Zdaniem prof. Antoniego Dudka odtajnione dokumenty NATO nie zmienią w sposób zasadniczy wiedzy na temat stanu wojennego. Potwierdzają one, że w Europie Zachodniej obawiano się przekształcenia rewolucji solidarnościowej w konflikt ze Związkiem Sowieckim. PAP: Czy odtajnione w ostatnich dniach dokumenty NATO wnoszą coś nowego do aktualnego stanu wiedzy o stanie wojennym?
Antoni Dudek: Pogłębionej analizy wspomnianych dokumentów nie prowadziłem, ale z tego co się zorientowałem są to notatki z kilku lat, które zostały zebrane dość przypadkowo. Obrazują one to, co w kwaterze głównej NATO myślano o Polsce, poczynając od okresu przed Sierpniem ’80, czyli czasu narastania zadłużenia Polski i przewidywania, że będą w niej perturbacje wewnętrzne. Okazuje się, że w NATO dobrze wtedy prognozowano, ale nie trzeba było być niezwykłym wizjonerem, żeby przewidzieć, że ekipa Gierka z początkiem roku 80 była na równi pochyłej. To była tylko kwestia czasu kiedy nastąpi kryzys. Ujawnione dokumenty potwierdzają w zasadzie to, co już wiedzieliśmy, trudno mówić o jakichś wielkich sensacjach. W Europie Zachodniej z przerażeniem patrzono wówczas na wybuch rewolucji solidarnościowej, bojąc się, że przekształci się ona w konflikt z udziałem ZSRS. W związku z tym nie zamierzano robić nic, co dałoby ZSRS pretekst do oskarżenia Zachodu o ingerencję NATO w sprawy polskie.
Dudek: Na poziomie realnych rozważań ZSRS nie brał pod uwagę tego, że NATO zaangażuje się militarnie w obronę Solidarności. Jeśli państwa zachodnie nie zrobiły tego w 1956 r. na Węgrzech i w 1968 r. w Czechosłowacji, to nie było podstaw do podejrzewania Zachodu, że będzie interweniował w Polsce.
PAP: Czy NATO było dobrze poinformowane na temat sytuacji panującej w Polsce przed 13 grudnia 1981 r. i po wprowadzeniu stanu wojennego?
Antoni Dudek: Na pewno lepiej przed wprowadzeniem stanu wojennego niż po, gdy kanały informacyjne zostały gwałtownie ograniczone. Myślę, że wówczas dość trafnie oceniano sytuację, prognozowano, że nastąpi kryzys, który zmierzał ku rozwiązaniu siłowemu. W Europie Zachodniej podejrzewano do końca, że interwencja sowiecka dojdzie do skutku. My po latach – znając sowieckie dokumenty – wiemy, że Sowieci początkowo rozważali interwencję, ale się z niej ostatecznie wycofali.
PAP: Czy sowieccy przywódcy liczyli się z tym, że zbrojna interwencja wojsk sowieckich czy też całego Układu Warszawskiego w Polsce może spotkać się z militarną reakcją NATO?
Antoni Dudek: Na poziomie realnych rozważań ZSRS nie brał pod uwagę tego, że NATO zaangażuje się militarnie w obronę Solidarności. Jeśli państwa zachodnie nie zrobiły tego w 1956 r. na Węgrzech i w 1968 r. w Czechosłowacji, to nie było podstaw do podejrzewania Zachodu, że będzie interweniował w Polsce. Tego ZSRS nie brał pod uwagę w rzeczywistej analizie politycznej. Co innego w propagandzie, tam takie sugestie się zdarzały.
PAP: Czy wobec obaw NATO, dotyczących zbrojnej interwencji ZSRS w Polsce, można powiedzieć, że Sojusz Północnoatlantycki przyjął jednak z ulgą wiadomość o wprowadzeniu stanu wojennego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego?
Antoni Dudek: Do pewnego stopnia NATO przyjęło to z ulgą. Po 13 grudnia wyraźnie zaznaczyła się różnica między USA a Europą Zachodnią, która uważała, że chaos w Polsce został opanowany przez Jaruzelskiego. Natomiast Reagan był stanowczy, potraktował to jako akt wewnętrznej agresji ze strony Imperium Sowieckiego i narzucił sankcje gospodarcze wobec PRL i ZSRS. Europa Zachodnia się do nich nie kwapiła, w późniejszym czasie próbowała je obchodzić różnymi sposobami. W Europie Zachodniej głośna była wypowiedź szefa francuskiej dyplomacji, Claude’a Cheyssona, który na pytanie dziennikarzy: „Co zrobi Francja w związku z wprowadzeniem stanu wojennego?”, odpowiedział: „oczywiście nic”. Nie mówię tego w formie pretensji - taka była realna sytuacja. Świat był podzielony, żył w cieniu wojny nuklearnej, trudno było wymagać od zachodnich Europejczyków, którzy się obawiali, że sowieckie czołgi w ciągu 72 godz. dotrą do Atlantyku, że zainterweniują w obronie Polaków. Układ Warszawski miał przewagę w broni pancernej i strach przed tym „mieczem pancernym” był w Europie Zachodniej ogromny.
PAP: Czy sowiecka interwencja zmieniłaby diametralnie układ sił w Europie?
Antoni Dudek: Gdyby do niej doszło najprawdopodobniej pogłębiłaby ona kryzys ZSRS i przyspieszyła „pierestrojkę” Gorbaczowa. Interwencja sowiecka byłaby o wiele krwawsza niż stan wojenny, byłoby dużo więcej ofiar po obu stronach. ZSRS okupowałby Polskę i miałby „de facto” drugi front po Afganistanie, co przedłużyłoby kryzys w Polsce. Nie wiem czy diametralnie, ale z pewnością ZSRS stałby się dużo słabszy niż był. Ostatecznie załatwiono to najmniejszym możliwym kosztem, zresztą za to Jaruzelski dostał order Lenina, za skuteczne opanowanie kontrrewolucji. Można więc powiedzieć, że wprowadzenie stanu wojennego przyjęto z zadowoleniem nie tylko w Moskwie, ale również m.in. w Bonn i w Paryżu. Niezadowoleni byli jedynie Polacy z „Solidarności” i Waszyngton.
Dudek: Po 13 grudnia wyraźnie zaznaczyła się różnica między USA a Europą Zachodnią, która uważała, że chaos w Polsce został opanowany przez Jaruzelskiego. Natomiast Reagan był stanowczy, potraktował to jako akt wewnętrznej agresji ze strony Imperium Sowieckiego i narzucił sankcje gospodarcze wobec PRL i ZSRS.
PAP: Jakie były oczekiwania w Polsce w grudniu 1981 roku wobec Zachodu? Czy biorąc pod uwagę reakcję państw zachodnich na wprowadzenie stanu wojennego Polacy po raz kolejny mogli poczuć się zdradzeni?
Antoni Dudek: Zdecydowanie nie była to zdrada. W 1939 r. mieliśmy układ sojuszniczy, byliśmy suwerennym państwem. W 1981 r. była zupełnie inna sytuacja. Większość Polaków zdawała sobie sprawę, że Zachód niewiele zrobi. Trzeba jasno powiedzieć, że nikt się nie łudził, że Zachód będzie w obronie Solidarności zbrojnie interweniował. Myślę, że Polacy byli pozytywnie zaskoczeni, kiedy ruszyła „wielka rzeka” z pomocą humanitarną. To była w większości oddolna inicjatywa zachodnich społeczeństw a nie rządów państw, które przesadnie się w nią nie angażowały. Wyrazy sympatii nadchodziły z różnych państw, zwłaszcza z Niemiec Zachodnich. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że społeczeństwo polskie było po 13 grudnia mocno podzielone, zresztą jest tak do dziś. Należy pamiętać, że nie wszyscy uważali wprowadzenie stanu wojennego za złą decyzję. Część Polaków go akceptowała, gdyby tak nie było, Jaruzelski nie mógłby skutecznie rządzić. (PAP)
Rozmawiał Waldemar Kowalski
wmk/ mjs/ mlu/ mhr/