W powstaniu warszawskim ucierpiały także zbiory sztuki. Od początku podejmowano jednak próby ratowania dóbr kultury z kolekcji publicznych i prywatnych. Podczas tych działań powstała niezwykła seria zdjęć dokumentujących m.in. zniszczenia stołecznej Starówki.
Ważną postacią związaną z ochroną i ratowaniem dóbr kultury był ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego prof. Stanisław Lorentz. Już przed wybuchem wojny poprosił kustoszy swojej placówki o sporządzenie listy najważniejszych obiektów z kolekcji, które w pierwszej kolejności trzeba ratować.
"W tajemnicy w podziemiach muzeum zbijano też skrzynie, w które potem zaczęto pakować kolekcję. Podczas wojny Lorentz robił wszystko, by ocalić jak największą część dzieł, np. kwestionując ich autentyczność i zgłaszając konieczność ich przebadania. Prowadził też możliwie najbardziej dokładne opisy zbiorów wywożonych przez Niemców i okoliczności ich wyjazdu, by ułatwić późniejszą rewindykację, a podczas powstania pisał pamiętnik, gdzie relacjonował np. zniszczenia jakich doznawała kolekcja" - opowiadała PAP Anna Knapek z działu edukacji Muzeum Narodowego.
W Muzeum schronienie znajdowały także dzieła sztuki z innych placówek stołecznych, zwłaszcza Zamku Królewskiego czy Łazienek Królewskich, a także spoza miasta. Wśród metod ich dokumentacji istotne znaczenie miał rysunek, a przede wszystkim fotografia uwieczniająca ich wygląd pierwotny.
"Podczas wojny Lorentz robił wszystko, by ocalić jak największą część dzieł, np. kwestionując ich autentyczność i zgłaszając konieczność ich przebadania. Prowadził też możliwie najbardziej dokładne opisy zbiorów wywożonych przez Niemców i okoliczności ich wyjazdu, by ułatwić późniejszą rewindykację, a podczas powstania pisał pamiętnik, gdzie relacjonował np. zniszczenia jakich doznawała kolekcja" - opowiadała PAP Anna Knapek z działu edukacji Muzeum Narodowego.
Z prof. Lorentzem w akcję ratowania dzieł sztuki zaangażowana była grupa jego współpracowników, których kierował w różne rejony miasta. Jednym z nich był Zygmunt Miechowski, oddelegowany do opieki nad powstającym dopiero przed wojną w kamienicach staromiejskich Muzeum Dawnej Warszawy.
"Stworzył on czteroosobową grupę zajmującą się przede wszystkim ratowaniem zabytków kościołów Starego i Nowego Miasta np. obrazów czy rzeźb oraz zbiorów przedstawiających wartość kulturową, historyczną czy artystyczną zgromadzonych w prywatnych kamienicach. Mieli nadzieję, że uda im się to wszystko zgromadzić w piwnicach kamienic należących przed wojną do Muzeum - Baryczkowskiej, +Pod Murzynkiem+ i Schlichtingowskiej, gdzie zbiory przetrwają powstanie" - relacjonowała Magdalena Wróblewska, autorka książki "Fotografie ruin. Ruiny fotografii 1944-2014".
Jednym z członków tej grupy była Ewa Faryaszewska. Pochodziła ze Śląska, do Warszawy przyjechała w 1938 r., żeby podjąć naukę na Akademii Sztuk Pięknych, gdzie studiowała w pracowni Felicjana Szczęsnego Kowarskiego. Podczas wojny na różne sposoby kontynuowała działalność artystyczną m.in. biorąc udział w konspiracyjnych wystawach młodych artystów organizowanych w pracowni w jednym z domów przy ul. Rybaki na Starówce. Po wybuchu powstania została łączniczką w harcerskim batalionie "Wigry". Włączyła się także w akcję ratowania dzieł sztuki na terenie Starego i Nowego Miasta.
"Prawdopodobnie właśnie podczas tych działań powstała niezwykła seria fotografii, na których Faryaszewska dokumentuje proces stopniowego niszczenia zabudowy staromiejskiej. Powstawały one zapewne od pierwszych dni powstania. Ostatnie wykonała prawdopodobnie na kilka dni przed śmiercią, która miała miejsce 24 sierpnia. Faryaszewska nie była ani profesjonalnym kustoszem sztuki, ani fotografem, dlatego jej zdjęcia nie są spójne miejscowo, ani chronologicznie, stanowią jednak niezwykłe świadectwo tego dramatycznego okresu" - podkreśliła Wróblewska.
Na fotografiach możemy zobaczyć zniszczenia m.in. kamienic przy Rynku Nowego Miasta i wzdłuż ul. Freta, kościoła sióstr Sakramentek czy Rynku Starego Miasta, a także nawę boczną zrujnowanego kościoła pw. Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny, jeszcze zachowany ołtarz w nawie głównej kościoła św. Jacka czy fragment zniszczonej staromiejskiej latarni przyściennej. "Widzimy tam Stare Miasto, które jest niszczone, regularnie ostrzeliwane przez Niemców; na kliszy można prześledzić stopniowy proces niszczenia kolejnych zabytków. Na tych najbardziej dramatycznych zdjęciach widać płonące kamienice oraz już ruiny budynków" - dodała autorka książki.
"Zdjęcia zostały wykonane na niemieckiej, kolorowej kliszy Agfa. Była ona wówczas rzadko spotykana i nie wiadomo skąd Faryaszewska ją zdobyła. Być może znalazła w jakimś porzuconym przez Niemca aparacie, nie wiemy. Film po jej śmierci przechowała matka, która w powstaniu była sanitariuszką. Później długo pozostał tylko na kliszy. Został wywołany dopiero w 1955 r., jednak nie wiadomo gdzie - albo w Krakowie albo w Kanadzie, gdzie wówczas wyjechała matka autorki. Zachowała się jej korespondencja z tego okresu z prof. Lorentzem, który skontaktował się z nią, by mu przekazała ewentualne fotografie. Ona odpisała, że oddała film do wywołania, jednak nie napisała gdzie" - mówiła Wróblewska.
Matka Faryaszewskiej wróciła do Polski w 1957 r., wtedy też ukazał się artykuł prof. Lorentza ilustrowany zdjęciami jej córki. "W 1975 r. i na rok przed śmiercią Faryaszewska przekazała je, w postaci slajdów, do Muzeum Warszawy. Z czasem straciły niestety kolor nabierając zielonkawego odcienia jaki widzimy obecnie. Niestety nie jesteśmy stanie przywrócić im pierwotnej barwy, dysponujemy jednak skanerami posiadającymi funkcję przywracania koloru, która pozwala na odtworzenie hipotetycznych barw. Możemy je zobaczyć w publikacji. Te zdjęcia są wyjątkowym świadectwem zniszczeń staromiejskich zabytków i prób ratowania stołecznych dzieł sztuki" - podsumowała autorka książki. (PAP)
akn/ ura/