Na drodze cierpienia Jezus oraz cierpiący bracia i siostry nie są sami, bo przemoc nie zawładnęła wszystkimi sercami – mówił abp Stanisław Gądecki. Na ulicach Przemyśla, Warszawy, Krakowa i Poznania nie brakuje Szymonów, pomagających nieść krzyż życia zapakowanego naprędce do jednej torby – dodał.
Przewodniczący KEP, metropolita poznański abp Stanisław Gądecki podkreślił w homilii podczas niedzielnej mszy św. w poznańskiej katedrze, że Niedziela Palmowa jest momentem, w którym rozważmy zarówno dawny, historyczny wjazd Jezusa do Jerozolimy i Jego mękę, ale także współczesną odpowiedź chrześcijan na tamto wydarzenie. Jak mówił, „uczestnicząc w procesji Niedzieli Palmowej, uświadamiamy sobie, że tak radość, jak i cierpienie są nieuniknionymi częściami naszego życia”.
„Przyjmujemy więc z pokorą, że w naszym życiu może się pojawić nie tylko tryumf, ale także niezawinione cierpienie i krzyż, chociaż niełatwo jest zgodzić się nam na cierpienie, szczególnie cierpienie osoby umiłowanej. Gdybyśmy tego nie zakładali, nie moglibyśmy nazywać się naśladowcami Zbawiciela, ani — tym bardziej — uznać się za Jego uczniów, a nasze uczestnictwo w tej procesji byłoby pustym gestem” – zaznaczył.
„On bowiem nie wymaga od nas, abyśmy Go kontemplowali tylko na obrazach i fotografiach, albo w krążących po sieci filmach. Nie, On jest ciągle obecny w wielu naszych braciach i siostrach, którzy dzisiaj doznają cierpień podobnie jak On. Cierpią z powodu dramatów rodzinnych, z powodu chorób, cierpią z powodu wojen” – dodał Gądecki. Hierarcha wskazał, że „to cierpienie przybiera w tych dniach i tygodniach bardzo konkretny kształt na Ukrainie, tuż obok nas, w postaci toczącej się tam wojny”.
Zaznaczył jednak, że „na tej drodze cierpienia Pan Jezus oraz cierpiący bracia i siostry nie są sami, bo przemoc nie zawładnęła wszystkimi sercami”. „Na ulicach całego świata nie brakuje Weronik, ocierających twarz Zbolałego Zbawiciela i występujących przeciwko całej machinie zła z jedną tylko chustą w ręku. Na ulicach Przemyśla, Warszawy, Krakowa i Poznania nie brakuje Szymonów, pomagających choćby przez chwilę nieść krzyż życia zapakowanego naprędce do jednej torby. W halach dworcowych nie brakuje tych, którzy niosą caritas i są po to, by służyć potrzebującym” - podkreślił.
„Gdy więc ciemność zdaje się ogarniać ziemię, pojawia się maleńkie światełko obecne w tych, którzy stają po stronie Zbawiciela. To właśnie z tego światła rozbłyśnie w końcu blask zmartwychwstania” – dodał Gądecki.
W swojej homilii hierarcha odniósł się także do tematu „wojny sprawiedliwej”. Jak przypomniał, twórcą tej teorii jest św. Augustyn, który stwierdził, że „wojna sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła, a o jej moralnej ocenie decyduje motyw, jakim kierują się walczące strony”. Zdaniem św. Augustyna – jak przypominał hierarcha – „Chrystusowe wezwanie, aby na zło nie odpowiadać złem, nie oznacza wcale potępienia każdej wojny. Uznał on bowiem wojnę prowadzoną w słusznej sprawie za wojnę godziwą”.
Hierarcha wskazał, że św. Augustyn „akcentował jednocześnie konieczność potępienia wszelkich nadużyć związanych z działaniami wojennymi. Podkreślał, że nie wolno toczyć wojen z umiłowaniem przemocy, okrucieństwa i nienawiści. Twierdził, że wojna jest karą za grzechy ludzkie, a udział w niej stanowi dla chrześcijan smutną, ale rzeczywistą konieczność. W ten sposób opracował on teorię wojny sprawiedliwej, to znaczy prowadzonej w celu obrony lub naprawienia krzywdy. Aby taka wojna mogła zostać uznana za sprawiedliwą, musi ona być prowadzona przez legalną władzę, a jej przyczyna musi być słuszna. Celem sprawiedliwej wojny mówił, jest bowiem ukaranie zła i przywrócenie pokoju”.
„Dzisiaj jednak w wypowiedziach papieża Franciszka wielokrotnie pojawia się krytyka teorii +wojny sprawiedliwej+. +Wojny są zawsze niesprawiedliwe+ - mówi papież. Dlaczego taka zamiana? Odpowiedzi na to należy szukać w tekście encykliki +Fratelli tutti+. Tak łatwo dziś wzniecić wojnę – mówi papież - posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie humanitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją” – zaznaczył.
Arcybiskup wskazał, że Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne „ścisłe warunki uprawnienia moralnego”.
„Niestety, łatwo przy tym popaść w zbyt szeroką interpretację tego prawa, próbując w ten sposób usprawiedliwić także ataki prewencyjne lub działania wojenne, które łatwo pociągają za sobą poważniejsze zło i zamęt, niż zło, jakie należy usunąć. Idzie o to, że od czasu rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także coraz większych możliwości, jakie dają nowe technologie, wojnie dano niemożliwą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów. Doprawdy +ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta+” – powiedział.
Dodał, że „nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ prawdopodobnie ryzyko zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. Każda wojna pozostawia świat w gorszej sytuacji, niż go zastała. W obliczu tej sytuacji, bardzo trudno jest dzisiaj utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, aby mówić o możliwości +wojny sprawiedliwej”” – zaznaczył. (PAP)
autor: Anna Jowsa
ajw/ aszw/