Juliusz Mieroszewski (ur. Kraków 1906 – zm. Londyn 1976) był jednym z najbardziej wpływowych polskich pisarzy politycznych w naszej historii. Większość swojego dorosłego życia spędził na emigracji w Londynie, jako korespondent i współpracownik paryskiej „Kultury”. Stał się jej najważniejszym piórem i swego rodzaju porte parole Jerzego Giedroycia. Wśród najważniejszych jego idei była słynna koncepcja ULB – Ukraina, Litwa, Białoruś.
Mieroszewski zwracał uwagę, że polska polityka zwykła odnosić się przede wszystkim do Niemiec i Rosji. Tymczasem Polska nie graniczy z Rosją, ale właśnie z Ukrainą, Litwą i Białorusią. Nawet jeżeli wówczas nie miały one politycznej suwerenności, to warunkiem odzyskania i umocnienia polskiej niepodległości było uznanie ich podmiotowości i współpraca.
Od 1990 roku praktycznie wszyscy znaczący politycy mówiąc o polityce wschodniej powoływali się na paryską „Kulturę”, Jerzego Giedroycia, a przede wszystkim Juliusza Mieroszewskiego. Mówił o tym Wałęsa, chociaż z dużą pewnością można założyć, że Mieroszewskiego nie czytał, mówił Aleksander Kwaśniewski, no i oczywiście cały bukiet postsolidarnościowych ministrów oraz premierów. Pewnym paradoksem jest więc fakt, że w tej chwili ukazuje się dopiero drugie wydanie (pierwsze w 1997 r.) publicystyki Mieroszewskiego, przy czym ukazuje się w momencie, gdy rządzący i ich eksperci zaczęli przeciwstawiać idei jagiellońskiej – jak to nazywają – ideę piastowską, mającą polegać na zwracaniu się Polski na zachód i ścisłej współpracy z Niemcami.
Polityka z wizją
„Politycy bez wizji nie są żadnymi realistami, tylko nieodpowiednimi ludźmi na nieodpowiednich stanowiskach. Dobra polityka jest kompromisem pomiędzy wizją a możliwościami. Jeżeli nie ma wizji, możliwości są niedostrzegane i niewykorzystywane. Przyczyną większości katastrof w Historii był nie brak realizmu, ale wizji”.
Na czym ma polegać polska wizja? – otóż zdaniem Mieroszewskiego, największym zagrożeniem dla nas jest porozumienie rosyjsko-niemieckie, a także hegemonia Niemiec w Europie. Stąd Polska powinna dążyć do takich układów, w których podobne porozumienie byłoby zbędne. Same dobre stosunki polsko-niemieckie to za mało, Polska solo jest bowiem partnerem zbyt słabym.
Na czym ma polegać polska wizja? – otóż zdaniem Mieroszewskiego, największym zagrożeniem dla nas jest porozumienie rosyjsko-niemieckie, a także hegemonia Niemiec w Europie. Stąd Polska powinna dążyć do takich układów, w których podobne porozumienie byłoby zbędne. Same dobre stosunki polsko-niemieckie to za mało, Polska solo jest bowiem partnerem zbyt słabym.
Jak pisze Mieroszewski „Polska będzie albo średnim mocarstwem, które spełni określoną rolę w Europie Wschodniej, albo zostanie satelitą – nieważne, radzieckim czy niemieckim”. Przeciwdziałać temu można budując sojusze lokalne, należałoby więc według Mieroszewskiego myśleć o jakimś luźnym związku polsko-czechosłowacko (wtedy było to jedno państwo) -węgierskim. Oczywiście Mieroszewski pisze to nie podejrzewając, że Polska zostanie kiedykolwiek członkiem Unii, ale nawet w zmienionych warunkach ta konfiguracja wydaje się ideą bardzo sensowną, która pozwala nam być liczącym się partnerem zarówno w stosunkach z Rosją, jak i Niemcami. Inna dziś sytuacja powoduje też, że do tych naturalnych sojuszników powinny dołączyć przynajmniej dwa kraje bałtyckie, czyli Litwa i Łotwa. Jednym słowem, budujmy nawet w Unii silne środkowo-północno-europejskie lobby, łączą nas bowiem wspólne interesy, takie jak bezpieczeństwo czy energetyka.
Jak podkreśla Mieroszewski, polscy politycy powinni przy tym pamiętać, że polityka państwa średniej wielkości musi być formułowana bardzo starannie i ostrożnie, lecz jednocześnie powinna być twarda i nieustępliwa, średniej wielkości państwa nie stać bowiem na błędy.
Bartłomiej Sienkiewicz w swojej publicystyce twierdził, że Mieroszewski był przeciwnikiem idei jagiellońskiej. Jednak pod tym sformułowaniem publicysta „Kultury” rozumiał odbudowę polskiego panowania na terytorium I RP, był on natomiast gorącym zwolennikiem ścisłej współpracy i popierania przez Polskę wszelkich suwerennych dążeń Litwinów, Ukraińców i Białorusinów, czyli zwolennikiem zdecydowanego „mieszania się” Polski w politykę Europy Wschodniej. Mieroszewski określa to mianem misji na Wschodzie.
Czego należy unikać?
Nie należy być przedmurzem, bo przedmurze oznacza działanie defensywne, tak więc samą ideą przedmurza Polska nie obroni swojej przynależności do Zachodu. Ideę przedmurza Mieroszewski zastępuje ideą pomostu, przęsła między Wschodem a Zachodem. I takim przęsłem Polska musi być dla Europy Wschodniej, czyli – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – krajów partnerstwa wschodniego: Białorusi, Ukrainy, Mołdawii, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu.
Osobną kwestią jest Rosja – Mieroszewski miał nadzieję, że Polska stanie się drożdżami, które przyspieszą przemiany w Rosji Sowieckiej, i to się do pewnego stopnia udało. Problem w tym, że efektem przemian roku 1989 i lat dziewięćdziesiątych nie stała się Rosja demokratyczna, ale putinowska, czyli marząca o odbudowie imperium. Tymczasem, jak podkreśla Mieroszewski, żeby się z Rosją ułożyć, trzeba ją najpierw zmienić, trzymając się przy tym twardo zasady, że jako pragmatycy nie jesteśmy ani prorosyjscy, ani antyrosyjscy, ale staramy się konsekwentnie być polscy.
W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem jest dążenie do takich przemian w Rosji, które umożliwiłyby zapoczątkowanie nowego rozdziału w dziejach polsko-rosyjskich. Oczywiście obecne rosyjskie władze, tak jak i wcześniej sowiety, każde działanie na terytorium, które uważają za swoją strefę wpływów, traktują jako atak na Rosję, tymczasem – jak podkreśla Mieroszewski – polska, czy też – jak byśmy dzisiaj powiedzieli – europejska misja na Wschodzie to nie program likwidacji Rosji, ale czynny udział w przebudowie i zorganizowaniu europejskiego wschodu. I z tego rezygnować nie można, bo – co bardzo ważne – ani serwiliści, ani likwidatorzy nie mają Rosji nic do zaoferowania.
Według Mieroszewskiego, szaleństwem jest przypuszczać, iż poprzez uznanie problemów ULB (teraz powiemy: krajów Partnerstwa Wschodniego) za sprawę wewnątrzrosyjską Polska może naprawić swoje stosunki z Rosją. Nie jest możliwe dyskutowanie o relacjach Moskwa-Warszawa w oderwaniu od Europy Wschodniej, bo te stosunki zawsze były funkcją tego, co się na tym obszarze działo.
Jak dalej pisze Mieroszewski, swój status w stosunku do Rosji Polska, czy może raczej Unia, będzie mogła jednak odbudować dopiero wówczas, gdy narody oddzielające Europę od rdzennej Rosji będą pewne naszej przyjaźni i poparcia. To nie jest żaden imperializm ani tęsknota za I RP, a zwyczajna rozsądna polityka. I nie ma co liczyć na to, że jeżeli Polska odwróci się od Wschodu, to poprawi swoje stosunki z Rosją.
Według Mieroszewskiego, szaleństwem jest przypuszczać, iż poprzez uznanie problemów ULB (teraz powiemy: krajów Partnerstwa Wschodniego) za sprawę wewnątrzrosyjską Polska może naprawić swoje stosunki z Rosją. Nie jest możliwe dyskutowanie o relacjach Moskwa-Warszawa w oderwaniu od Europy Wschodniej, bo te stosunki zawsze były funkcją tego, co się na tym obszarze działo.
Różnica pomiędzy Polską a Rosją polega na tym, że Polska po II wojnie przeżyła szok, który zmienił postawy Polaków, tak że niepodległe Ukraina, Białoruś czy Litwa po 1989 roku były czymś absolutnie naturalnym i wartym poparcia. Rosja szoku nie przeżyła: pozostała imperialna, niezależnie od ustroju – carska, sowiecka czy putinowska, dlatego zdaniem Mieroszewskiego Rosjanie ciągle widzą w Polsce konkurenta na terenie ULB.
Jedyni Rosjanie, z którymi Polska może się porozumieć , to ci, którzy uznają prawo krajów Europy Wschodniej do suwerenności, samostanowienia. Jak przy tym podkreśla Mieroszewski, wolności i suwerenności krajów Europy Wschodniej wymaga nie tylko polska, ale także rosyjska racja stanu – tylko wtedy skończy się rywalizacja i tylko wtedy Rosja zyska w Europie sojusznika przeciw Chinom. W Chinach upatrywał bowiem Mieroszewski największego zagrożenia dla Rosji.
Głównym problemem samej Rosji jest natomiast – zdaniem Mieroszewskiego – jej wielkość. To co pisał publicysta „Kultury” na ten temat w latach siedemdziesiątych, świetnie pasuje do stanu obecnego. Według Mieroszewskiego, nawet w zliberalizowanej, lecz niepodzielnej Rosji musiałaby istnieć olbrzymia biurokracja i policja. Taka Rosja musiałaby być centralistycznie i autokratycznie rządzona z Moskwy, a w tak ogromnym kraju rządzonym w taki sposób nic nie mogłoby działać sprawnie.
Ratunkiem dla Rosji byłaby – według Mieroszewskiego – dewolucja, która nie musiałaby oznaczać rozpadu, ale przyznanie republikom federalnym autonomii na wzór USA. Jak przekonuje Mieroszewski, takie zmiany potrzebne są samej Rosji, Rosja bez dewolucji jest bowiem skazana na autokratyzm i terror. Tak oto wielkość niepodzielnej Rosji, mistycznie odczuwana przez wielu Rosjan, może stać się jej przekleństwem i przyczyną upadku.
Wartości, czyli o świecie zachodnim
W 1974 roku Mieroszewski pisał: „Nikogo nie można porwać ideą wzrostu gospodarczego czy hasłem – samochód dla każdej rodziny, choć wszyscy pragną samochodu, nikt nie jest gotów za niego umierać”.
Ludzie bezideowi są całkowicie bezbronni wobec przemocy, stanowiąc znakomity materiał do masowej produkcji niewolników.
Dziś także lektura dotyczącej polityki międzynarodowej publicystyki Mieroszewskiego powinna być obowiązkowa dla wszystkich tą polityką się zajmujących. Urzędnicy MSZ powinni z niej zdawać specjalny egzamin.
Racjonalna utopia jest zawsze wizją przyszłości. Swego czasu w imię tej wizji Polacy wyrzekli się Wilna i Lwowa i to zaowocowało po odzyskaniu niepodległości, warto więc – jak pisze Mieroszewski – „Polskę cały czas praktykować, budować w swej duszy wizję Polski w oparciu o wartości chrześcijańskie i kulturę zachodnioeuropejską w starym dobrym znaczeniu tego słowa”. Właśnie europejską, bo – jak pisze Mieroszewski – „Azja wydała Buddę, ale ani jednego Beethovena, ceramika chińska czy rysunki Hukusai są wspaniałe, ale ani Chiny, ani Japonia nie wydały Haydna czy Mozarta. Dlatego kultura zachodnia i rzymskie chrześcijaństwo stanowić muszą fragment wizji autentycznej Polski, która wyzuta z tych dwóch elementów przekształcić by się musiała w bezpostaciową miazgę etniczną”.
Maria Przełomiec