"Ida” jest przykładem dawno niespotykanego w Polsce, wybitnego kina artystycznego, które łączy w sobie dobrą grę aktorską, dobry scenariusz, ciekawą intrygę i interesujące rozwiązania formalne - mówi dr Łukasz Jasina historyk z Muzeum Historii Polski, filmoznawca.
PAP: Jak ocenia Pan film „Ida”?
Łukasz Jasina: Ocena filmu „Ida” z mojej perspektywy jest niejednoznaczna, ale generalnie pozytywna. Zacznę może od oceny artystycznej tego filmu, którego inaczej niż jako bardzo wybitne dzieło, w sensie formalnym ocenić nie można.
„Ida” jest przykładem dawno niespotykanego w Polsce, wybitnego kina artystycznego, które łączy w sobie dobrą grę aktorską, niezwykle ciekawy scenariusz, ciekawą intrygę i bardzo interesujące rozwiązania formalne.
„Ida” jest także filmem, który od strony historyczno-artystycznej, należy ocenić bardzo wysoko. Oczywiście będziemy go w stanie zrozumieć tylko wtedy, gdy przyjmiemy, że "Ida" nie jest filmem biograficznym, dotyczącym losów Heleny Wolińskiej-Brus (stalinowska prokurator wojskowa – PAP), a dziełem artystycznym inspirowanym jej biografią.
PAP: Co jest jego największym atutem?
Łukasz Jasina: Coś, z czym mieliśmy ogromny problem w Polsce w ciągu ostatnich lat. To znaczy szukaliśmy takiego filmu, który będzie jednocześnie mówił o Polsce, pokazywał nasze dzieje i naszą kulturę, jaką mamy do zaoferowania, ale z drugiej strony będzie zrealizowany w bardzo uniwersalny sposób. Tak robili to np. do tej pory Czesi. Oni potrafili „robić filmy” o Czechach za pomocą uniwersalnych środków wyrazu artystycznego.
„Ida” jest właśnie tego typu filmem, który promuje naszą polską kulturę. On ma w sobie coś, co rozumie zachodni widz, niezorientowany w polskiej kulturze.
PAP: Jakie mankamenty zauważa Pan w tym obrazie?
Łukasz Jasina: Jestem historykiem, więc wrócę, do tego za co „Idę” chwaliłem. Jest to film bardzo metaforyczny i trzeba ostrzegać wszystkich potencjalnych widzów, żeby nie myśleli, że tak wyglądała gomułkowska Polska, na początku lat 60. Tak nie wyglądało miasteczko, w którym rozgrywa się akcja filmu, nie grano tam być może jeszcze takiej muzyki. Osoby takie jak „Ida” i jej ciotka były raczej rzadkością. Nie przekładajmy tej opowiedzianej przez Pawła Pawlikowskiego bardzo uniwersalizującej historii na autentyczny obraz Polski z tamtego okresu. Nie budujmy sobie tego obrazu, w taki sposób.
Łukasz Jasina: Jest to jeden z niewielu filmów, w którym obok wątku „złych” Polaków, pojawia się równorzędny niemalże wątek „złej” Żydówki, która po wojnie prześladuje polskich patriotów. Można więc powiedzieć, że tak naprawdę wszystko w tym filmie wychodzi na zero. Problemem jest to, że zarówno wielu mocnych obrońców „Idy”, jak teź wielu jej krytyków, po prostu tego filmu nie obejrzało.
PAP: Czy to, że Pawlikowski, urodzony w 1957 r. w Warszawie, jako nastolatek wyjechał z rodziną z Polski i zamieszkał w Wielkiej Brytanii, miało znaczący wpływ na sposób zaprezentowania przez niego tematu relacji polsko-żydowskich?
Łukasz Jasina: To, że reżyser ukształtował się w dwóch kulturach, tzn. urodził się w Polsce a jako nastolatek zamieszkał w Wielkiej Brytanii i tam zdobył wykształcenie, pomogło mu wyważyć w filmie wszelkie proporcje i stworzyć właśnie tę wielokulturową mieszankę polsko-uniwersalistyczną. Pawlikowski potrafi jednocześnie myśleć i mówić po polsku, i po angielsku. Dla niego przenoszenie się pomiędzy tymi dwoma światami jest całkowicie naturalne, pokazał to właśnie w „Idzie”.
PAP: Co zdecydowało, że „Ida” zdobyła uznanie krytyków? Czy to, że jest filmem uniwersalnym, zrozumiały zarówno dla widzów w Polsce, jak i za granicą, czy może miały na to wpływ inne aspekty?
Łukasz Jasina: Myślę, że wszystko po trochu. Film jest naprawdę znakomitym dziełem artystycznym, i to przemawia do krytyków. Uniwersalizm „Idy” przekładał się także na zainteresowanie się wielu krytyków całą historią, która pojawia się w tym filmie.
Oczywiście te wszystkie rzeczy, które zazwyczaj decydują o tym, że film jest arcydziełem, bądź teź bardzo wybitnym filmem to bardzo dobra obsada aktorska, a też przede wszystkim konstrukcja atmosfery tego filmu. Niewiele jest na ekranach światowego kina filmów wykorzystujących czarno-białe zdjęcia, czy potrafiących w znakomity sposób, skopiować styl w jakim były realizowane filmy na przełomie lat 50 i 60.
PAP: Co w takim razie wpłynęło na to, że film obejrzało tak wielu widzów w USA, a tak niewielu w Polsce?
Łukasz Jasina: Faktem jest, że na tym filmie od razu poznali się polscy krytycy, że go chwalono, ale w Polsce ciągle nadanie czemuś „łatki” kina artystycznego negatywnie wplywa na szeroki odbiór filmu.
PAP: Czyli takie opinie zniechęcają polskiego widza do pójścia do kina.
Łukasz Jasina: Tak, zniechęcają widza. Ciągle bowiem panuje przekonanie, że film doskonały pod względem artystycznym nie jest przeznaczony dla szerokiej widowni. Co zresztą nie jest prawdą, bo myślę, że „Ida” nadaje się znacznie bardziej dla szerokiej widowni niż niektóre polskie komedie, które są z pozoru przeznaczone dla szerokiego odbiorcy.
„Ida” miała też, co jest w ostatnim czasie, coraz bardziej normalne w polskim kinie, całkiem dobrą konkurencję. Kiedy film wchodził do kin, wyświetlana była też „Papusza” w reżyserii Joanny Kos-Krauze oraz Krzysztofa Krauzego, czy film „Chce się żyć” Macieja Pieprzycy. Kilka bardzo wybitnych filmów, które mogły odebrać „Idzie” widownię.
Pozostaje nam się tylko cieszyć, że bardzo wybitny film nie przegrał z kiepskimi komediami, ale z dziełami, które są bardzo dobrymi produkcjami, dowodzącymi tego, że środki wypracowywane przez Polski Instytut Sztuki Filmowej nie są przeznaczane na daremno.
PAP: Jak ocenia Pan przedstawienie relacji polsko-żydowskich w filmie? Co sądzi Pan o opiniach, że film utrwala „antysemickie klisze”, że jest filmem „antypolskim”, bo takie też pojawiły się w debacie?
Łukasz Jasina: Przede wszystkim filmy, z samej zasady utrwalają różnego rodzaju klisze, które istnieją. Na tym polega też dzieło artystyczne. "Ida" to nie fabularyzowany serial historyczny.
Ale z drugiej strony, jakie to klisze, utrwala film Pawła Pawlikowskiego? Rzeczywiście zdarzyły się takie przykłady stosunku Polaków do Żydów, jakie są w tym filmie pokazane. Definiowanie tego filmu, jako „antypolskiego” jest dużym nadużyciem.
Jest to jeden z niewielu filmów, w którym obok wątku „złych” Polaków, pojawia się równorzędny niemalże wątek „złej” Żydówki, która po wojnie prześladuje polskich patriotów. Można więc powiedzieć, że tak naprawdę wszystko w tym filmie wychodzi na zero. Problemem jest to, że zarówno wielu mocnych obrońców „Idy”, jak teź wielu jej krytyków, po prostu tego filmu nie obejrzało.
PAP: Czy oscarowy sukces „Idy” przełoży się znacząco na wzrost zainteresowania polską kinematografiią w świecie?
Łukasz Jasina: Nasza polska kinematografia jest znana, ale nie aż tak znacząco. Ona dopiero musi wejść pod strzechy. Polskie filmy znają miłośnicy kina, znają filmoznawcy, znają reżyserzy filmowi. Chodzi jednak o to, żeby co najmniej parę polskich filmów weszło do takiej „powszechnej świadomości” przeciętnego widza. Jest spora szansa, że tak się stanie, zwłaszcza, że produkcja polskiego kina jest coraz lepsza.
Mmamy w tej chwili nie tylko wybitne filmy artystyczne, ale też powstają dobre produkcje masowe, rzemieślnicze, coraz lepsze seriale. Nasze filmy nie odbiegają znacząco poziomem od tego co się pokazuje na Zachodzie. Dlatego chodzi o to, żeby zaistniały dla tej szerszej publiczności. Sam występ Pawła Pawlikowskiego na gali oscarowej, także będzie temu pomagał.
Rozmawiała Katarzyna Krzykowska (PAP)