Filmy historyczne ukazują barwność dziejów, dlatego cieszą się popularnością, ale nie jest łatwo zrobić film, który wiernie odtwarza realia minionych lat – powiedział prof. Zbigniew Zaporowski, kierownik Zakładu Historii Społecznej XX w. UMCS, juror Zamojskiego Festiwalu Filmowego „Spotkania z historią”.
PAP: Panie Profesorze, czy trudno jest nakręcić film historyczny?
Prof. Zaporowski: Bardzo trudno. Filmy historyczne są ważną częścią sztuki filmowej, one ukazują barwność dziejów, ludzie lubią oglądać zwłaszcza filmy kostiumowe. Problem polega na tym, żeby stworzyć film, który ludzie będą oglądali i rozumieli, a jednocześnie, żeby był on zgodny z realiami historycznymi. To wymaga od twórców wczucia się w epokę. Łatwiej jest, gdy film dotyczy historii stosunkowo niedawnej, na przykład okresu II wojny światowej, gdy jeszcze żyją ludzie pamiętający ten okres. Jak studiowałem, a rozpocząłem studia w 1969 r., to można było spotkać ułana z II wojny światowej, oni chętnie opowiadali swoje przeżycia, a w rodzinie miałem ludzi, którzy uczestniczyli w wojnie, ojciec był w AK. Teraz – wiadomo - coraz trudniej o to.
PAP: Czy filmy historyczne rozbudzają u widzów zainteresowanie historią?
Prof. Zaporowski: Filmy o II wojnie światowej, o okupacji, kiedyś miały bardzo duży rezonans. Ludzie szczegółowo analizowali, jaka była uprząż konia, krój munduru, mówili o tym po premierach, pisali do gazet PRL-owskich. Na przykład, że ułani w bitwie pod Mokrą w 1939 r., powinni mieć inne odznaki, niż na filmie, inaczej siedzieć na koniach. To była nie tyle fascynacja historią, co fascynacja życiem, które te filmy pokazywały. Dzisiaj już tego nie ma.
Co ciekawe brakuje filmów, ale także książek o najnowszych dziejach, o polskiej transformacji ustrojowej, powstaniu Solidarności. Powstał dopiero jeden film o Lechu Wałęsie. Strajk, który doprowadził do powstania Solidarności powinien być rozpisany przez historyków nie tylko na dni, ale wręcz na godziny, tymczasem nie ma ciągle jego monografii. Trudno powiedzieć dlaczego, może chodzi o przyczyny polityczne.
PAP: Do konkursu na tegoroczny festiwal filmów historycznych w Zamościu nadesłano ponad 200 filmów dokumentalnych i reportaży. O czym to świadczy?
Prof. Zaporowski: To jest bardzo cenne, świadczy o zainteresowaniu dziejami. Powstało wiele grup rekonstrukcyjnych, one odtwarzają pewne zjawiska z historii, bitwy, filmują to. Na pierwszy zamojski konkurs napłynęły przede wszystkim filmy amatorskie. Teraz zamojski konkurs sprofesjonalizował się, filmy są na coraz wyższym poziomie. Odtwarzanie historii przenosi się na uczelnie. Niedawno jeden z absolwentów naszego wydziału obronił pracę magisterską w postaci rekonstrukcji wydarzeń z lipca 1944 r., gdy wojska radzieckie weszły na Lubelszczyznę. To zostało bardzo wiernie zrobione. Jedna ze studentek wystąpiła jako Wanda Wasilewska przemawiająca z samochodu, łazika. I tak było, jest takie zdjęcie z tamtego okresu, przedstawiające Wasilewską.
PAP: Kto tworzy filmy na konkurs w Zamościu, gdzie je można oglądać?
Prof. Zaporowski: Robią je ośrodki telewizyjne, instytucje, takie jak Muzeum Historii Polski, prywatne firmy, także pasjonaci. Zobaczyć można je głównie na kanale TVP Historia.
Rozmawiał: Zbigniew Kopeć (PAP)
kop/