Film dokumentalny „Więzy krwi” o walce i tragicznym losie żołnierzy NSZ kpt. Henryka Flamego „Bartka” zobaczyli w piątek widzowie w Czechowicach-Dziedzicach. Premiera przypadła w 70. rocznicę zamordowania dowódcy oddziału, który zginął od kuli milicjanta.
„Pamięć o tych żołnierzach przetrwała dzięki ich rodzinom, które szukały swoich bliskich. Stąd tytuł +Więzy krwi+. Teraz odgrywają one jeszcze większą rolę, bo dzięki DNA potrafimy ustalić tożsamość tych, których udaje się odszukać prof. Krzysztofowi Szwagrzykowi” – powiedział PAP twórca filmu - historyk, reżyser i scenarzysta Dariusz Walusiak.
Prezes IPN Jarosław Szarek podkreślił, że „Bartek”, jak i formacja, w której służył, czyli NSZ, „były najbardziej wyklęte z wyklętych”. „Po latach nastąpiło przywracanie pamięci, bo prawda zawsze się obroni i zwycięży. Ci żołnierze trwali do końca. Wbrew sojuszowi w Jałcie, gdzie zostaliśmy skazani na sowiecki podbój, oni wybrali wierność przysiędze. Zamordowano ich i opluto. Nie było kłamstwa, którego by wobec niech nie zastosowano. Związek Sowiecki panował nad połową świata, ale pamięć o nich przetrwała wśród rodzin, kolegów” – mówił.
Dariusz Walusiak mówił PAP, że podczas tworzenia dokumentu ogromne wrażenie wywarł na nim fakt, iż znaczna część podkomendnych Flamego pochodziła z Czechowic-Dziedzic i okolicy. „Tak wielu młodych ludzi, 17-, 18-latków z tego rejonu podjęło walkę z systemem komunistycznym. To fenomen. Ta ziemia podczas okupacji została włączona do Rzeszy i poddana brutalnej germanizacji. Potem przyszli Sowieci, którzy uznali ją za ziemię podbitą. Gwałcili, rabowali, mordowali. Stefan Siekliński mówił, że ich odpowiedzią była walką. Gniew był wielką motywacją, by pójść do lasu. Walczyli za Boga i Ojczyznę. Starałem się to pokazać” – wyjaśnił.
Szef Instytutu w rozmowie z PAP zaznaczył, że po 1989 r. przywracanie pamięci o żołnierzach NSZ z oddziału „Bartka” i ich dowódcy następowało powoli, ale najważniejsze jest, że młode pokolenie upomniało się o nich. „IPN wykonał ogromną pracę. Wydając setki publikacji i organizując wiele wystaw pokazał te postacie. Jednak to młodzi utożsamili się z nimi” – powiedział.
Twórca filmu Dariusz Walusiak po raz pierwszy zetknął się z partyzantami walczącymi z komunistycznym reżimem na Śląsku Cieszyńskim i na Żywiecczyźnie 20 lat temu. Poznał wówczas Antoniego Bieguna „Sztubaka”, dowódcę największego oddziału zgrupowania „Bartka”. „Wtedy też usłyszałem o podstępnym wymordowaniu ponad stu żołnierzy NSZ. Teraz po latach, kiedy dysponujemy dokumentami UB i wydobywamy z ziemi szczątki pomordowanych żołnierzy, powróciłem do tematu” – powiedział.
Reżyser podczas realizacji dokumentu spotkał się z dwoma ostatnimi żyjącymi w Polsce weteranami z oddziału NSZ: Władysławem Foksą ps. Rodzynek i Stefanem Sieklińskim „Stefkiem”. Rozmawiał też ze Stanisławem Jankowskim, publicystą, który jako jeden z pierwszych - po zapoznaniu się z dokumentami UB - pisał o mordzie na partyzantach NSZ.
W filmie wykorzystane zostały m.in. unikatowe zdjęcia z przeprowadzonej w listopadzie 2013 r. w pobliżu szczytu Błatniej w Beskidzie Śląskim, ekshumacji plut. Edwarda Biesoka „Edka”, żołnierza „Bartka”, który poległ 13 maja 1946 r. w potyczce z MO. Przez 67 lat spoczywał nieopodal miejsca śmierci. Cztery lata temu jego szczątki zostały złożone na cmentarzu w rodzinnych Mazańcowicach.
Walusiak w rozmowie z PAP powiedział, że podczas tworzenia dokumentu ogromne wrażenie wywarł na nim fakt, iż znaczna część podkomendnych Flamego pochodziła z Czechowic-Dziedzic i okolicy. „Tak wielu młodych ludzi, 17-, 18-latków z tego rejonu podjęło walkę z systemem komunistycznym. To fenomen. Ta ziemia podczas okupacji została włączona do Rzeszy i poddana brutalnej germanizacji. Potem przyszli Sowieci, którzy uznali ją za ziemię podbitą. Gwałcili, rabowali, mordowali. Stefan Siekliński mówił, że ich odpowiedzią była walką. Gniew był wielką motywacją, by pójść do lasu. Walczyli za Boga i Ojczyznę. Starałem się to pokazać” – wyjaśnił.
Wybór miejsca premiery był nieprzypadkowy. Flame mieszkał w Czechowicach-Dziedzicach przez wiele lat. Stąd też pochodziło wielu jego żołnierzy.
Prezes IPN Jarosław Szarek podkreślił, że „Bartek”, jak i formacja, w której służył, czyli NSZ, „były najbardziej wyklęte z wyklętych”. „Po latach nastąpiło przywracanie pamięci, bo prawda zawsze się obroni i zwycięży. Ci żołnierze trwali do końca. Wbrew sojuszowi w Jałcie, gdzie zostaliśmy skazani na sowiecki podbój, oni wybrali wierność przysiędze. Zamordowano ich i opluto. Nie było kłamstwa, którego by wobec niech nie zastosowano. Związek Sowiecki panował nad połową świata, ale pamięć o nich przetrwała wśród rodzin, kolegów” – mówił.
Dokument jest koprodukcją studia DAW Production oraz IPN.
Przed projekcją prezes IPN Jarosław Szarek złożył kwiaty na grobie „Bartka”, który spoczywa na cmentarzu czechowickiej parafii św. Katarzyny, a także przy budynku w Zabrzegu, w którym został zamordowany przez milicjanta.
W sobotę w intencji dowódcy oddziału NSZ i jego podkomendnych odprawiona zostanie msza św. w kościele św. Katarzyny. Z tej parafii pochodziło ok. 50 żołnierzy Flamego. Po eucharystii odbędą się uroczystości przy mogile dowódcy.
Henryk Flame urodził się w 1918 r. w Frysztacie na Zaolziu, skąd jego rodzice przybyli do Czechowic koło Bielska i Białej. Przed wojną wstąpił do podoficerskiej szkoły lotnictwa dla małoletnich, którą ukończył w 1939 r. w stopniu kaprala. Walczył w kampanii wrześniowej. Został zestrzelony nad Warszawą. 17 września został zestrzelony przez Sowietów, którzy wkroczyli na wschodnie ziemie Polski. Zdołał dotrzeć na Węgry, gdzie został internowany.
W 1940 r. wrócił w rodzinne strony. Zaangażował się w konspirację. Jego organizacja współpracowała z AK. Na przełomie 1943 i 1944 r. oddział ukrył się w lesie. W październiku 1944 r. Flame został zaprzysiężony w NSZ. W 1945 r. po wkroczeniu Armii Czerwonej ujawnił się wraz z oddziałem i wstąpił wraz z podkomendnymi do milicji. Realizował w niej rozkazy dowództwa NSZ i gromadził broń. Zagrożony aresztowaniem wiosną 1945 r. schronił się w lesie. Jego liczący kilkuset żołnierzy, i podobną liczbę współpracowników, oddział stoczył wiele walk z UB i KBW. Najgłośniejszą akcją była defilada 3 maja 1946 r. przez miasteczko Wisła w Beskidach.
Od lipca 1946 r. w oddziale działali agenci bezpieki. We wrześniu zorganizowali fikcyjny przerzut części zgrupowania na Zachód. Według ustaleń IPN żołnierzy „Bartka” przewieziono na Opolszczyznę w trzech transportach i zamordowano. Zdaniem badacza dziejów oddziału i autora książki „Pod komendą Bartka” Tomasza Greniucha w wyniku operacji bezpieki śmierć poniosło od 96 do 105 żołnierzy Flamego.
Flame przeszedł w tym czasie operację nogi. Miał ranę postrzałową. Nadzór nad przerzutem powierzył swemu zastępcy, Janowi Przewoźnikowi ps. Ryś. Został on zamordowany przez funkcjonariuszy UBP 7 września 1946 r. „Bartek” wobec braku kontaktu z zastępcą zbiegł śledzącym go ubekom i wrócił w góry.
Po ogłoszeniu amnestii Henryk Flame w marcu 1947 r. ujawnił się w Bielsku. 1 grudnia 1947 r. został zastrzelony przez milicjanta Rudolfa Dadaka.
IPN prowadzi poszukiwania szczątków żołnierzy „Bartka”. „Należymy o 1050 lat do kręgu cywilizacji łacińskiej. Naszym obowiązkiem jest pogrzebać umarłych. Ci ludzie walczyli o wolną Polskę. Dlatego IPN nie ustanie dopóki gdziekolwiek będzie ślad, że nasi bohaterowie mogą spoczywać” – podkreślił Jarosław Szarek. (PAP)
autor: Marek Szafrański
edytor: Paweł Tomczyk
szf/ pat/