"[…] nie pisz nigdy […], że jesteś ciężarem, że moja pomoc «upokarza» Cię itp. […] Jestem i będę do końca Twoim dłużnikiem" Zygmunt do Celiny, 5 października 1960.
Okazja do kraju
Antoni Czermak pamięta z dzieciństwa spędzonego w latach pięćdziesiątych w jednym z Celiną Otowską, krakowskim, domu: „Przychodzili «kurierzy» od Zygmunta”. Gorączkowa notatka z 1946 roku: „Kochany Muśku! Dowiedziawszy się nagle o okazji, mam tylko kilka minut na napisanie tych paru słów”. Dziękuje za pierwszy list, który w końcu dotarł, ale i za pieniądze przekazane przez „p. Dunajczana”: „Teraz bardzo trudno o okazję – bo mało osób jeździ”. Aż dziw, że „Dunajczan”, to nie pseudonim. Przywoła Nowakowski w 1955 roku, że „to młody Amerykanin, który przed jakimiś dziesięciu laty wręczył Pani równowartość dziesięciu funtów”. Ale oto – kolejna okazja: „Kochany Muśku! Korzystam z uprzejmości aby Ci przekazać parę słów…”.
Alarmuje „Musiek” 2 września 1946 roku Mieczysława Grydzewskiego: „we środę mam «Okazję» do Kraju”. Także 17 sierpnia donosi: „Jest okazja krajowa, w poniedziałek rano, ale sądzę, że jeszcze wyjazd przeciągnie się do wtorku-środy”. W tekście Trzynaście jesieni napomknie sześć lat później o kurierach, których „teraz mniej przybywa” (zawsze jeździło za mało). Po dekadzie – jest łatwiej, pamięta, by wywiedzieć się z Taorminy: „Rad jestem, że przesyłka z PKO już znalazła się w Twoich rękach, ale martwi mnie to, że jeszcze nie przyszły te trzy tysiące, o których dawno Ci doniosłem. Chyba ten jegomość nie bujał mnie! Sam się przecież narzucił, przypuszczam więc, że dotrzyma obietnicy, ale trzeba czekać cierpliwie”.
List Celiny z 1946 roku zawiera komunikat: „30 dol[arów] przez dr Zbyszka”, czyli przez Zbigniewa Godłowskiego, internistę, w latach 1941–1949 wykładowcę Polskiego Wydziału Lekarskiego w Edynburgu. Utyskuje Zygmunt w 1950 roku, że „milczy i Godłowski, który zdał jakiś specjalny egzamin, zyskując tym wyższą rangę w świecie lekarskim”. Mylnie identyfikuje go w adnotacji do korespondencji Józef Dużyk (acz z asekuracją: „być może”). To nie Kazimierz Godłowski, syn znanego lekarza Włodzimierza Józefa. Wróci „Zbyszek” po pięciu latach, gdy odezwie się do Zygmunta z Chicago. Lecz: „Zdaje mi się, że on już od bardzo dawna przestał być Polakiem, stroni bowiem od wszystkiego, co polskie”...
„Pragnąc zrehabilitować się za zupełnie idiotyczną paczkę lutową” – kaja się „Musiek” w 1954 roku – „poleciłem firmie «Help to Poles Fund» wysłać coś lepszego mianowicie coś odpowiadającego wartością i ceną moim normalnie wysyłanym paczkom”. „Normalnie wysyłanym…”, czyli miesiąc w miesiąc, nie licząc nadzwyczajnych pretekstów. A jest i „normalny sukursik miesięczny”, czyli funty, dolary, złotówki. Ciągle zabiegany, jakże miał tworzyć w podobnych warunkach? W Haraczu przyzna: „Ratowaliśmy rodziny i przyjaciół w Polsce, ratowaliśmy ich od głodu, zimna i chorób”. Otóż to: i chorób.
Melancholijna chwila wyliczenia
Kontynuuje: „Osobny rozdział stanowią lekarstwa. Aspiryna, którą […] w każdym kraju na zachodzie, można kupić w byle aptece albo nawet w jakimkolwiek sklepie, stanowi w Polsce rzadkość”. Dotyczy to „wszelkiego rodzaju medykamentów”. Siedem lat potem referuje w londyńskiej gazecie: „Niemal codziennie, nie tylko od rodzin i od przyjaciół, ale także i od ludzi nieznajomych otrzymujemy błagalne listy z prośbą o rozmaite leki. Czasem bywają to środki nowe, świeżo wprowadzone na Zachodzie, o których nasi korespondenci zasłyszeli coś przypadkiem lub przeczytali. Nazwy tych lekarstw, przeważnie skomplikowane […], przemawiają do wyobraźni, jako zapowiedź cudotwórczego balsamu na wszelakie choroby, jako magiczne, zbawcze panaceum”.
Marek Bieńczyk w traktacie o Melancholii zauważa, że wyliczenie jest gorączką, figurą, „w której jakąś alchemią nicości i błahości melancholia rozpala wszystkie swe światła, wytwarza dla siebie sferyczne, bezpieczne miejsce, gdzie w jednej chwili zbiera «wszystko»”. Enumeracja daje „złudzenie całości”, to właśnie w „wyliczeniu tworzymy zwierciadło, usiłujące uchwycić wieczność i nieskończoność rzeczy w fikcyjnej nieskończoności słów”. Ustawmy więc lustro: Abecedin („flaszka pastylek”), Adrenopax, Bellergal, Beplex (tabletki), Borzil, Calsiod, „cudotwórcze witaminy”, Efedryna, Elezorycyna, Multivite, Novalgina (zastrzyki), penicylina (dla umierającej siostry – Heleny Zakrzewskiej), Uroclase, „witamina H.3”, Viprasid…
Zygmunt: „O jadzie kobry proszę nie myśleć, bo jest to środek prze¬starzały, o którym lekarze tutejsi mówią z lekceważeniem, jako o rzeczy zupełnie niedającej żadnych rezultatów”. Otowska: „Liver oil [właśc.: cod-liver oil – ang. tran z wątroby dorsza, P.Ch.] zażywam stale, już kończę pudełeczko […]. Mnie to doskonale zrobiło, bardzo wzmocniło. Również witaminę B zażywam stale”; „Ratuje mnie «Adrenopax». Błogosławię Pana za niego – jak zresztą i za wszystko”. Dziwi się Zygmunt w poświęconym medycynie felietonie Polska oxyterracyna: „Zdarza się jednak często pewne nieporozumienie, bo ludzie z Kraju proszą o przysłanie środka tak pospolitego, jak np. «aspro», które przecież tutaj można kupić za kilka groszy w byle sklepie z papierosami na rogu każdej ulicy”.
W Głosie kraju zawoła: „Plaster trzeba wysłać z Londynu [rozstrzelone w oryg. – P.Ch.]!”. W Alicji w krainie czarów rzuci: „Posyłamy… watę. Posyłamy gazę opatrunkową”. I tak bez końca. Bieńczyk spostrzega, jak „szczególną przyjemność dają nam wyliczenia”: „Żyzna, uprzywilejowana i dla melancholii magiczna chwila […], gdy słyszalny się zdaje głos ludzi i dostrzegalna obecność rzeczy, nosi w sobie pustkę braku; nieskończone zdanie wyliczenia, uciekające wciąż przed siebie, ostatecznie przypomina tylko o sobie samym, mówi tylko własne słowa, za którymi nie ma już, nie ma wciąż nic”. Zwykle trudno z listów wydzielić asortyment paczek dla klarowności wywodu, niemniej z rzadka poezja smutnej statystyki nabiera kolorów.
Wolno się sączy czarna kawa…
Melduje Zygmunt: „[…] rozmaici ludzie obiecali mi, że wyślą pewne prowianty, a więc Antek Mazur […] kawę i pieprze z Kalkuty, p. Emerson […] coś z St. John’s (Nowa Funlandia), z Wellington (Nowa Zelandia) odeszła […] paczka żywnościowa i para najlonów. Jeśli Pani dostała z Rio de Janeiro kilogram kawy, tedy reszta, mianowicie półtora kilograma jest w drodze”. List z 1952 roku brzmi jak kod, a zawiera najprawdziwsze wieści. „Mazur” to kryptonim dyplomaty i pisarza Jana Frylinga, dany na pamiątkę zabitego podczas wojny „pracownika domowego”. W detroickiej prasie Nowakowski wyjaśnia: „Za czasów okupacji niemieckiej mogliśmy się porozumiewać z krajem stosunkowo łatwo, dzisiaj obie strony muszą wynajdywać jakiś bardzo skomplikowany szyfr, by list przedostał się przez ucho igielne cenzury”.
Celina awizuje w 1946 roku „dwie paczki żywnościowe od pana Emersona, jedna z Kanady, druga z Nowego Jorku”. Znów nabralibyśmy się, że „Emerson” to erudycyjna ksywka! Lubi Zygmunt cytować Ralpha Waldo... Przestrzega inną korespondentkę, Zofię Josztową, przed Wielką Brytanią: „Proszę pamiętać, co przed stu laty powiedział Amerykanin, Emerson: «Nikt jeszcze nie wylądował bezkarnie na tej wyspie»”. Tajemnicę odkryje Grydzewskiemu w 1948 roku: „[…] od lat koresponduję z niejakim Emersonem […]. Nie znaliśmy się, on zaś nauczył się polskiego na Przylądku… [Przylądku dobrej nadziei – P.Ch.], a następnie czytywał «Wiadomości». Niebywały entuzjasta! Był – dosłownie – przelotem w Londynie i zaprosił mnie na kolację. Krzyczał tak głośno […] i protestował przeciwko linii Curzona, że byłem zażenowany”.
Drąży Zygmunt: „Ciekawy jestem czy przyszła kawa z Brazylii? Upomniałem się po raz drugi”. Zawiadamia: „Mój przyjaciel wysłał z Rio de Janeiro kilogram kawy i sardynki”. Celina mantruje: „Nadeszło też pięć funtowych paszek kawy brazylijskiej. Schowałam je na powrót do Krakowa [z Harendy – P.Ch.]”; „Ogromnie dziękuję za przesyłkę z Brazylii – kilo kawy i pół kilo pieprzu (to u nas bardzo cenne!). Wyznaję, że przyszła w samą porę, jak z nieba zesłana i poratowała mnie bardzo!”; „Czy Pan wie, że przysłany mi pieprz okazał się najcenniejszy”? A my wiemy, że jego kilo przekłada się na obiady i kolacje przez miesiąc („I jeszcze z nadwyżką!”). Sytuacja ewoluuje – 7 lutego 1953 roku nadeszła kawa z Rio, „żałuję tylko, że zamiast kawy nie nadesłali pieprzu ziarnistego, który jest dużo pożądańszy”.
Ale już 7 kwietnia: „W ogóle pieprz stał się nieaktualny, tyle go nasłali, a kawa niepalona jest trudna do zbycia, bo nikt nie ma jej gdzie palić. Mamy wszyscy tylko małe kuchenki elektryczne, na których gotujemy herbatę” (Nowakowski, 1951: „Jutro postaram się wysłać normalną paczkę, ale jeszcze brak mi herbaty”). Wreszcie – „opłaciłam nowe cło [za brazylijską kawę] – mimo wszytko i to się bardzo opłaca”. Z biografii Hanki Ordonówny pióra Anny Mieszkowskiej dowiemy się, że aktorka Danuta Wyrwicz-Zdanowska (z Warszawy) dziękowała Ordonce (w Bejrucie) za półtora kilograma pieprzu – „sprzedałam za 3700, wystarczy mi na dwa tygodnie życia” (otrzymała prócz tego buty, apaszkę i nieodłączne pończochy). Krytyk literacki i prozaik, Jan Bielatowicz skonstatuje: „Ktoś słusznie nazwał naszą emigrację «paczkową»”.
Dzień świstaka
Martwi się Zygmunt w 1952 roku: „Oby nie było jakichś kłopotów z tą paczką!”. Zapowiadał siedem lat później, że „już dawno odeszła paczka z kuponem na ubranie i z «nescafe»”. Ale na przykład owe brazylijskie kilo kawy i pół pieprzu odbierze Celina „niesłychanie szybko” (wysłane 21 sierpnia doszły 6 września) „– więc dużo prędzej niż przesyłki z Anglii” (list Celiny z 1952 roku). Czy mylił się Zygmunt przed rokiem: „Paczka żywnościowa zawsze idzie dłużej”? Wie, że w kraju: „Brak bielizny, ubrań, mydła, grzebieni, szczoteczek do zębów itd.” (Kwiatek do kożucha), relacjonuje prośbę o „plaster-przylepiec”, wie, że „nie ma przyrządów, których używa np. dentysta. Nie ma okularów. Nie ma niczego” (Haracz).
Tymczasem w 1961 roku sonduje: „Napisz mi zaraz, czy tego rodzaju sukurs [„przesyłka z wiktuałami”] jest pożądany, bo przecież sam nie orientuję się […], nie znając tutaj żadnych braków, jeśli idzie o produkty żywnościowe”. Brzmi to jak bajka: „Sklepy są pełne wszystkiego i po prostu uginają się od nadmiaru towarów”. Celina prosi więc (w przeciągu lat)… o „funt białej żelatyny” i o „puszkę dżemu pomarańczowego (do mojego użytku)” – w chorobie; o „kłębek brązowej wełny na rękawiczki, a tu mi ktokolwiek zrobi na drutach”; o czarną farbę „do farbowania wełny – tu dostać nie można”. Do znanej „nieśmiałej prośby” o „dwie koszulki dzienne i dwie pary (pardon!) majteczek” dołączy honorowe zastrzeżenie: „Naturalnie proszę o tyle mniej przysłać «Nesc’i» [sic!] i innej żywności”.
Prosi o „zupy w kopertach”, które „raz dwa można ugotować na maszynce i są bardzo dobre”, niosąc ekstra zaletę: „No i na szczęście nie mam pokusy ich sprzedać”. Zygmunt obiecuje: „Wszystkie sprawunki, o których Pani pisze, załatwię”. Również te, które wędrują dalej: „Idą w handlu małe puszki «Neski» i takież herbaty”; „«Nescafe» w małych puszkach i kakao […] oraz herbata w zielono-srebrnym opakowaniu – bo się najłatwiej sprzedaje”; „Podobno zawsze poszukiwane [są] pastylki «elezomycyny» i «bellergalu» w oryginalnym opakowaniu. Ale zdaje się, że i u Was to bardzo drogie – więc odpada. Najlepiej idzie «Nesca», kawa ziarnista, kakao i herbata oraz pieprz”.
Zawartość ulega restrukturyzacji: „Tłuszcze są zbyteczne”; „Proszę tylko nie wysyłać mleka w proszku, puszek mięsa, margaryny ani cukru. Na miejscu taniej kosztuje niż opłata”. Uśmiechnie się Celina w 1954 roku: „Oczekuję teraz sławetnej paczki z cukrem, ryżem i margaryną oraz proszkiem mlecznym – strasznie się z tego zestawienia śmiałam, bo to są wszystko produkta, których tu nie brak i są stosunkowo niedrogie – myślę jednak, że uda mi się z tego dzięki kawie i herbacie wywinąć bez straty”. „Wywinąć”? Przy słowie tym wpadniemy w zadumę… Czy socjalistyczna rzeczywistość nie nadszarpnęła dystynkcji ziemianki? Rok wcześniej plenią się „ciuchy” i „forsa na bilet”, a wnet hasło „upłynnić” się zdarzy!
Źródła:
Listy do M. Grydzewskiego z Archiwum Emigracji w Toruniu AE AW/CCXXVI/3 i AE AW/CCXXVI/7; M. Bieńczyk, „Melancholia. O tych, co nigdy nie odnajdą straty”, Warszawa 2012; Listy do Z. Josztowej, Biblioteka Polska w Londynie: BPL 189/Rps; A. Mieszkowska, Hanka Ordonówna. „Miłość ci wszystko wybaczy”, oprac. graficzne M. Wiśniewska, Warszawa 2019; J. Bielatowicz, „Wielka emigracja”, w: „Literatura na emigracji”, Londyn 1970 oraz teksty Z. Nowakowskiego, „Trzynaście jesieni” i „Haracz”, „Dziennik Polski” (Detroit), 30 sierpnia 1952 i 30 stycznia 1954; „Polska oxyterracyna, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza”, 30 listopada 1961; „Głos kraju, Alicja w krainie czarów i „Kwiatek do kożucha”, „Dziennik Polski” (Detroit), 27 października 1951, 15 listopada i 30 sierpnia 1952.
Autor: Paweł Chojnacki
Źródło: Muzeum Historii Polski
Trzeci odcinek drugiej serii cyklu serii ukaże się wieczorem 29 listopada w portalu Dzieje.pl w zakładce „Artykuły historyczne”.