Wkraczający do Krakowa w 1939 r. Niemcy od razu postanowili przystosować miasto do roli stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Adaptowali budynki na potrzeby hitlerowskiej administracji i do celów mieszkalnych. Hansowi Frankowi i jego rodzinie urządzili wygodne lokum na Wawelu. O tym, jak się zmienił Kraków podczas okupacji i co zostało do dzisiaj z tego niechcianego dziedzictwa opowiada dr Monika Rydiger, która razem prof. Jackiem Purchlą i dr Żanną Komar jest kuratorką wystawy „Niechciana stołeczność. Architektura i urbanistyka Krakowa w czasie okupacji niemieckiej 1939-1945”. Można ją oglądać do 5 czerwca w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie.
Czy wkraczający w 1939 r. do Krakowa Niemcy od początku mieli plany zmian architektonicznych w obrębie miasta?
Dr Monika Rydiger: Tak, ponieważ zdawali sobie sprawę z tego, że muszą przystosować je do roli stolicy Generalnego Gubernatorstwa. Poza tym od razu chciano nadać mu charakter niemiecki, co już miało podłoże czysto ideologiczne Podobnie jak założenie, że niebawem stanie się ono „Nur für Deutsche” i właśnie temu podporządkowano wszystkie działania.
Jak przystosowywano Kraków do pełnienia funkcji stolicy GG?
Dr Monika Rydiger: Rozpoczęto od zajmowania budynków nadających się do pełnienia funkcji administracyjnych. Tak się złożyło, że panowała wówczas stylistyczna faza modernizmu określanego jako klasycyzująco-faszyzujący. Stąd też niektóre z wzniesionych w Krakowie w latach 1930. budynków szczególnie przypadły Niemcom do gustu. Gmach Muzeum Narodowego, który początkowo miał być zaadaptowany na Deutsche Haus, ostatecznie zaczął pełnić rolę kasyna. Ale również monumentalny i klasycyzujący styl ówczesnej Akademii Górniczej (dzisiejsze AGH) odpowiadał nazistowskiej estetyce. Dlatego też Niemcy od razu wybrali ten budynek, by umieścić tam siedzibę rządu. Choć zdecydowanie inny charakter miały zabytkowe kamienice stojące w Rynku, takie jak siedziba dzisiejszego Międzynarodowego Centrum Kultury, czy Pałac pod Baranami, to i tak zostały one ze względu na lokalizacje zaadoptowane na siedzibę NSDAP i urząd gubernatora dystryktu krakowskiego GG. Za to Hans Frank mógł spełnić swoje megalomańskie zapędy, wybierając na swoją siedzibę Wawel.
Jak na wystawie prezentowana jest niemiecka adaptacja najważniejszego w Krakowie wzgórza?
Dr Monika Rydiger: W archiwum Zamku Królewskiego na Wawelu znajdują się materiały, które dokumentują poczynania hitlerowców. Jednym z głównych pomysłów adaptacyjnych było wyburzenie dawnych kuchni królewskich i wybudowanie nowego gmachu, który miał pełnić rolę kancelarii Hansa Franka. Do dzisiaj, gdy wejdzie się do budynku nr 5, w którym mieści się dyrekcja i administracja Wawelu, widać, jak monumentalny charakter ma tamtejsza klatka schodowa. Nad tą budową czuwał znakomity polski architekt Adolf Szyszko-Bohusz, który od 1916 r. był głównym konserwatorem Wawelu. Przy akceptacji polskiego podziemia, został zatrudniony w niemieckim atelier architektonicznym F. Koettgen und E. Horstmann, i w ten sposób mógł czuwać nad zamkiem. Ekspozycja pokazuje szereg rysunków, które wyszły spod jego ręki. Stanowią one dokumentację różnych koncepcji kształtu budynku kancelarii.
Nad czym jeszcze oprócz budowy kancelarii generalnego gubernatora czuwał Szyszko-Bohusz?
Dr Monika Rydiger: Choćby nad przebudową Bramy Bernardyńskiej, ponieważ Niemcy chcieli, żeby wjazd na Wawel był bardziej reprezentacyjny.
Sam zamek został w jakiś sposób zmieniony?
Dr Monika Rydiger: Tak, został zaadoptowany na prywatne mieszkanie Hansa Franka i jego rodziny, czyli dzieci i żony. Urządzono im wygodne pokoje, jadalnię, salę reprezentacyjną. Na wystawie pokazujemy też zdjęcia basenu, który prawdopodobnie z inicjatywy Brigitte Frank powstał na wawelskim wzgórzu.
Ważni dla Rzeszy przedstawiciele nazistowskiej władzy szybko znaleźli dla siebie miejsce. A co działo się z pomniejszymi urzędnikami?
Dr Monika Rydiger: Trzeba było znaleźć im lokum na mieście. Dlatego też z co lepszych mieszkań zaczęto usuwać Żydów i Polaków. Ponieważ to nie wystarczało, bo liczba przybywających do miasta urzędników rosła z tygodnia na tydzień, chciano wybudować dla nich odrębne dzielnice. Na wystawie pokazujemy różne koncepcje urbanistyczne, między innymi Huberta Rittera, który planował stworzenie dzielnicy niemieckiej na terenie dzisiejszych Dębnik. Chciał wyburzyć dotychczasową zabudowę i w jej miejsce usytuować regularnie rozplanowane budynki reprezentacyjne. Wybór tej części Krakowa przez Rittera miał swoje uzasadnienie również widokowe. Regierungsviertel byłby na osi łączącej go z Wawelem po drugiej stronie Wisły. Pokazujemy zdjęcia modelu tej dzielnicy, do powstania której jednak nie doszło.
A jak wyglądały inne projekty przemian urbanistycznych Krakowa?
Dr Monika Rydiger: Na przykład zastanawiano się, czy dzielnicy rządowej nie zbudować na Błoniach. Aleja Focha miała być taką wielką osią, która prowadziłaby aż do Sikornika. Nic z tych planów jednak nie wyszło.
A co wyszło?
Dr Monika Rydiger: Przy ulicy Królewskiej, która wtedy nazywała się Reichstrasse, zbudowano nową dzielnicę, która zachowała się do dzisiaj. Czuwał nad tym polski architekt Zbigniew Kupiec, który znalazł zatrudnienie w utworzonym przez Niemców wydziale budowlanym dystryktu krakowskiego. Ten znakomity projektant nieustannie miał nadzieję, że nowa dzielnica będzie w przyszłości służyła Polakom. Świadczy o tym anegdota, która wiąże się z jego osobą. Otóż, gdy budowano domy przy ul. Królewskiej, górale przywieźli ramy do okien, które były źle oheblowane. Kupiec zaczął się złościć, na co robotnicy odparli, że przecież to dla Niemca, to po co się wysilać. Usłyszeli wówczas od niego znamienne słowa: „Niemcy są, Niemców nie będzie. Wtedy zamieszkają tu Polacy”. Górale musieli więc wymienić te ramy.
Jak można określić styl dominujący do dzisiaj na ul. Królewskiej?
Dr Monika Rydiger: To był klasyczny styl III Rzeszy, odwołujący się do rodzimości, przez co wspomniane budynki miały niewielką kubaturę i spadziste dachy. Jak wiadomo, oficjalnie Niemcy byli przeciwko modernizmowi, o czym świadczy zamknięcie Bauhausu. Ale tak naprawdę doceniali tę architekturę, jej funkcjonalność, co widać na przykładzie budynków użytkowych, takich jak magazyny czy chłodnie.
Czy oprócz ulicy Królewskiej zostały w Krakowie do dnia dzisiejszego ślady po Niemcach?
Dr Monika Rydiger: Zostało ich całkiem sporo, choćby arkady. Niemcy mieli obsesję ich budowania. Na Rynku miały one połączyć wieżę ratuszową i odwach z Sukiennicami. Dobudowano je na dziedzińcu Pałacu pod Baranami, na ul. Grodzkiej, tuż przy skrzyżowaniu z ul. Poselską, a także na ul. Krakowskiej.
Niemcy przebudowali też system komunikacyjny. W jaki sposób to zrobili?
Dr Monika Rydiger: Przede wszystkim nawiązali do tego, co planowano przed wojną, czyli do stworzenia drugiej obwodnicy kolejowej wokół miasta, która pozwoliłaby odciążyć centrum Krakowa. Była też koncepcja przeorientowania całego miasta według osi północ-południe. Dworzec kolejowy miał znajdować się na północy, na przedłużeniu ulicy Długiej, z której zniknęłaby kamienica Pod Globusem. Zamiast niej po obu stronach drogi miał stanąć domy, które otwierałyby wielką oś trasy prowadzącej do dworca. W ten sposób zyskałaby ona monumentalny charakter. Hubert Ritter miał jeszcze inny pomysł, chciał na Dębnikach w planowanej Reigierungsviertel wybudować dworzec osobowy. Stanęło na tym, że żadna z koncepcji nie została zrealizowana, bo przyszedł 1943 r. i wszystkie pieniądze przestały być przeznaczane na inwestycje, tylko szły na zbrojenie.
Kraków był jedynym miastem, w którym w bardzo bliskiej odległości od centrum powstał obóz koncentracyjny Płaszów. Czy tę zmianę w architekturze miasta zaznaczacie także na ekspozycji?
Dr Monika Rydiger: Tak, koncepcja budowy tego obozu wynikała z przesłanek bardzo racjonalnych. Nazistom chodziło o to, by centrum miasta oczyścić z Żydów i w dalszej perspektywie z Polaków. Dlatego getto zorganizowano po drugiej stronie Wisły. Miało być ono tylko miejscem przejściowym. Podczas tzw. „wysiedleń” i ostatecznej jego likwidacji część Żydów została skierowana do obozu w Płaszowie, który był rozbudowywany etapami. To było według Niemców racjonalne rozwiązanie, ułatwiające stworzenie z Krakowa miasta bez Żydów. Na wystawie pokazujemy plany getta i obozu. Miejsca te są także częścią naszego niechcianego dziedzictwa.
Jak na wystawie w MCK jest traktowane to niechciane dziedzictwo?
Dr Monika Rydiger: Przygotowując zarówno ekspozycję, jak i towarzyszącą jej publikację, założyliśmy, że to niechciane dziedzictwo powinno zostać przepracowane pod względem naukowym. Uważamy, że ten niewygodny i często przemilczany temat, należy szczegółowo opracować i przeanalizować, gdyż to też jest - czy chcemy czy nie chcemy - cześć naszej historii.
Rozmawiała: Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: Muzeum Historii Polski