Z Powstania Warszawskiego do niemieckiego KL Auschwitz-Birkenau deportowano z obozu przejściowego w Pruszkowie prawie trzynaście tysięcy Polaków – mężczyzn, kobiet i dzieci. Pierwszy transport ludności cywilnej z Warszawy wysłano pociągami 11 i 12 sierpnia 1944 roku.
Obejmował on blisko dwa tysiące mężczyzn i chłopców oraz prawie cztery tysiące kobiet i dziewczynek. W tym transporcie były głównie osoby, które przeżyły zagładę Woli i Ochoty, a ogółem liczba dzieci i młodocianych w nim przywiezionych wynosiła blisko tysiąc.
Kolejny transport z Pruszkowa zarejestrowano w KL Auschwitz II-Birkenau 4 września 1944 roku. Przywieziono nim prawie dwa tysiące mężczyzn i chłopców oraz ponad tysiąc kobiet i dziewczynek. W transporcie tym przywieziono przeważnie osoby, które przeżyły zagładę Starego Miasta. Do Pruszkowa kierowano ich od 31 sierpnia, gdzie w obozie byli przetrzymywani dwie-trzy doby w olbrzymiej hali bez jedzenia i w potwornych warunkach sanitarnych.
W dniu 13 września 1944 roku przybył do obozu Auschwitz II-Birkenau z Pruszkowa transport męski liczący prawie tysiąc osób, w którym przywieziono trzydziestu dziewięciu chłopców poniżej osiemnastu lat. Przywiezieni w nim warszawiacy ze Śródmieścia w większości dobrowolnie przeszli poza barykady powstańcze, wierząc w gwarancje niemieckie zawarte w zrzucanych ulotkach, w których wzywano ludność cywilną do opuszczenia Warszawy, gwarantując jej bezpieczeństwo oraz „chleb i pracę”.
Bogdan Bartnikowski był przywieziony z Warszawy w jednym z tych transportów jako dwunastoletni chłopiec. Swoje obozowe przeżycia opisał w książce „Dzieciństwo w pasiakach”:
„Warszawa, lata czterdzieste, wojenne, ubiegłego wieku, podstawiony pociąg towarowy do załadunku ludzi. Ścisk, tłok, płacz, to są dzieci, pędzone przez hitlerowców do wywózki. Nie wiedzą jeszcze gdzie będą wiezione. Wreszcie pociąg rusza, jada. W tłoku, własnych odchodach, bez przystanków, podroż trwa dobę. Po makabrycznych godzinach spędzonych w pociągu, dojechali, zaciekawieni, próbują dowiedzieć się, gdzie są, ktoś krzyknął w oddali, Boże, to Auschwitz. To jest ich cel, przeznaczenie, na jak długo nie wiadomo.
Tutaj zaczyna się ich prawdziwe piekło. Przejście przez łaźnie, wstęp do tego co ma się dziać dalej, baraki, zbijane z desek, z pryczami do leżenia, również tłok, wszechobecny zaduch. Zakazy, zakazy wszystkiego, za jakiekolwiek przewinienie, śmierć. Brak żywności, np. obiady robione są z brukwi i wody, czasami z dodatkiem kawałeczka chleba. Bicia dzieci są na porządku dziennym. Śmierć zbiera swoje żniwo.
Po tygodniach i miesiącach spędzonych w obozie z oddali zaczynają się odzywać wojenne pomruki. Małymi kroczkami zbliża się wolność. Zaczyna się stopniowa ewakuacja obozu, likwidacja, co ważniejszych obiektów obozowych, żeby zatrzeć ślady dzikiej nieludzkiej działalności. Nareszcie nadchodzi ten dzień, dzień wolności”.
Adam Cyra: Wśród przywiezionych z Pruszkowa do obozu Birkenau znajdowało się wielu ludzi starszych oraz kobiety z dziećmi. Były to osoby, które przeżyły straszliwe chwile, kiedy na ich oczach w bestialski sposób mordowano ich najbliższych. Do obozu koncentracyjnego przybywali w stanie skrajnego wyczerpania psychicznego i fizycznego. Transport ludności cywilnej z Warszawy deportowano w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, wody i możliwości załatwienia potrzeb fizjologicznych. Ich rozładunek następował na rampie kolejowej wewnątrz KL Auschwitz II-Birkenau.
Ostatni transport pruszkowski zarejestrowano w Auschwitz-Birkenau 17 września 1944 roku. Przywieziono w nim mieszkańców Czerniakowa, Powiśla, Nowego Światu i podwarszawskich miejscowości – łącznie ponad trzy tysiące mężczyzn i chłopców oraz co najmniej trzy kobiety.
Wśród przywiezionych z Pruszkowa do obozu Birkenau znajdowało się wielu ludzi starszych oraz kobiety z dziećmi. Były to osoby, które przeżyły straszliwe chwile, kiedy na ich oczach w bestialski sposób mordowano ich najbliższych. Do obozu koncentracyjnego przybywali w stanie skrajnego wyczerpania psychicznego i fizycznego.
Transport ludności cywilnej z Warszawy deportowano w bydlęcych wagonach, bez jedzenia, wody i możliwości załatwienia potrzeb fizjologicznych. Ich rozładunek następował na rampie kolejowej wewnątrz KL Auschwitz II-Birkenau.
Leokadia Rowińska, ur. 24 maja 1924 roku, mieszkała w Warszawie. Podczas Powstania Warszawskiego jako młoda mężatka była w trzecim miesiącu ciąży. W dniu 12 sierpnia 1944 roku ją i jej matkę przywieziono z Warszawy towarowym pociągiem do obozu Auschwitz II-Birkenau.
W styczniu 1945 roku Leokadia Rowińska, oznaczona numerem obozowym 83512, była w dziewiątym miesiącu ciąży. Gdy esesmani zarządzili ewakuację obozu, postanowiła iść w Marszu Śmierci, aby ratować siebie i dziecko, w przeciwnym razie groziło jej rozstrzelanie.
Kiedy do Oświęcimia zbliżali się żołnierze Armii Czerwonej, w dniach od 17 do 21 stycznia 1945 roku esesmani wyprowadzili z KL Auschwitz i jego podobozów około pięćdziesiąt sześć tysięcy więźniów. Więźniowie ci w pieszych kolumnach konwojowani byli przez uzbrojonych esesmanów, którzy nie mogących iść dalej o własnych siłach więźniów rozstrzeliwali. Dwie główne piesze trasy ewakuacyjne wiodły do Wodzisławia Śląskiego i Gliwic, skąd przetransportowano więźniów w odkrytych wagonach koleją do innych obozów koncentracyjnych, położonych w głębi Niemiec i Austrii. Podczas Marszy Śmierci, pieszych i kolejowych, zginęło co najmniej 9 tysięcy więźniów KL Auschwitz.
Po wojnie Leokadia Rowińska relacjonowała swoje tragiczne przeżycia: „Szliśmy całą noc i cały dzień aż do Pszczyny w śniegu i mrozie, mijając od czasu do czasu kałuże krwi i martwe postacie”.
W Pszczynie pozwolono wycieńczonym więźniom na krótki odpoczynek i dopiero w Porębie esesmani zarządzili nocleg. Leokadia Rowińska spała wraz z innymi więźniarkami na strychu folwarku należącego do niemieckiej rodziny.
W nocy – 21 stycznia 1945 roku – dostała silnych bólów i zaczął się poród. W tych strasznych warunkach na świecie pojawił się Irek. Miejscowa kobieta podarowała jej becik po zmarłym dziecku i uszkodzony smoczek. Pomagająca jej kobieta ochrzciła także noworodka i nadała mu imię Ireneusz. Chłopczyk wkrótce zmarł. Leokadia Rowińska pochowała go w Porębie pod przydrożną kapliczką.
Na cmentarzu w Pszczynie jest pomnik Ofiar Marszu Śmierci. W zbiorowej mogile spoczywa tam kilkudziesięciu więźniów, którzy podczas ewakuacji obozu zostali zastrzeleni przez esesmanów.
W styczniu 2011 roku, w sześćdziesiątą szóstą rocznicę urodzin Irka, na tym pomniku Leokadia Rowińska odsłoniła tablicę ufundowaną przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie. Po odsłonięciu tablicy poświęconej swojemu synowi, twarz zakryła dłońmi i rozpłakała się.
W ostatnich latach zdrowie i siły nie pozwalały już jej, aby mogła przyjechać z Warszawy do Oświęcimia i odwiedzić symboliczny grób syna Irka w Pszczynie.
Leokadia Rowińska zmarła 2 sierpnia 2016 roku, a uroczystości pogrzebowe odbyły się 5 sierpnia w kościele św. Jakuba Apostoła przy Placu Narutowicza w Warszawie, gdzie spoczęła na Cmentarzu Wolskim.
Adam Cyra