Największym darem Kościoła polskiego dla Kościoła na Wschodzie są polscy duchowni, siostry i bracia zakonni, a także osoby świeckie – mówi PAP dyrektor Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy KEP ks. Leszek Kryża.
W niedzielę obchodzony jest 20. Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie.
PAP: Z czym muszą się zmierzyć polscy misjonarze pracujący na Wschodzie?
Ks. Leszek Kryża: Trudności sprawiają im realia życia, ale też fakt, że jest to Kościół mniejszościowy i wiernych ma niewielu. Każdy z nas, tak po ludzku patrząc, chciałby mieć wokół siebie sporą grupę ludzi, a tu czasami jest naprawdę niewielu. Ale jest też druga strona medalu, bo ta niewielka grupa to są katolicy z prawdziwego zdarzenia, tacy na co dzień, a nie od święta i nie na pokaz. Przyjęli wiarę świadomie. Na nich można liczyć. Oni współtworzą wspólnoty parafialne i czują się za nie odpowiedzialni.
Jeszcze do niedawna można było na Wschodzie postawić znak równości między katolikiem i Polakiem, ale to się zmienia. Każdy, kto tam był, widział, że wspólnoty parafialne tworzą nie tylko ludzie polskiego pochodzenia, choć ciągle większość w nich to osoby z polskimi korzeniami bądź wprost Polacy.
Kolejnym wyzwaniem są odległości. Kiedy ma się sąsiednią parafię w odległości 1500 km albo więcej, to robi wrażenie. Albo kiedy jedna diecezja, jak irkucka, jest 34 razy powierzchniowo większa niż Polska. Wiąże się to z utrudnieniami i ograniczeniami. Parafia w Surgucie, gdzie byłem niedawno, ma swój najbliższy kościół dojazdowy oddalony o 1500 km. Ksiądz tam dojeżdża raz w miesiącu. W tej chwili panuje tam zima i to z prawdziwego zdarzenia. W takich realiach trzeba umieć się odnaleźć.
PAP: Ilu polskich misjonarzy pracuje na Wschodzie i czy są wśród nich osoby świeckie?
Ks. Leszek Kryża: Tak naprawdę – jak mówią biskupi pracujący na Wschodzie – największym darem Kościoła polskiego dla Kościoła na Wschodzie byli i są polscy duchowni, kapłani diecezjalni, księża zakonni, siostry i bracia zakonni, a także osoby świeckie. Było ich bardzo dużo, obecnie jest trochę mniej, ale jest ich jeszcze prawie 700 osób. Wśród tych 700 osób jest ponad 300 sióstr zakonnych, ponad 20 braci zakonnych i kilka osób świeckich, które tam się realizują. Mają przeróżne zadania i czynią przeróżne posługi.
PAP: Jaką rolę odgrywają wolontariusze, gdy chodzi o pomoc Kościołowi na Wschodzie?
Ks. Leszek Kryża: Pojawiła się trzy lata temu inicjatywa Zespołu Pomocy Kościołowi na Wschodzie, którą nazwaliśmy Wolontariat Syberyjski. Polega ona na tym, żeby świeccy oddali odrobinę swojego czasu, zdolności i chęci na wyjazd na Syberię czy do Kazachstanu i by byli razem z tymi ludźmi być, pracowali z nimi, czasami fizycznie, czasami duchowo, żeby dawali świadectwo tego, czym żyjemy w Polsce. To ich podstawowa rola.
Druga rola to budowanie mostów między nami tutaj w Polsce, a mieszkającymi za wschodnią granicą, bo często żyjemy stereotypami jeżeli chodzi o Wschód, a zwłaszcza o Syberię czy Kazachstan, że to daleko, że zimno. Ci, którzy stamtąd wracają, dzięki spotkaniom z ludźmi, byciu z nimi we wspólnej modlitwie i pracy, mają zupełnie inne doświadczenie tamtych terenów. I to jest istotne, żeby przełamywać bariery i budować mosty ponad podziałami.
W tym roku została rozpoczęta trzecia edycja Wolontariatu Syberyjskiego. Zgłosiło się kolejnych ponad 20 osób. Gdybyśmy chcieli policzyć wszystkich, którzy już w nim uczestniczyli, to mamy ponad 60 osób, plus ponad 20 następnych, którzy od maja przyszłego roku zaczną swój wolontariat realizować. Wolontariatem obejmujemy nie tylko ludzi młodych, są też emeryci. Chcą oni wolontariat dobrze i sensownie zagospodarować i przeżyć. Mamy kilku panów i pań, którzy tam fantastycznie pracują i znają się na wielu rzeczach. Są to tzw. złote rączki.
PAP: Jak ważna jest obecność polskich misjonarzy dla potomków polskich zesłańców?
Ks. Leszek Kryża: Niewątpliwie to fundamentalna sprawa. Obecność księdza z Polski jest dla nich absolutnym znakiem łączności z ojczyzną. Osobiście mogłem tego doświadczyć, będąc w Azerbejdżanie. Jest tam grupa Polaków, potomków tych, którzy pojechali tam mniej więcej 200 lat temu podczas tzw. boomu naftowego w Baku, żeby zrealizować się zawodowo. Ale jest też grupa potomków zesłańców. Mają piękny kościół, ale nie mają kapłana, który by odprawił im mszę św. w języku polskim. Cieszą się, kiedy w pobliżu mają polskiego kapłana, który przynajmniej od czasu do czasu odprawi po polsku mszę św.
PAP: Jakiej pomocy najbardziej potrzebuje Kościół na Wschodzie?
Ks. Leszek Kryża: Przede wszystkim pomocy duchowej, wsparcia. Kiedy my w Polsce w ich intencji odmówimy chociażby jedną pobożną modlitwę, to możemy być pewni, że oni tam za wschodnią granicą o nas pamiętają i codziennie, nie tylko w drugą niedzielę adwentu, za nas się modlą.
Z kolei pieniądze zbierane w drugą niedzielę adwentu idą na trzy podstawowe cele. Na prace remontowo-budowlane kaplic i kościołów, na inwestycje w drugiego człowieka, zwłaszcza w dzieci i młodzież, żeby kościoły nie stały puste, ale tętniły życiem. Trzecim celem jest działalność charytatywna Kościoła, który naprawdę tam za wschodnią granicą robi ogromną robotę. I to jest ich praca, ich życie ponad podziałami. Tam się nikt nie pyta, kto jest jakiego wyznania czy narodowości, ale liczy się człowiek potrzebujący.
PAP: Jaka powinna być rola Polaków w relacjach z Kościołem prawosławnym?
Ks. Leszek Kryża: Sądzę, że idzie to wszystko w coraz lepszą stronę. Nie mówię, że jest doskonale, ale tu i ówdzie zaczyna to coraz lepiej wyglądać. Chodzi o to, żeby umieć siebie nawzajem doceniać, bo każda nacja, każdy Kościół ma w sobie niesamowite bogactwo. Ponadto wszyscy jesteśmy od Jezusa Chrystusa. Ważne, żeby się szanować, widzieć różnice, ale też żeby umieć się pięknie różnić. Widzę, że to wszystko powoli zaczyna się zmieniać i współpraca bardzo solidnie wygląda, choć zaszłości historyczne i polityczne ciągle jakieś owoce przynoszą.
PAP: Dlaczego akurat w drugą niedzielę adwentu jest obchodzony Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie?
Ks. Leszek Kryża: Na pewno dlatego, że adwent jest czasem, który otwiera nas na drugiego człowieka, skłania do tego, żeby spojrzeć gdzieś dalej, żeby podzielić się, zauważyć kogoś, kto potrzebuje pomocy.
Rozmawiał Stanisław Karnacewicz (PAP)
Autor: Stanisław Karnacewicz
skz/