Prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych Elżbieta Rybarska podczas otwarcia wystawy. Wernisaż wystawy "Gusen. Granit i śmierć, pamięć i zapomnienie" w poznańskim Muzeum Martyrologii Wielkopolan-Fort VII w 2018 r. Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
To bezczeszczenie pamięci ofiar - powiedziała prezes Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych Elżbieta Rybarska o aukcji obejmującej artefakty po ofiarach, która miała się odbyć w Niemczech. Jak można wystawiać na licytacje dokumenty, które mają nazwiska i imiona ofiar - zapytała.
Dom Aukcyjny Felzmann w Neuss miał w poniedziałek rozpocząć sprzedaż prywatnej kolekcji, obejmującej dokumenty i przedmioty związane z ofiarami niemieckich i sowieckich zbrodni podczas II wojny światowej. Przeciw aukcji zaprotestował m.in. Międzynarodowy Komitet Oświęcimski, jak również polskie władze.
Do sprawy odniosła się w rozmowie z PAP prezes Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych (SRPOOK). - Wypowiadam się w imieniu naszych rodzin, bliskich, którzy przeszli przez i cierpieli w niemieckich obozach koncentracyjnych na terenie Niemiec, Austrii oraz na terenach ziem polskich - zaznaczyła.
- Mówiąc o dokumentach niemieckich zbrodni, myślę tu o dokumentach z listami ofiar niemieckich zbrodni, na których najwięcej było pewnie Polaków. Powiem jednoznacznie, że te dokumenty powinny trafić do nas, do rodzin, ponieważ od wielu lat jeszcze nasi przodkowie, nasi rodzice szukają dokumentów o swoich rodzicach, a my szukamy dokumentów o swoich dziadkach, pradziadkach. Również o rodzicach. I do dzisiaj musimy się prosić na piśmie, we wnioskach, żeby nam przedstawiono te dokumenty - tłumaczyła prezes Elżbieta Rybarska.
Jak podkreśliła, otrzymywane dokumenty są też sfałszowane. - My to mamy dzisiaj na piśmie, że Niemcy fałszowali dokumenty, na przykład list ludzi, na których dokonywano straszliwej zbrodni eutanazji na wycieńczonych więźniach w ramach Aktion T4 w obozie Dachau, w obozach Mauthausen-Gusen - powiedziała.
- Te dokumenty, które my przez 80 lat staramy się zdobyć, w sprawie których musimy pisać wnioski, jeździć po archiwach, składać prośby, one z automatu powinny trafić do nas, do rodzin. I one powinny skopiowane trafić do polskich archiwów, bo to jest dowód na niemieckie zbrodnie - zaznaczyła prezes SRPOOK.
- Handel tymi artefaktami, bo to nie tylko dokumenty, to jest po prostu bezczeszczenie pamięci ofiar, naszych najbliższych - oceniła. - Chciałabym podkreślić jedno: jak można wystawiać na licytacje dokumenty, które mają nazwiska i imiona ofiar - zapytała.
- My jesteśmy oburzeni, że tylko jedyne ogólnopolskie Stowarzyszenie Rodzin, czyli my, które działa w Polsce, stara się za wszelką cenę oddać z powrotem człowieczeństwo naszym bliskim. Napisać z imienia i nazwiska upamiętnienia w tych miejscach, gdzie ginęli - podkreśliła. - Natomiast w wielu miejscach jesteśmy, gdzie Niemcy i Austriacy upamiętnieniem nazywają kamienie z numerami obozowymi naszych bliskich. Proszę sobie wyobrazić, z jednej strony handel dokumentami, z drugiej strony upamiętnienie w postaci numeru na kamieniu - powiedziała Elżbieta Rybarska.
Poinformowała, że oficjalny protest SRPOOK został zamieszczony w niedzielę rano na stronie Stowarzyszenia.
Na liście obiektów przeznaczonych do sprzedaży - jak podała gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” - wyszczególnione były 623 pozycje. Wśród dokumentów był list więźnia z Auschwitz „o bardzo niskim numerze” do adresata w Krakowie. Cena wywoławcza miała wynieść 500 euro. Diagnozę lekarską z obozu koncentracyjnego Dachau, dotyczącą przymusowej sterylizacji więźnia, wyceniono na 400 euro. Karta z kartoteki Gestapo z informacją o egzekucji żydowskiego więźnia w getcie Mackheim w lipcu 1942 r. miała mieć cenę wywoławczą 350 euro. W katalogu znajdował się też antyżydowski plakat propagandowy oraz gwiazda żydowska z obozu Buchenwald. Wśród dokumentów wystawionych na aukcji w Neuss było też ponad 20 materiałów dotyczących więźniów obozu koncentracyjnego na Majdanku - powiedziała PAP w niedzielę rzeczniczka Państwowego Muzeum na Majdanku Agnieszka Kowalczyk-Nowak.
Szef Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Lech Parell przekazał, że na aukcji w Niemczech miały być też sprzedawane pamiątki po ofiarach zbrodni katyńskiej dokonanej przez NKWD, a wśród nich znalazły się między innymi telegram jeńca Umińskiego z obozu w Starobielsku oraz koperta listu jeńca Jana Leszczyńskiego z obozu w Ostaszkowie.
Szef MSZ, wicepremier Radosław Sikorski poinformował w niedzielę na X, że wszystkie artefakty, które miały zostać sprzedane w Niemczech na aukcji, zniknęły z jej strony internetowej. Sikorski zaznaczył, że od kilku dni interweniował w tej sprawie kierujący ambasadą RP w Niemczech Jan Tombiński. Szef polskiego MSZ przekazał też, że rozmawiał o tej sprawie ze swoim niemieckim odpowiednikiem Johannem Wadephulem. Dodał, że obaj zgodzili się, iż należy zapobiec „takiemu zgorszeniu”. (PAP)
gj/ agzi/

