Reforma edukacji nie jest korzystna dla uczniów, zwłaszcza z niektórych roczników i z niektórych środowisk, np. wiejskich - przekonywali uczestnicy niedzielnej debaty w Sejmie "Nie dla +dobrej zmiany+ w szkole". Według nich koszty, nie tylko finansowe, poniosą też samorządy.
Zaapelowali o przekazywanie rodzicom informacji o skutkach reformy zwłaszcza rodzicom. Zachęcali rodziców, nauczycieli, dyrektorów szkół, samorządowców o wspólne wyrażenie protestu wobec planowanych zmian poprzez udział w manifestacjach, które mają się odbyć we wtorek i w sobotę w Warszawie.
Zgodnie z zapowiedzianą reformą w miejsce obecnie istniejących szkół mają być wprowadzone: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane. Zmiany miałyby rozpocząć się od roku szkolnego 2017/2018.
"Wokół tej reformy jest bardzo dużo manipulacji i kłamstwa ze strony PiS. Szczególnie ostatnia konferencja +Dobra szkoła+ pokazywała bardzo wiele faktów nieprawdziwych. Wydaje się, że zadaniem wszystkich w ramach koalicji +Nie dla chaosu w szkole+, +Rodzice przeciw reformie w szkole+ oraz innych podmiotów dotarcie z informacjami co rzeczywiście, co niesie za sobą ta reforma" - powiedziała na konferencji prasowej po debacie Katarzyna Lubnauer (Nowoczesna).
Podczas debaty podnoszono kwestię - jak je określono - "tymczasowych programów nauczania" i "tymczasowych podręczników" w klasach VII i VIII dla uczniów obecnych klas IV, V i VI szkół podstawowych. Zwracano też uwagę, na to, że w 2019 podczas rekrutacji do szkół ponadpodstawowych spotkają się dwa pełne roczniki: ostatni uczący się w gimnazjach i pierwszy kończący ośmioletnią szkołę podstawową.
Podkreślano też skrócenie czasu wspólnej nauki dla wszystkich uczniów z 9 lat (6 lat w szkole podstawowej i 3 lata w gimnazjum) do 8 lat i konieczność wcześniejszego niż obecnie podejmowania decyzji o wyborze dalszej formy nauki. Zwracano również uwagę na to, że będzie problem z zapewnieniem, zwłaszcza w małych wiejskich szkołach podstawowych, dobrze przygotowanych nauczycieli przedmiotów takich jak biologia, fizyka i chemia oraz pracowni przedmiotowych, gdzie uczniowie mogliby uczyć się ich wykonując samodzielnie doświadczenia.
Zofia Grudzińska z "Obywateli dla Edukacji" zwróciła zaś uwagę na to, że Finlandia, której system edukacji uważany jest powszechnie na świecie za jeden z najlepszych i wzór do naśladowania przez wiele państw, zapowiedziała odejście od nauczania przedmiotowego na rzecz interdyscyplinarnego. Tymczasem - jak mówiła - planowana w Polsce reforma zakłada ruch odwrotny.
"W sytuacji, gdy reforma raczej zaszkodzi niż pomoże polskiej edukacji wprowadzając szalony chaos, generując ogromne koszty i wprowadzając dzieci w stan niepewności ich rodziców, ważne jest, by wszyscy, którzy to widzą, powiedzieli wspólnie +nie+" - podkreśliła Krystyna Starczewska, z I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie przy ulicy Bednarskiej oraz 20. Społecznego Gimnazjum w Warszawie.
Krytykując reformę wyliczała, pisane w pośpiechu i od środka cyklu programy nauczania, łączna liczba godzin przedmiotów przyrodniczych w całym cyklu nauczania mniejsza niż liczba godzin historii, podstawa programowa dla godzin wychowawczych oraz przedmiot, który kiedyś nazywał się przysposobieniem obronnym. Według niej oznacza to całkowity monopol państwa w oświacie, ideologizację procesu nauczania i autorytarny system wychowawczy.
"My, jako rodzice nie zgadzamy się z retoryką +Dobrej zmiany+ mówiącej o naszych dzieciach i szkołach same najgorsze rzeczy. Nagle dowiadujemy się, że nasze dzieci są za małe i za głupie, by w wieku 6 lat iść do szkoły, że mając lat 9 nie są wystarczająco gotowe, by rozpocząć naukę przedmiotową, potem nasze dzieci słyszą, że w gimnazjum stają się agresywnymi potworami. One to wszystko słyszą. Jaki to jest komunikat dla nich? Słyszą, że trzeba ich gdzieś upchnąć, przesunąć. To nie są pionki. Oni wiele rozumieją i ta retoryka robi im ogromną krzywdę" - powiedziała Dorota Łoboda z ruchu "Rodzice przeciw reformie w szkole".
"Oni już tracą wiarę i zaufanie do państwa" - oceniła. Tłumaczyła to tym, że uczniowie szkół podstawowych rozpoczynając naukę znali swoją dalszą ścieżkę edukacyjną. "Teraz ona legła w gruzach. I nie wiadomo, co będzie dalej" - powiedziała.
Anna Okońska-Walkowicz ze Społecznego Towarzystwa Oświatowego mówiła nie tylko o skutkach reformy dla uczniów, ale także o kosztach, jakie poniosą samorządy. "Moje doświadczenia, jako samorządowca, pozwalają mi policzyć z grubsza koszty, jakie ona niesie, ale to nie jest największy koszt, jaki samorządy zapłacą za tę reformę. Największym kosztem będzie utrata wizerunku, bo wszelkie zmiany w edukacji, a szczególnie w wielkich miastach, będą niosły z sobą nieprawdopodobny chaos, będą związane z powszechnym niezadowoleniem z edukacji" - oceniła.
"Mieszkańcy miast nie myślą o tym, że to rząd zawinił, ale będą obwiniać za ten gigantyczny bałagan, za to, że nie będzie wiadomo, gdzie będzie uczęszczać dziecko, gdy przejdzie do VII klasy, kto będzie jego nauczycielem. Rodziny będą wściekłe, one będą wściekłe na samorządy, na swoich prezydentów, radnych, na swoją najbliższą władzę. I to jest najlepsza droga, już nie tylko indoktrynacja jest zagrożeniem, ale pokazanie, że tylko wspaniała władza centralna jest w stanie zaspokoić potrzeby swoich obywateli, te najistotniejsze, bo dotyczące edukacji" - powiedziała.
Na zakończenie debaty nauczyciel historii Artur Sierawski z Koalicji "Nie dla chaosu w szkole" ocenił, że "tylko silny i stanowczy protest na ulicy może zatrzymać to szaleństwo edukacyjne". "Rodzice wspierajcie nauczycieli, dyrektorzy wspierajcie nauczycieli, samorządowcy wspieranie dyrektorów szkół" - zaapelował.
Debatę zorganizowali Klub Europejskich Demokratów Sejmu RP i Koalicja Wolność Równość Demokracja.
Zgodnie z przyjętymi przez rząd projektami ustaw: Prawo Oświatowe i Przepisy wprowadzające Prawo Oświatowe, w miejsce obecnie istniejących szkół mają być wprowadzone: 8-letnia szkoła podstawowa, 4-letnie liceum i 5-letnie technikum oraz dwustopniowe szkoły branżowe; gimnazja mają zostać zlikwidowane. Zmiany miałyby rozpocząć się od roku szkolnego 2017/2018. (PAP)
dsr/ jbr/