Wieczorem w niedzielę w Jabłonkowie na Zaolziu zakończyły się 76. Spotkania Folklorystyczne „Gorolski Święto”, największa impreza Polaków w Czechach. Deszcz zmusił organizatorów do korekty programu, ale przez cały dzień przekonywano, że „Gorol” przed wodą się nie chowa.
„Gorolski Święto” rozpoczęło się w piątek. W amfiteatrze w Jabłonkowie występom poszczególnych grup przyglądało się od kilku tysięcy do kilkudziesięciu osób. Na zdecydowany spadek liczby uczestników miała wpływ niedzielna pogoda. Padający przez cały dzień deszcz spowodował, że odwołano tradycyjne występy zespołów na rynku w Jabłonkowie.
Zespoły ubrane w stroje regionalne zrezygnowały z udziału w korowodzie rozpoczynającym się po ekumenicznym nabożeństwie do amfiteatru. Zachowano jednak przejazd wozów alegorycznych, przygotowanych przez poszczególne koła Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego (PZKO).
„Niedziela to jest taki bardziej uroczysty dzień” – powiedział PAP prezes Miejskiego Koła PZKO w Jabłonkowie i wieloletni organizator "Gorolski Święto" Jan Ryłko. „Zapraszamy różnych oficjalnych gości, także sponsorów, żeby pokazać im, gdzie jest to Zaolzie, co ono w ogóle robi. Kto my jesteśmy” – stwierdził.
Z kolei ambasador RP w Pradze Mateusz Gniazdowski ocenił, że „Gorolski Święto" jest świętem "nie tylko Jabłonkowa, nie tylko Śląska Cieszyńskiego, nie tylko +trójstyku+ (miejsce, gdzie spotykają się granice Polski, Czech i Słowacji - PAP), nie tylko mieszkańców regionu, ale także wielkim świętem polskiej kultury na tym terenie”.
„To dla nas jest spotkanie. Możemy się długo nie widzieć, ale raz w roku na „Gorola” się spotykamy, rozmawiamy ze sobą i cieszymy się na kolejne spotkania” – zauważył w rozmowie z PAP polski lokalny polityk, do niedawna burmistrz położonej na Zaolziu gminy Mosty koło Jabłonkowa Andrzej Niedoba.
Zwrócił także uwagę, że spotkanie ma dla regionu szczególne znaczenie, ponieważ na tym terenie od lat zderzały się różne kultury, wyznania i narodowości. „Spotykali się też ludzie z gór i ci z dolin. Pamiętam jak w szkole średniej wiadomo było, kto jest kto i tak umawialiśmy się na grę w piłkę” – opowiadał.
O spotkaniu mówił także PAP pochodzący z regionu, a mający za sobą zarówno Berlin, Pragę, jak i Warszawę, wspierający Jana Ryłko, jego kuzyn Marian Pijarski. „To jest spotkanie ludzi, którzy zjeżdżają się z różnych zakątków. To miejsce ma swoją magię. Są spory polsko-czeskie lub katolicko-ewangelickie, ale tu mamy pewną linię demarkacyjną. Przez trzy dni wszyscy się kochają, lubią się, a później wracają do swoich zwyczajnych kontekstów” – przyznał i stwierdził, że czeka na kolejne "Gorolski Święto".
Z Jabłonkowa na Zaolziu Piotr Górecki (PAP)
ptg/ mal/