Marsze głodowe latem 1981 r. były objawem desperacji Polaków spowodowanej katastrofalnym stanem zaopatrzenia, nawet w przypadku podstawowych produktów. 24 lipca tr. na łamach „Tygodnika Solidarność” Waldemar Kuczyński w związku z takim stanem rzeczy ostrzegał: „docieramy do progu wytrzymałości społecznej”. Sytuację w kraju pogarszało załamanie się reglamentacji mięsa i jego przetworów (kartki na te podstawowe produkty wprowadzono – zgodnie zresztą z żądaniami strajkujących w sierpniu 1980 r. – od kwietnia 1981 r.) już w trzecim miesiącu obowiązywania systemu kartkowego! Dodatkowo nastroje pogorszała uchwała Rady Ministrów z 12 lipca 1981 r. o zmniejszeniu norm kartkowych na mięso i jego przetwory o 20% w sierpniu i wrześniu.
Pierwszy protest uliczny przeciwko brakom w zaopatrzeniu („marsz wygłodzonych”) miał odbyć się w Kutnie 15 lipca. Został on jednak wstrzymany na apel przewodniczącego NSZZ „Solidarność” Lecha Wałęsy. Jednak już kilkanaście dni później nikt już nie był w stanie powstrzymać protestów. 25 lipca marsz głodowy zakończony wiecem został zorganizowany w Kutnie. Wzięło w nim udział około tysiąca osób. Jak później relacjonowało MSW: „Wiec filmowany był przez ekipy telewizyjne ABC, NBC, a także RFN i Szwecji”. Trasę przemarszu, wbrew zakazom władz, „udekorowano” plakatami w rodzaju „Jak długo jeszcze na granicy nędzy”. „Kartki = wegetacja” czy „Błędy władzy – puste sklepy”.
Do najgłośniejszej, czterodniowej akcji protestacyjnej doszło w Łodzi. Jej głównym elementem był marsz głodowy łódzkich kobiet i dzieci 30 lipca. Wyruszających spod łódzkiej katedry manifestantów błogosławił ordynariusz łódzki biskup Józef Rozwadowski. W ocenie władz w tym doskonale zorganizowanym dwugodzinnym proteście wzięło udział 10-20 tys. osób, a według działaczy NSZZ „Solidarność” nawet 50-100 tys. Przebieg wydarzeń relacjonowało blisko stu dziennikarzy. Jak wspomina Benedykt Czuma: „bardzo licznie pojawili się dziennikarze krajowi i zagraniczni […], a nawet Chińczyk z agencji Sinhua”. W efekcie zdjęcia z manifestacji mogli obejrzeć widzowie praktycznie na całym świecie (oczywiście z wyłączeniem większości państw tzw. demokracji ludowej), gdyż Polska i „Solidarność” znajdowała się w tym czasie w centrum uwagi mediów. A kobiety z wózkami idące na czele marszu robiły wrażenie. Podobnie jak niesione przez manifestantów transparenty oraz skandowane hasła, takie jak: „Chleba i wolności” czy „Trzy zmiany jeden głód”. W przypadku części z nich wprost atakowano władze: „Partia obraduje, rząd rządzi, a naród głoduje”, czy będące wyrazem czarnego humoru „Zjemy Kanię [I sekretarza Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – GM] na śniadanie”.
Grzegorz Majchrzak: Czy marsze głodowe przyniosły rezultat? W niektórych przypadkach, szczególnie większych ośrodków (np. Łodzi, gdzie skierowano dodatkowe 200 ton mięsa i 100 ton drobiu), tak. Nie mogły jednak znacząco zmienić (poprawić) zaopatrzenia w podstawowe artykuły, w tym żywność. Z pewnością dawały natomiast ludziom możliwość dania upustu ich emocjom. A dzisiaj pozostają smutnym świadectwem epoki, która – miejmy nadzieję – odeszła już (przynajmniej w przypadku Polski) na dobre do przeszłości.
30 lipca 1981 r. marsze głodowe zorganizowano również w wielu innych miastach. Według danych zebranych przez Służbę Bezpieczeństwa odbyły się one w: Tomaszowie Mazowieckim (z udziałem 5 tys. osób), Piotrkowie Trybunalskim (4 tys.), Pabianicach (2,5 tys.), Bełchatowie i Zduńskiej Woli (po 2 tys.), Zgierzu (1,5 tys.) oraz Łasku (500). Ich przebieg był podobny – manifestanci spokojnie przechodzili ulicami, kończąc pochody przed gmachami władz państwowych lub partyjnych, gdzie wygłaszano przemówienia i składano petycje. Na przykład w Piotrkowie Trybunalskim 10-letnia dziewczynka, po wyjściu wojewody do demonstrantów, odczytała przez megafon apel dzieci piotrkowskich dot. poprawy zaopatrzenia w żywność.
Podobne protesty miały też miejsce w kolejnych dniach i tygodniach. Z powodu braku podstawowych artykułów oraz obniżenia przydziałów kartkowych na mięso i jego przetwory atmosfera w kraju pozostawała napięta. W zakładach pracy organizowane były masówki, ogłaszano pogotowie strajkowe, przyjmowano kolejne rezolucje i uchwały pod adresem władz. Do marszy głodowych, wieców i strajków dochodziło w szeregu kolejnych miast. Na przykład w Olsztynie akcja protestacyjna trwała trzy dni. 3 i 4 sierpnia zorganizowano samochodowe przejazdy ulicami miasta z hasłami: „Premierze bądź szczery, gdzie się podziały mleko i sery” czy „Nie chcemy być głodni i brudni”. Ostatniego dnia protestu, 5 sierpnia, odbył się marsz głodowy, w którym wzięło udział około 3 tys. osób z biało-czerwonymi flagami i transparentami z takimi hasłami, jak: „Obywatelu Generale [chodziło o premiera Wojciecha Jaruzelskiego – GM] – meldujemy, że jesteśmy głodni” czy „Chcecie pracy dajcie jeść”. Z kolei we Włocławku marsz głodowy zorganizowano przed Urzędem Wojewódzkim 3 sierpnia. Wzięło w nim udział od 3 (według danych SB) do 5 tys. osób. Dzięki czujności władz (na skutek interwencji Milicji Obywatelskiej) nie zostały wyeksponowane wcześniej przygotowane hasła: „Precz z partią”, „Precz z wojewodą, sowieckim namiestnikiem” i „Precz z socjalizmem”. 6 sierpnia w Białymstoku marsz głodowy, który rozpoczynał się pod siedzibą miejscowego Komitetu Wojewódzkiego PZPR, a kończył przed siedzibą Zarządu Regionu NSZZ „Solidarność”, zorganizowali emeryci, renciści i inwalidzi. Dzień później podobne manifestacje miały miejsce w stolicach wszystkich województw wchodzących w skład Regionu Małopolska NSZZ „Solidarność”. Co ciekawe, jeśli wierzyć danym Służby Bezpieczeństwa, więcej osób zebrało się w Tarnowie (4 tys.), niż w Krakowie (3 tys. w momencie szczytowym, podczas wiecu pod Urzędem Miasta)… W tym samym dniu marsz głodowy przeszedł również ulicami Dębicy.
Władze PRL uznały tę formę protestu za „poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa i porządku publicznego”. W ich ocenie przywódcy związku mieli – jak twierdził podczas posiedzenia Biura Politycznego KC PZPR Kazimierz Barcikowski – świadomie i celowo wykorzystać do własnych celów „niezadowolenie ludności z powodu złego zaopatrzenia rynku”. Prawda była jednak zupełnie inna. „Manifestacji i protestów nikt celowo nie wywołuje. Wywołują je okoliczności, całokształt warunków społecznych” – pisano na łamach „Tygodnika Solidarność”. Władze związku winą za zaistniałą sytuację obarczały rządzących, zarzucając „wielu ogniwom aparatu administracji” rażącą nieudolność lub też obojętność wobec pogarszającego się zaopatrzenia w żywność. Trzeba też przypomnieć, że 12 sierpnia Krajowa Komisja Porozumiewawcza w apelu do członków związku i całego społeczeństwa zwróciła się o „powstrzymanie się od dalszych marszów głodowych i strajków organizowanych pod hasłem poprawy zaopatrzenia”.
Ograniczyło to skalę dalszych tego rodzaju protestów, ale nie zapobiegło im całkowicie. Desperacja Polaków, szczególnie kobiet, był zbyt wielka. Nic zatem dziwnego, że do tego rodzaju protestów dochodziło również w kolejnych miesiącach. Na przykład w marszu głodowym w Grudziądzu 22 października 1981 r. wzięło udział około 9 tys. osób. Manifestację zorganizowały władze Podregionu w Grudziądzu. Szczególnie bolesne dla władz komunistycznych musiało być nawiązanie w jednym z haseł do słów „Międzynarodówki”: „Powstańcie, których dręczy głód!”…
Na koniec warto się zastanowić czy marsze głodowe przyniosły rezultat? W niektórych przypadkach, szczególnie większych ośrodków (np. Łodzi, gdzie skierowano dodatkowe 200 ton mięsa i 100 ton drobiu), tak. Nie mogły jednak znacząco zmienić (poprawić) zaopatrzenia w podstawowe artykuły, w tym żywność. Z pewnością dawały natomiast ludziom możliwość dania upustu ich emocjom. A dzisiaj pozostają smutnym świadectwem epoki, która – miejmy nadzieję – odeszła już (przynajmniej w przypadku Polski) na dobre do przeszłości.
Grzegorz Majchrzak
Źródło: Muzeum Historii Polski