Mało jest filmów, które opowiadają o niewolnictwie z taką brutalnością jak wchodzący w piątek do polskich kin "Zniewolony: 12 Years a Slave" w reż. Steve'a McQueena. Film zaszokował wielu Amerykanów, przypominając im o mrocznej historii Stanów Zjednoczonych.
"Nie mamy wiele filmów dotyczących niewolnictwa, a książki historyczne nie potrafią oddać tego jak brutalną instytucją było niewolnictwo. To bardzo silny film i rozumiem, że wielu Amerykanów jest zszokowanych, ale taka była rzeczywistość" - mówi w rozmowie z PAP prof. Jacqueline Jones z Uniwersytetu Teksasu w Austin, autorka książki "The myth of race, from the colonial era to Obama's America".
"Nie mamy wiele filmów dotyczących niewolnictwa, a książki historyczne nie potrafią oddać tego jak brutalną instytucją było niewolnictwo. To bardzo silny film i rozumiem, że wielu Amerykanów jest zszokowanych, ale taka była rzeczywistość" - mówi w rozmowie z PAP prof. Jacqueline Jones z Uniwersytetu Teksasu w Austin, autorka książki "The myth of race, from the colonial era to Obama's America".
Nominowany do Oscara w aż dziewięciu kategoriach film jest ekranizacją wspomnień prawdziwego czarnoskórego człowieka - Solomona Northupa. Szczęśliwy mąż i ojciec trójki dzieci, który zarabiał na życie grą na skrzypcach, był wolnym człowiekiem. Mieszkał w stanie Nowy Jork, gdzie czarnoskórzy od lat cieszyli się już wolnością, gdy w 1841 roku został porwany i sprzedany do niewoli na południe - do Luizjany.
Jako niewolnik Solomon nie tęsknił więc za czymś, czego nigdy nie doświadczył, ale za tym, czego go pozbawiono: żoną, dziećmi, wolnością. Jego historia może więc przemówić do każdego widza.
"Nie istnieją żadne statystyki, jak często porywano wolnych czarnoskórych, ale to się zdarzało" - mówi PAP prof. Jones. To zjawisko nasiliło się od lat 30. i 40. XIX wielu wraz z rosnącym zapotrzebowaniem na siłę roboczą w południowych stanach. "Pamiętajmy, że nawet w stanach północnych, gdzie czarnoskórzy byli wolni, nie mieli praw wyborczych. Nie było więc partii politycznych, które działałyby przeciwko porwaniom" - dodaje Jones.
Ale to, co głównie wyróżnia film McQueena, to ukazany w nim horror niewolnictwa, jako systemu utrzymywanego przy pomocy brutalnej przemocy. Film może szokować zwłaszcza tych widzów, którzy swoje wyobrażenie o niewolnictwie ukształtowali np. na "Przeminęło z wiatrem", gdzie ani główna bohaterka Scarlett O'Hara, ani jej ojciec, bogaty plantator bawełny, nie chłoszczą niewolników ani nie rozdzielają matki z dziećmi na targu niewolników, jak to ma miejsce w "Zniewolonym".
Film podważa też fałszywe zdaniem historyków wyobrażenie, że przemocy wobec niewolników dopuszczali się jedynie ich nadzorcy i właściciele, pokazując, że żony właścicieli plantacji okrucieństwem potrafiły dorównać mężczyznom. W jednej z najbardziej przejmujących scen filmu zazdrosna żona właściciela plantacji bawełny rozkazuje Solomonowi wychłostać młodą niewolnicę, w odwecie za to, że ta jest regularnie gwałcona przez swego pana.
"Ten film pokazuje, że na południu, zwłaszcza na dużych plantacjach bawełny czy cukru w Luizjanie, niewolnictwo było w pewien sposób państwem policyjnym, opierającym się na strachu" - tłumaczył na antenie radia NPR prof. David Blight z Centrum badań nad niewolnictwem na Uniwersytecie Yale.
Historia Solomona wywołała ogromne kontrowersje już w 1853 roku, gdy w rok po odzyskaniu wolności, opisał swoje wspomnienia w książce pod tym samym tytułem. Wielu zwolenników niewolnictwa utrzymywało, że to fikcja sfabrykowana przez abolicjonistów. "Problem w tym, że istniała wówczas wielka maszyna propagandy ukazująca niewolników jako rzekomo zadowolonych ze swych warunków życia. A książka Northupa ten obraz zniszczyła" - powiedział prof. Laurent Dubois z Uniwersytetu Duke.
Zdaniem Jones wielu Amerykanów chciałoby zapomnieć, że niewolnictwo istniało i było brutalne. "Wolą nie myśleć także o tym, że ojcowie założyciele, ludzie, których podziwiamy: George Washington, Thomas Jefferson, James Madison, oni wszyscy byli właścicielami niewolników. Dla wielu Amerykanów trudno przyjąć te fakty do wiadomości" - ocenia Jones.
Po premierze filmu McQueena też nie obyło się bez polemiki. Potomkowie plantatora z Luizjany Williama Marcusa Forda, u którego służył Solomon, zaprotestowali przeciwko ukazaniu go jako "tyrana". "Urodził się w szczególnym momencie historii, gdy niewolnictwo było akceptowane na całym południu. Nie było nielegalne. To nie czyni niewolnictwa dobrym czy moralnym według dzisiejszych standardów, ale wtedy nie było to zagadnienie etyczne" - powiedział praprawnuk Forda dziennikowi "The Mail on Sunday".
Zdaniem Jones wielu Amerykanów chciałoby zapomnieć, że niewolnictwo istniało i było brutalne. "Wolą nie myśleć także o tym, że ojcowie założyciele, ludzie, których podziwiamy: George Washington, Thomas Jefferson, James Madison, oni wszyscy byli właścicielami niewolników. Dla wielu Amerykanów trudno przyjąć te fakty do wiadomości" - ocenia Jones.
"Zadaniem sztuki jest pokazywanie nas takimi jacy jesteśmy. McQueen postawił przed nami lustro. Boże, jak brzydko wyglądamy!" - napisał o filmie na łamach "Washington Post" publicysta Richard Cohen.
Z Waszyngtonu Inga Czerny (PAP)
icz/ as/