Podczas gdy dziś odliczamy sekundy w trakcie sylwestrowego balu, nasi przodkowie postrzegali nadejście Nowego Roku raczej jako odcinek czasu liczony w dniach, niż moment uderzenia zegara – mówi PAP dr Damian Kasprzyk z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Łódzkiego. „W pierwszy dzień nowego roku chętnie hałasowano” – podaje.
Dr Damian Kasprzyk zwrócił uwagę, że "o ile rok jako odcinek czasu jest wielkością stałą – pochodną zjawisk astronomicznych, to początek tego okresu jest kwestią umowną".
"Przecież dzisiaj, w wielu częściach świata rok kalendarzowy nie zaczyna się 1 stycznia kalendarza gregoriańskiego. Na Dalekim Wschodzie wejście w kolejny rok wyznaczają fazy księżyca, ale co ciekawe nie wszędzie te styczniowe. Momenty te odnotowują czasem europejskie media informując np. o rozpoczęciu chińskiego roku. Dawniej istniała pod tym względem podobna różnorodność. Starożytni Rzymianie świętowali Nowy Rok początkowo 1 marca, aby potem przenieść ten moment na styczeń. Z kolei w Słowiańszczyźnie przedchrześcijańskiej Nowy Rok obchodzono wiosną, czyli później niż obecnie" - przypomniał.
Jak mówił, "pomysł świętowania Nowego Roku na początku zimy związany jest z archaicznymi kultami solarnymi na półkuli północnej". "Przesilenie zimowe jest tu interpretowane jako +narodzenie+ słońca, zwycięstwo światła nad ciemnością i zapowiedź przebudzenia życia. Podobnie pomysł ustanowienia Bożego Narodzenia w tym właśnie okresie, to chrześcijańska próba multiplikowania znaczeń. Można powiedzieć, że świętowanie narodzin Syna Bożego miało zastąpić dawne, pogańskie kulty. Tradycje ludowe świadczą o tym, że nie do końca to się udało a +przybywanie dnia+ było dla ludzi żyjących z pracy na roli najistotniejszym sygnałem zmiany. W wiekach średnich święta Bożego Narodzenia uznawane były za początek roku jeszcze długo po tym, gdy oficjalny kalendarz wskazywał na 1 stycznia" - powiedział etnolog.
"Pilna obserwacja punktów wschodu i zachodu słońca na horyzoncie nie pozostawia wątpliwości – dnia przybywa. Swoją drogą warto zwrócić uwagę jak znakomitymi obserwatorami natury i procesów astronomicznych byli nasi przodkowie. Dziś ani tych zjawisk nie obserwujemy, a często nie zdajemy nawet sobie z nich sprawy. Racjonalizm, który rozgościł się od kilku pokoleń w naszych umysłach, nakazuje nam ze spokojem czekać wiosny jako czegoś pewnego i nieodwracalnego. Dawniej człowiek nie miał tej pewności. Czuł niepokój o przyszłość, szczególnie, że od światła i ciepła zależała wegetacja roślin i produkcja żywności. Te obawy znakomicie stymulowały jednak ludzką duchowość i zachowania o charakterze magicznym" - zauważył.
Opowiadając o tradycyjnych zwyczajach praktykowanych przez naszych przodków, które powiązać można z Nowym Rokiem wskazał, że "wypada raczej mówić o kilkunastodniowym czasie od Świąt Bożego Narodzenia do Trzech Króli".
"W środku tego okresu mieści się Nowy Rok, jednak w tradycji ludowej (ale i chrześcijańskiej) mamy do czynienia ze zwartym symbolicznie i znaczeniowo czasem godów. Podczas gdy dziś odliczamy sekundy w trakcie sylwestrowego balu, nasi przodkowie przez setki lat postrzegali nadejście nowego roku raczej jako odcinek czasu liczony w dniach, niż moment uderzenia zegara. Podstawowym rysem tego okresu był zaduszny i wróżebnych charakter rozmaitych działań, wpisujący się zresztą w rozległy cykl jesienno-zimowego świętowania. To była niejako kontynuacja Bożego Narodzenia. Wierzono, że w okresie godów Syn Boży przebywa wśród ludzi. W tym okresie wystrzegano się niebezpiecznych i hałaśliwych prac, nie tylko po to, aby odpoczynkiem podkreślić świąteczny czas, ale po to także, aby przez nieuwagę nie skrzywdzić lub nie obudzić małego Jezusa. Także inne postacie +nie z tego świata+ przebywały wówczas blisko ludzi. Praktykowano +święte wieczory+, podczas których zapalano gromnice i modlono się wspólnie za dusze zmarłych" - powiedział dr Kasprzyk.
Dodał, że "swego rodzaju znakiem rozpoznawczym noworocznego +czasu przejścia+ było pojawienie się grup kolędniczych". "Ich zadaniem było składanie życzeń domownikom, śpiewanie kolęd i prezentowanie rozmaitych scen biblijnych, stąd obecność wśród przebierańców anioła, króla Heroda i śmierci. Popularne były także grupy z turoniem, niedźwiedziem, bocianem, kozłem. Postaci te symbolizowały siłę lub płodność, a ich pojawienie się miało zwiastować obfitość i dostatek w nadchodzącym roku. Grupy te były chętnie podejmowane przez domowników. Ich przyjście stanowiło dobrą wróżbę. Kolędnicy otrzymywali pieniądze i rozmaite łakocie" - wyjaśnił etnolog.
Ocenił, że "wartym odnotowania jest dzień św. Szczepana – 26 grudnia". "Na pamiątkę ukamienowania tego męczennika, gospodarze przynosili do kościołów owies do poświęcenia. Nabierał on tym samym szczególnych mocy. Sypano nim księdza i siebie nawzajem składając sobie życzenia. Dawano go domowym zwierzętom, aby były zdrowe i płodne. Sypano na pole, aby nie było latem zachwaszczone. Mnogość ziarenek owsa (podobnie jak wigilijnego maku) miało symbolizować dostatek i udane zbiory latem" - powiedział.
Dr Kasprzyk dodał, że "dzień św. Szczepana był też tradycyjnym momentem zawierania umów na przyszły rok, przy czym aktywnością musieli się wykazać również bogaci gospodarze, którzy chcieli tego dnia przypodobać się biedniejszym, aby nakłonić ich do pracy u siebie". "Stąd też w tym okresie dochodziło do chwilowego odwrócenia ról. Podkreślały to przysłowia typu: +Na św. Szczepan każdy sługa większy niż pan+, +W dzień św. Szczepana nie ma ni chłopa, ni pana+. Generalnie wszelkie zaległe sprawy – umowy lub zobowiązania należało uregulować najpóźniej w wigilię Nowego Roku, czyli w Sylwestra. Zwyczajowo starano się także pogodzić i zakończyć międzysąsiedzkie waśnie" - wskazał.
Ciekawym działaniem o wróżebnym charakterze było wzajemne zabieranie różnych przedmiotów. "Chowano je przed właścicielem, bądź czasowo przywłaszczano. Działania takie również miały wróżebny charakter. Po pierwsze, podejmowano swego rodzaju zakład z losem - czy uda nam się niepostrzeżenie coś +zwędzić+ lub +spłatać figla+? Jeśli tak, to w nowy rok wkraczaliśmy w aurze szczęściarza i spryciarza. Po drugie, wchodziło się w nowy rok z wieloma rzeczami. Liczyły się pierwsze godziny lub dzień nowego roku. Potem +skradzione+ rzeczy można było oddać, spełniły bowiem swoją wróżebną funkcję" - zaznaczył.
Jak mówił, "ostatni wieczór starego roku spędzano głównie w grupach rówieśniczych". "Wróżono wówczas, podobnie jak podczas spotkań andrzejkowych. Szczególnie panny i kawalerowie starali się wywróżyć sobie powodzenie w miłości" - powiedział dr Kasprzyk.
Dodał, że "w pierwszy dzień nowego roku, podobnie jak i dziś chętnie hałasowano". "Młodzi chłopcy strzelali z batów pod dworem składając też życzenia właścicielowi, który podejmował ich wódką. W Nowy Rok bacznie obserwowano przyrodę. Powiadano przy tym: +Nowy Rok pogodny, zbiór będzie dorodny+, +Nowy rok mglisty, plony zjedzą glisty+ itp." - opowiadał.
Z kolei 6 stycznia chodzono z życzeniami i specjalnie układanymi na tę okazję piosenkami życzeniowymi – szczodrówkami, za co otrzymywano w niektórych regionach specjalne pieczywo – szczodraki. "Nadal aktywni byli kolędnicy – tym razem częściej przebrani za trzech króli, ale też z +wigilijną+ gwiazdą, bo przecież to ona ich przywiodła" - mówił dr Kasprzyk.
"Można powiedzieć, że dopiero po 6 stycznia kończył się cykl witania nowego roku, który zaczynał się w święta Bożego Narodzenia" - powiedział.(PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ pat/