Pracował gorączkowo, wiedząc, że śmiertelna choroba nie pozostawi mu wiele czasu. Całe życie borykał się z niedostatkiem, dopiero po śmierci okrzyknięty został narodowym wieszczem - taki obraz życia Stanisława Wyspiańskiego wyłania się z książki Moniki Śliwińskiej "Dopóki starczy życia".
"Czy Panu w oczy kiedy śmierć zajrzała? – mnie ona w oczy patrzy co dzień" – pisał Wyspiański w jednym z listów do przyjaciół. Ten cytat mógłby być mottem nowej biografii artysty, pióra Moniki Śliwińskiej. Autorka, korzystając z archiwów, dokumentów rodzinnych, listów i pamiętników rekonstruuje mało znaną, prywatną stronę życia Wyspiańskiego. Gdy umierał, jego twórczy dorobek liczył 18 dramatów, projekty scenografii, utwory poetyckie, 13 ogromnych projektów witraży, kilkanaście nowatorskich opracowań graficznych książek, projekty mebli, litografie, wykonane pastelami pejzaże i portrety. Wyspiański dokonał tego wszystkiego, walcząc z nieuleczalną chorobą i borykając się z brakiem pieniędzy.
Urodził się 15 stycznia 1869 r. Ojciec, Franciszek, był cenionym rzeźbiarzem, borykał się jednak z ciągłymi kłopotami finansowymi i alkoholizmem. Matka zmarła na gruźlicę, gdy syn miał siedem lat. O los chrześniaka zatroszczyła się ciotka - Janina Stankiewiczowa. W rodzinie żywe były tradycje powstania styczniowego i represji, które po jego upadku spadły na jego uczestników. Mały Staś zafascynowany był historią Polski, na jego wyobraźnię działał opuszczony w tym czasie zamek na Wawelu, u którego stóp, jak pisał w znanym wierszu, znajdowała się pracownia jego ojca. Stanisław też postanowił zostać artystą, po rozpoczęciu studiów na krakowskiej akademii wszedł w tamtejsze środowisko twórców: był uczniem Jana Matejki, przyjacielem Mehoffera, braci Tetmajerów, Lucjana Rydla. Jako wyróżniający się student Wyspiański został przez Matejkę zaangażowany do prac nad polichromią Kościoła Mariackiego.
"Czy Panu w oczy kiedy śmierć zajrzała? – mnie ona w oczy patrzy co dzień" – pisał Wyspiański w jednym z listów do przyjaciół. Ten cytat mógłby być mottem nowej biografii artysty, pióra Moniki Śliwińskiej. Autorka, korzystając z archiwów, dokumentów rodzinnych, listów i pamiętników rekonstruuje mało znaną, prywatną stronę życia Wyspiańskiego.
Jak wielu malarzy fin de sciecle'u Wyspiański odbywał podróże po Europie, na dłużej zatrzymując się w Paryżu, gdzie uczęszczał do prywatnej szkoły malarskiej Academie Colarossi. Kształcił się i podróżował w dużym stopniu za pożyczone pieniądze, więc po powrocie do Krakowa we wrześniu 1894 roku, zaczął od borykania się z ogromnymi trudnościami finansowymi, odnosił też jednak pierwsze sukcesy. To jemu powierzono zadanie stworzenia polichromii i serii witraży do krakowskiego kościoła św. Franciszka. Był to ten rodzaj projektów, które najbardziej pociągały jego wyobraźnię.
Teodora Pytkówna, starsza o rok od Wyspiańskiego, matka nieślubnego dziecka, była służącą w domu ciotki artysty Janiny Stankiewiczowej. "Była dziewczyną zupełnie ordynarną, bosą, brudną, rozczochraną, brzydką i niezgrabną. Typ - dla malarza zapewne niezmiernie ciekawy. Była przy tem Teosia zaczepną i wyżywającą" - wspomina ukochaną Wyspiańskiego daleka kuzynka Stankiewiczów Maria Waśkowska. W maju 1896 roku Teosia urodziła Wyspiańskiemu córkę, Helenkę. Od tego czasu artysta, już wcześniej w bardzo trudnych warunkach materialnych, musiał myśleć także o utrzymaniu powiększającej się rodziny.
Wyspiański nieustannie nie miał pieniędzy. W jednym z listów do Lucjana Rydla pisał, że nie może rysować, bo nie ma za co kupić ołówków i papieru. Zamiłowanie do pasteli, poza racjami artystycznymi, miało także znaczenie ekonomiczne. Wyspiański dobrze wiedział, że pastelowy portret jest dużo tańszy od obrazu olejnego tego samego formatu, poza tym portret olejny powstaje w tydzień - na pastel wystarczy kilka godzin. Portrety zamawiali u niego krakowscy mieszczanie - adwokaci, lekarze, dentyści, a zwłaszcza ich żony i córki.
W tym samym czasie dla Wyspiańskiego staje się jasne, że zaraził się syfilisem, chorobą wówczas nieuleczalną. Objawy kiły łagodzono wcieraniem maści rtęciowej i preparatami jodu. Na nieszczęście organizm Wyspiańskiego bardzo źle znosił tę kurację, co czyniło lekarzy zupełnie bezradnymi wobec szybko rozwijającej się choroby. Pierwszy poważny atak przyszedł w 1889 roku. Jak pisze Śliwińska, nic nie zapowiadało, że Teosia zostanie żoną Wyspiańskiego, żyła wtedy z dwojgiem nieślubnych dzieci z łaski krewnych. Jednak po chorobie Wyspiańskiego zamieszkali razem, w 1899 roku przyszło na świat ich kolejne dziecko - Mieczysław, a rok później wzięli ślub.
Ciotka Stankiewiczowa nigdy nie zaakceptowała w rodzinie dawnej posługaczki. Cały mieszczański Kraków trząsł się od plotek. Teosia nie umiała prowadzić domu, planować wydatków, Wyspiańscy żyli w chaosie i niedostatku. Jednak Wyspiański czuł się szczęśliwy, w latach po ślubie powstały znane portrety dzieci i żony. Omal nie zrezygnował z obecności na weselu Lucjana Rydla, ponieważ pan młody nie uwzględnił jego żony w zaproszeniu. Na szczęście Rydel naprawił błąd, Wyspiańscy przyjechali do Bronowic, a w cztery miesiące później odbyła się premiera "Wesela" - dramatu, który przyniósł autorowi uznanie i pieniądze, które jednak, przy powiększającej się rodzinie i niepraktyczności Wyspiańskiego, bardzo szybko się rozeszły.
Niezwykle czuły na punkcie własnego talentu Wyspiański bardzo źle znosił krytykę swojej twórczości. Kiedy proszono go o wyjaśnianie własnych utworów, zapinał charakterystycznym ruchem długi tużurek, myląc guziki i odpowiadał, że „nie jest od tego". Z trudem zgadzał się na kompromisy dotyczące jego prac, co nie ułatwiało zdobywania nowych zamówień. W Krakowie uważano go za dziwaka i neurotyka oddanego niemal wyłącznie własnej sztuce. Jak pisze Śliwińska, Wyspiański żył ze świadomością, że pozostało mu niewiele czasu. Szkoda mu było tracić go na utrzymywanie stosunków towarzyskich, tłumaczenie swoich dzieł tym, którzy ich nie rozumieli. Rozdźwięk pomiędzy nim a otoczeniem pogłębiał się z upływem lat.
Choroba Wyspiańskiego czyniła stałe postępy. W 1903 roku zaatakowana została jama ustna, zapadły się kości nosa, artysta miał kłopoty z oddychaniem. Coraz częściej nie wstawał z łóżka, tam rysował i pisał. Pojawiły się charakterystyczne dla choroby, na którą cierpiał, zaburzenia umysłowe, a także postępujący paraliż. W 1906 roku Wyspiańscy przenieśli się do podkrakowskiej wsi Węgrzyce. Dom i ziemię, na którą poszły wszystkie oszczędności, Wyspiański zakupił, aby zabezpieczyć rodzinę na wypadek śmierci, nie było tam jednak warunków do pielęgnowania chorego. Teosia nie rozumiała, że mąż wymaga specjalnej diety, że pokarmy trzeba mu rozdrabniać, aby mógł je połknąć, że alkohol jest dla niego absolutnie niewskazany. Sama zresztą coraz częściej zaglądała do butelki, często w towarzystwie młodego syna sąsiadów z Węgrzyc. Choroba ostatecznie uniemożliwia Wyspiańskiemu pracę, przez pewien czas rysował i pisał ołówkiem przywiązanym do dłoni ujętej w deseczki. W końcu nawet tak nie mógł utrzymać pióra.
Niezwykle czuły na punkcie własnego talentu Wyspiański bardzo źle znosił krytykę swojej twórczości. Kiedy proszono go o wyjaśnianie własnych utworów, zapinał charakterystycznym ruchem długi tużurek, myląc guziki i odpowiadał, że „nie jest od tego". Z trudem zgadzał się na kompromisy dotyczące jego prac, co nie ułatwiało zdobywania nowych zamówień. W Krakowie uważano go za dziwaka i neurotyka oddanego niemal wyłącznie własnej sztuce. Jak pisze Śliwińska, Wyspiański żył ze świadomością, że pozostało mu niewiele czasu.
Od przeprowadzki na wieś, która pochłonęła wszystkie pieniądze, Wyspiańscy żyli ze środków zbieranych dla nich przez przyjaciół i ciotkę Stankiewiczową. W końcu udało się im przekonać Wyspiańskiego o konieczności przeniesienia do szpitala. Ostatniej nocy w domu wraz z ciotką uporządkowali papiery - wiele rozpoczętych wierszy, fragmentów dramatów i szkiców trafiło do ognia, bo "nie wytrzymywały miary artyzmu", jak to ujmował Wyspiański. Niektóre rzeczy Stankiewiczowej udało się ocaleć, korzystała z chwil nieuwagi chorego artysty. Wyspiański zmarł 28 listopada 1907 roku w krakowskiej lecznicy prof. Maksymiliana Rutkowskiego.
Wyspiański spoczął w Krypcie zasłużonych na Skałce. Jak pisze Śliwińska, natychmiast po jego śmierci ceny jego obrazów poszybowały w górę. Mimo że artysta wyraźnie życzył sobie skromnego pogrzebu, zamienił się on w wydarzenie publiczne, w którym uczestniczyły tłumy krakowian. Fotografie pośmiertne Wyspiańskiego były sprzedawane w zakładzie przy Karmelickiej, a eksperymentalny, kilkuminutowy film z pogrzebu był wyświetlany w cyrku Edison od stycznia 1908 roku. Przyjaciele artysty na próżno protestowali przeciwko temu. Teodora Wyspiańska rok po śmierci Stanisława wyszła ponownie za mąż za sąsiada - Wincentego Waśkę. Po kilku latach sąd odebrał jej prawo do opieki nad dziećmi, które wychowywały się w zakładach wychowawczych.
Książka "Wyspiański. Dopóki starczy życia" ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry.
Agata Szwedowicz (PAP)
aszw/ itm/