Korespondencję, raporty i analizy sowieckich przedstawicielstw w Warszawie i Berlinie oraz Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych od jesieni 1925 do końca 1926 roku przytacza Mariusz Wołos w książce „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym”. Ogląd dyplomatów sowieckich był skażony poczuciem okrążenia „ojczyzny światowego proletariatu”. Postrzegali Polskę jako jedno z ogniw antysowieckiego frontu, bezzasadnie uważając ją za bezwolne narzędzie w rękach Wielkiej Brytanii.
Lęki sowieckie oddaje nie mające nic wspólnego z rzeczywistością przeświadczenie, że Polska gotowa byłaby zrezygnować na rzecz Niemiec z Pomorza (tzw. korytarz), i opanować Litwę. „Tym sposobem Polska mogłaby wszystkie swoje siły wojskowe i szpiegowskie (choćby zredukowane) rzucić przeciw nam” - uważał Feliks Dzierżyński, który choć nie był dyplomatą, odgrywał, jako jeden z czołowych polityków sowieckich, ważną rolę w kształtowaniu polityki Związku Sowieckiego wobec II Rzeczypospolitej.
Po zamachu majowym - w którym dyplomacja sowiecka bezzasadnie widziała rękę Londynu - wciąż dominowało w Związku Sowieckim przekonanie, że Polska szykuje się do zajęcia sowieckiej Ukrainy i Białorusi i będzie współdziałała z państwami bałtyckimi. Dzierżyński lękając się tego nakazywał wzmożenie akcji OGPU – policji politycznej - przeciw „polskiej agenturze, petlurowcom, bandytom białogwardyjskim, wpływom księży, zbiegom”.
Związek Sowiecki usiłował oddziaływać na sytuację wewnętrzną Polski poprzez kokietowanie endecji, licząc na jej prorosyjskie, antybrytyjskie i antyniemieckie nastawienie. Dyplomacja sowiecka bała się poprawy wzajemnych stosunków między Warszawą a Berlinem. Doszło nawet do spotkania „połpreda” (posła) Piotra Wojkowa z Romanem Dmowskim. Sondowano, czy endecy zgodziliby się rozluźnić lub zerwać sojusz z Rumunią. Jednak „Taktyka oddziaływania poprzez Dmowskiego, endecję i chadecję na politykę Warszawy w sprawie sojuszu polsko-rumuńskiego zawiodła. W marcu 1926 przedłużono go, podpisując na kolejne pięć lat traktat gwarancyjny” - stwierdza Wołos.
Kuszono polskich przemysłowców wizją szerokich kontaktów handlowych ze Związkiem Sowieckim, długoletnich kontraktów i uzyskania mocnej pozycji na chłonnym rynku.
„W gruncie rzeczy celem nadrzędnym była sowietyzacja Drugiej Rzeczypospolitej tym razem nie przez podbój militarny, ale na drodze ekonomicznej” - pisze Mariusz Wołos, dodając, że wówczas Związek Sowiecki był za słaby gospodarczo, by taki plan doszedł do skutku. Z drugiej strony nie zapominano o próbach destabilizacji Polski poprzez działalność Komunistycznej Partii Polski.
Jednym z wątków książki jest opis kontaktów piłsudczyków z KPP, którzy sondowali możliwość jej zneutralizowania albo nawet wykorzystania polskich komunistów w walce z siłami centroprawicowymi. Kapepowcy podchodzili z dużą rezerwą do rozmów z piłsudczykami, choć byli i tacy, którzy widzieli w nich szansę na podsycanie konfliktów między Piłsudskim a endecją.
Szef dyplomacji sowieckiej – Gieorgij Cziczerin oceniał, że „Piłsudski pozostał naszym wrogiem i zwolennikiem programu dążenia na wschód i system federacyjnego z wciągnięciem doń Ukrainy i Białorusi”.
Poseł Wojkow nie wierzył w możliwość zamachu stanu ze strony Piłsudskiego, co stwierdzał także zaledwie na dziewięć dni przez akcją wojsk wiernych Marszałkowi. Donosił do centrali w Moskwie, że możliwe jest porozumienie między Piłsudskim i Witosem. „Wystarczyłoby, aby Wojkow wnikliwe zapoznawał się publikacjami marszałka z lat 1923-1926 a uzyskałby lepszy obraz wydarzeń, które doprowadziły do zamachu majowego” - pisze Wołos. Dodaje, że „Dyplomacja sowiecka postrzegała przyczyny wystąpienie Piłsudskiego wyłącznie w problemach gospodarczych, postrzeganych jako +zmaganie się klas społecznych+ (…) Sowieccy analitycy prawie wcale wzięli pod uwagę przyczyn politycznych z niestabilnym systemem parlamentarnym oraz bardzo słabą pozycją władzy wykonawczej”.
Dyplomaci sowieccy teoretyzowali, że gdyby jednak doszło do zamachu stanu, można by go wykorzystać w celu zrewoltowania robotników i chłopów, co miałoby prowadzić do zdobycia władzy przez komunistów. Jednak poseł Wojkow zauważał, że KPP jest bardzo słaba i rozbita wewnętrznie. Uważał, że podczas zamachu majowego „partia komunistyczna mocno się skompromitowała. Jej pozycja poparcia dla Piłsudskiego jest widoczna w masach jeszcze do tej pory”.
Po zamachu majowym - w którym dyplomacja sowiecka bezzasadnie widziała rękę Londynu - wciąż dominowało w Związku Sowieckim przekonanie, że Polska szykuje się do zajęcia sowieckiej Ukrainy i Białorusi i będzie współdziałała z państwami bałtyckimi. Dzierżyński lękając się tego nakazywał wzmożenie akcji OGPU – policji politycznej - przeciw „polskiej agenturze, petlurowcom, bandytom białogwardyjskim, wpływom księży, zbiegom”.
Wracano do koncepcji silniejszego związania gospodarczego Polski z ZSRR. „Dałoby to klucz do stopniowego zawładnięcia Polska” - pisał poseł Wojkow, nadal nie widząc bardzo ograniczonych możliwości Związku Sowieckiego w tym względzie. Z drugiej strony Wojkow domagał się przysłania kilkudziesięciu tysięcy dolarów na „specjalną robotę w Polsce” dla Komunistycznej Partii Polski.
Książka Mariusza Wołosa „O Piłsudskim, Dmowskim i zamachu majowym. Dyplomacja sowiecka wobec Polski w okresie kryzysu politycznego 1925-1926” opublikowało Wydawnictwo Literackie. (PAP)
tst/ ls/