telefoniczne a nawet kierowały pociągiem. Każdy miał obowiązek brać czynny udział w zabawach ale i pracach zastępów i ogniw. Jednym z obowiązków było nadanie nazw ulicom w miasteczku.
Można dziś tylko przypuszczać, że starsi wychowawcy musieli w istotny sposób wpływać na treść uchwał, niemniej jednak to formalnie dzieci nadały ulicom nazwy Józefa Stalina, Hanki Sawickiej, Budowniczych Nowej Huty, Bohaterów Koreańskich czy 22 Lipca. Nazwy świadczyły, jak pisano w materiale propagandowym: „o wielkim wyczuciu znaczenia historycznego i aktualnego”.
Dzieci zobligowane zostały również do pisania zobowiązań, które składały pisząc swoim koślawym niekiedy pismem na kartkach zeszytowych. Były to swoiste, dziecięce zobowiązania, nie mające oczywiście nic wspólnego z produkcją. Obiecywano poprawę stopni w szkole, pomoc rodzicom w gospodarstwie czy utrzymywanie porządku w domu lub ogrodzie.
Charakterystycznym elementem życia w Podgrodziu, pomysłem przeniesionym wprost ze świata dorosłych, było współzawodnictwo. Miało ono niezwykłą formę. Dotyczyło dyscypliny, wychowania fizycznego i czystości. Dzieci rywalizowały w zdobywaniu punktów: za czystość domku, umywalni, toalety. Kolejne punkty otrzymywało się za punktualne przychodzenie na apel poranny, dobre zachowanie się w jadalni, ciszę poobiednią, apel wieczorny, gimnastykę, czystość osobistą czy stan umundurowania. Nad całością czuwała Komisja Współzawodnictwa, która kontrolowała wykonywanie poszczególnych czynności i albo nagradzała punktami albo karała wypisywaniem karnych mandatów. Te zaś obligowały do wygłoszenia na zbiórkach samokrytyki.
Nad zalew zwożono wiele wycieczek wychowawców i organizatorów punktów kolonijnych, aby mogli podpatrzyć i zastosować przez siebie sprawdzone tam pomysły i rozwiązania. Podgrodzie miało kształtować w dzieciach pogardę dla indywidualności na rzecz kultu kolektywizmu. W czasie turnusów gloryfikowano Związek Sowiecki, kult wodza i poszanowanie dla władzy. Obligowano dzieci do współzawodnictwa pracy i składania zobowiązań, wytwarzano potrzebę krytyki i samokrytyki. Publicznie nagradzano i karano. Wszystko to odbywało się zaś w ideologicznie nacechowanym otoczeniu (nazwy ulic, portrety przywódców komunistycznych, odpowiednie hasła w świetlicach i jadalniach).
Czas pokazał jednak, że ten swoisty eksperyment nie zdał egzaminu. Postępująca od 1954 r. odwilż, która stopniowo obejmowała coraz to szersze obszary życia społecznego i politycznego, dotarła również do Podgrodzia. Ideologiczne ostrze propagandy zostało stępione, tym samym i w Podgrodziu zaprzestano praktyki tak nachalnej indoktrynacji dzieci.
W 1956 r. władze otwarcie przyznały się, że błędem było przekazanie całości władzy w Podgrodziu dzieciom. Za wiele od nich wymagano. Zamiast wypoczywać, młodzi ludzie spędzali gros czasu nad sprawami organizacyjnymi miasteczka. Starsza młodzież narzekała też na dużą liczbę obowiązkowych „służb”, które uznawała po prostu za dziecinadę.
Od 1956 r. ośrodkiem kierowali już formalnie dorośli, pozostawiając dzieciom jedynie głos doradczy. Z czasem Podgrodzie stało się zwykłym ośrodkiem kolonijnym i zapomniano o tym, że miało być polską wersją „radosnej republiki dziecięcej” na wzór radzieckiego Arteku.
Paweł Szulc
Źródło: MHP