Muzeum Narodowe w Warszawie nie ujawnia, czy zamierza złożyć apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który nakazał mu zapłatę jednemu ze spadkobierców Branickich ponad 83 tys. zł odszkodowania za utracenie rękopisów z pałacu w Wilanowie.
"Nie komentujemy nieprawomocnych wyroków sądów" - taką odpowiedź wicedyrektora Muzeum Narodowego Mateusza Labudy na pytanie, czy będzie apelacja w procesie z jednym ze spadkobierców Adama Branickiego, przekazał w środę PAP sekretariat wicedyrektora.
Roszczenie wobec Muzeum Pałac w Wilanowie - drugiego z pozwanych w sprawie, zostało w całości oddalone - napisał dyrektor tej placówki Paweł Jaskanis w oświadczeniu dla PAP. Podkreślił, że wyrok ogłoszony w poniedziałek przez Sąd Okręgowy w Warszawie dotyczy jedynie części sporu, jaki jeden ze spadkobierców przedwojennego właściciela Wilanowa, toczy z dwiema jednostkami: Muzeum Narodowym w Warszawie i z Muzeum Pałac w Wilanowie (które do 1995 r. było oddziałem MN, a dziś jest samodzielną instytucją kultury), a które dotyczą wydania całości księgozbioru zwanego Biblioteką Wilanowską.
W procesie dotyczącym całości Biblioteki Wilanowskiej, o własność której dopomina się spadkobierca Adama Branickiego, wilanowskie muzeum stoi na stanowisku, że nie wykazano, by rzeczy te we wrześniu 1944 r. (kiedy wojska węgierskie ewakuowały Branickich z Wilanowa do Nieborowa) były własnością Branickiego. Chodzi o to, że w latach 30. Branicki podarował państwu polskiemu zgromadzony w pałacu bogaty księgozbiór, zwany Biblioteką Wilanowską.
Maciej Gieros z zespołu prasowego stołecznego sądu okręgowego wyjaśnił w środę w rozmowie z PAP, że poniedziałkowy wyrok zasądza na rzecz powoda 83 tys. 333 zł i 33 grosze jedynie od Muzeum Narodowego w Warszawie, nie zaś od Muzeum Pałac w Wilanowie - jak informowano w poniedziałek. Wyrok jest nieprawomocny i niezadowolone strony mogą się od niego odwołać do Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Sąd okręgowy uznał, że to MN w 1953 r. uszczupliło księgozbiór wydając kilkanaście rękopisów dyrektorowi wilanowskiej placówki i nigdy nie dopominając się ich zwrotu, dlatego ponosi odpowiedzialność odszkodowawczą.
Sąd podkreślił, że powodowi - Adamowi Rybińskiemu, jako spadkobiercy w jednej dziewiątej części po Adamie Branickim, należy się jedna dziewiąta z kwoty 750 tys. zł, którą uznał za kwotę, od której należy liczyć jedną dziewiątą dla spadkobiercy. Jaskanis podkreślił, że wycena dokonana przez biegłych opiewa na kwotę 1 188 004 zł, zatem odszkodowanie zasądzone od Muzeum Narodowego w Warszawie wynoszące nieco ponad 80 000 zł., to ok. 7 procent wartości rękopisów.
W głównym procesie dotyczącym całości Biblioteki Wilanowskiej, o własność której dopomina się spadkobierca Branickiego, wilanowskie muzeum - jak podkreśla Jaskanis - stoi na stanowisku, że dotąd nie wykazano, by rzeczy te we wrześniu 1944 r. (kiedy sojusznicze wobec III Rzeszy wojska węgierskie ewakuowały Branickich z Wilanowa do Nieborowa) były własnością Adama Branickiego, a nawet, że rzeczy te były w jego posiadaniu. Chodzi o to, że w latach 30. Branicki podarował państwu polskiemu zgromadzony w pałacu bogaty księgozbiór, zwany Biblioteką Wilanowską. Jej dysponentem uczynił Prezydenta RP, który księgozbiór przekazał Bibliotece Narodowej. Według różnych źródeł liczył kilkadziesiąt tysięcy tomów, w tym XVIII-wiecznych druków, a także rękopisów iluminowanych, ponad dwa tysiące teczek sztychów i rycin.
Według Jaskanisa, z uwagi na treść obowiązującego przed i po 1989 r. prawa nie można twierdzić, że MN było posiadaczem Biblioteki Wilanowskiej "w złej wierze", tzn. takim, który powinien wiedzieć, iż własność spornych obiektów nie przeszła na Skarb Państwa i że pozostaje ona przy poprzednim właścicielu. "Do lat 90. XX w. nie funkcjonowało w powszechnej świadomości, m.in. instytucji kultury, podejrzenie, iż nacjonalizacja dóbr kultury dokonana po II wojnie światowej mogła nie skutkować nabyciem prawa własności przez Skarb Państwa. Według tego zaś stanu świadomości oceniać należy dobrą wiarę posiadacza w niniejszym sporze" - podkreślił.
Pozwane muzea we wniosku o oddalenie powództwa spadkobiercy Branickiego twierdziły, że jego roszczenie jest przedawnione. Sąd nie uwzględnił tego argumentu uznając, że "w okresie represyjności systemu prawa w PRL wystąpienie do sądu przez rodzinę Branickich teoretycznie było możliwe, ale nie istniały instrumenty prawne do dochodzenia roszczeń o charakterze windykacyjnym lub odszkodowawczym". W odpowiedzi na to Jaskanis powołał się na znane sądowi i stronom dokumenty archiwalne, z których ma wynikać, że "spadkobiercy Adama Branickiego po wojnie skutecznie wykorzystywali nie tylko środki prawne, ale także nieformalne naciski na przedstawicieli ówczesnego aparatu władzy".
"W swojej działalności wykazywali się niewątpliwie skutecznością, konsekwencją i determinacją. Opresyjność reżimu PRL nie dotykała ich zatem w sposób, który by uniemożliwiał dochodzenie roszczeń majątkowych na drodze cywilnoprawnej. Ostateczna ocena tych okoliczności będzie należeć do sądu drugiej instancji" - podkreślił dyrektor wilanowskiej placówki. (PAP)
wkt/ malk/ jbr/