Wbrew pozorom, Włodzimierz Mędrzecki nie napisał książki o polskich Kresach Wschodnich. „Kresowy kalejdoskop” to książka o wschodnich ziemiach II Rzeczpospolitej, które w uznawanych granicach tego państwa znalazły się po serii długotrwałych konfliktów. Województwa lwowskie, tarnopolskie, stanisławowskie, wołyńskie, poleskie i wileńskie do dziś zresztą pozostają terenami, z którym przedwojenna Polska kojarzy się najbardziej. To wszak te ziemie na skutek decyzji konferencji jałtańskiej, po 1945 r. znalazły się w granicach Związku Radzieckiego, jedynego państwa, które było zwycięzcą wojny w tej części Europy.
Fantomowe bóle po utracie blisko połowy przedwojennego terytorium towarzyszyły Polakom wiele lat. Choć temat książki Mędrzeckiego jest niezmiernie ważny, to jego spojrzenie jest dalekie od sentymentalizmu. Zamiast krzepiącej serce opowieści o poleskich bagnach, wołyńskich stepach czy winobraniu na Pokuciu, otrzymujemy chłodny i wyważony raport. Historyk próbuje w nim bilansować całość dokonań państwa polskiego na jego wschodnich rubieżach. Dominuje tu historia społeczna, refleksja nad potencjałem ludnościowym i ekonomicznym. Autor nie tylko nie ucieka od trudnych pytań, ale jednocześnie umiejętnie je kontekstualizuje, pokazując szersze uwarunkowania. Chłodno ocenia szanse i zagrożenia, wpisuje działania polskich urzędników w koniunktury międzynarodowe, a także – co być może najważniejsze – w świat oczekiwań, jakie w mieszkańcach wschodnich województw obudziło odrodzenie Polski jesienią 1918 r.
Coraz częściej w historiografii zwraca się uwagę, że Kresy Wschodnie – w znaczeniu szerokim, staropolskim – przez wieki pozostawały przedmiotem cywilizacyjnej i politycznej ekspansji żywiołu polskiego. Mędrzecki zwraca uwagę, że w odradzającej się Polsce ten dyskurs był rzeczywiście silny. Widzi w tym wielki ideowy sukces Romana Dmowskiego, według Cata-Mackiewicza „ojca naszych pojęć”. To właśnie narodowo-demokratyczna interpretacja polskości budziła pokusę, by choćby Lwów traktować jako wysunięty na południowy wschód bastion polskości. Historia tego miasta jest zresztą w książce przedstawiona pasjonująco. Jak w soczewce skupiają się w niej bowiem problemy II Rzeczpospolitej z jej terenami wschodnimi, toutes proportions gardées możemy traktować je jako ilustrację problemów jakie Polska miała ze wschodnimi województwami. Jest to jednak wizja bardzo daleka od wielokroć powielanych sztampowych ocen, wzorowanych na saidowskim pojęciu orientalizmu, nakazującym przyjmowanie czarno-białych schematów interpretacyjnych.
Lwów znalazł się w granicach Rzeczpospolitej na skutek krwawych walk polsko-ukraińskich oraz decyzji międzynarodowych, które Galicję Wschodnią przyznały Polsce. To co stało się wielkim sukcesem dominującego w mieście – tak liczebnie, jak i ekonomicznie czy intelektualnie – żywiołu polskiego, było jednocześnie zaczynem kluczowych problemów. Pierwszym był rzecz jasna konflikt z Ukraińcami, którzy nigdy nie pogodzili się z klęską swoich dążeń do niepodległości. Drugim była niejednoznaczna pozycja, jaką w polskim już Lwowie zajmowała ludność żydowska. Gdy żołnierze z orzełkiem na czapkach zajmowali wschodnie województwa, procesowi temu w kilku miejscach towarzyszyły pogromy na ludności żydowskiej. Zdaniem Mędrzeckiego, wynikały one z poczucia zdrady jakie mieli Polacy wobec Żydów – ci drudzy zamiast jednoznacznie popierać postulaty polskie, próbowali zachowywać neutralność, niekiedy zaś popierali Ukraińców czy bolszewików. Konsekwencją tych konfliktów stało się faktyczne wyłączenie mniejszości narodowych z gospodarzenia w wolnej Polsce. Fatalnie zaciążyło to na całym polskim dwudziestoleciu międzywojennym.
Problemy etniczne to jednak nie wszystko. I wojna światowa przyniosła miastu Lwa, dotychczas stolicy habsburskiego kraju koronnego, degradację. Nie od razu, ale stopniowo, na przestrzeni kilkunastu lat, Lwów stał się miastem prowincjonalnym. Aleksander Wat pisał o nim co prawda jako o najbardziej kolorowym i wesołym mieście Rzeczpospolitej, ale nie mogło to przysłonić faktu, że tracąc rangę regionalnego centrum, przestało przyciągać najlepszych. Choć wciąż było jednym z najważniejszych ośrodków naukowych, to przestało być szczytem marzeń – choćby urzędniczych. Systematyczna centralizacja, zaostrzona jeszcze przez kryzys ekonomiczny, pociągnęła za sobą drenaż mózgów. Najlepiej wykształceni i najbardziej ambitni przenosili się do Warszawy.
Jak głębokie były zmiany, które blisko dwadzieścia lat niepodległości przyniosło wschodnim terenom Rzeczpospolitej? Na to pytanie tym trudniej odpowiedzieć, że porównywać można ze znacznie dłuższymi rządami austriackimi bądź carskimi, a po 1939 r – niezwykle brutalnymi sowieckimi oraz niemieckimi. Rzeczpospolita miała ambicje, by odciskać swoje piętno na całej rzeczywistości tych terenów, ale w sferze politycznej aktywizacji sukces był ograniczony. „Nawet we Lwowie, w pewnym oddaleniu od rozpolitykowanego centrum i wyższych uczelni, można było żyć prawie tak jak «za cesarza»” – pisze Mędrzecki.
Gdy idzie o ekonomię, bilans nie będzie wiele bardziej zachęcający. W końcu lat trzydziestych dawała się zaobserwować wyraźnie lepsza koniunktura i wzrost inwestycji, ale nie zdążyły one zbilansować wielu lat zapóźnień. Krytyczne spojrzenie autora nie może zresztą zaskakiwać. Pokrywa się ono z ustaleniami badaczy polskiej gospodarki, którzy dowodzili, że poziom produkcji osiągany na terenach polskich przed 1913 r., udało się II RP osiągnąć dopiero w przeddzień wojny. Nie można jednocześnie tracić z oczu obserwacji, którą przekonująco prezentował Andrzej Chwalba, w niedawnej „Wielkiej Wojnie Polaków”, przypominając że I wojna światowa prawdziwie zdewastowała ziemie wschodnie. Następnie zresztą ogrom zniszczeń spotęgowała jeszcze wojna polsko-bolszewicka. Na tym tle Mędrzecki wskazuje tendencje, które współczesnym mogły dawać nadzieję na lepszą przyszłość. Oto na przykład w końcu lat trzydziestych najaktywniejszym inwestorem w Wilnie były firmy polskie z Gdyni. Za znaczące osiągnięcie techniczne można było uznać nie tylko rozwój awiacji (lotnisko w Wilnie-Porubanku), ale też dynamiczny rozrost sieci radiofonicznej. W tych procesach można było dostrzegać konsolidację państwa i efekty jego systematycznej odbudowy.
II Rzeczpospolita nie stała się państwem, którego pragnęli ojcowie niepodległości. Nie udało się osiągnąć idealnej Polski „szklanych domów” i przedstawiona przez Włodzimierza Mędrzeckiego historia wschodnich województw pokazuje to dobitnie. Jego książkę można uznać za historię przerwanego projektu, którego nie było dane doprowadzić do końca. Owszem, miał on swoje niewątpliwe porażki, do których można zaliczyć politykę wobec mniejszości narodowych, dla których Polska stała się macochą raczej, niż prawdziwą matką. Ale w niezmiernie trudnych powojennych warunkach samo przywrócenie normalności życia codziennego na terenach wschodnich było sukcesem. Wyrównanie poziomu cywilizacyjnego z 1913 r. było rzeczywistym osiągnięciem, choć nietrudno zrozumieć, że nie satysfakcjonowało współczesnych.
Najbardziej wyrazistym elementem „Kresowego kalejdoskopu” okazuje się bowiem dramatyczny rozziew pomiędzy oczekiwaniami, które rozbudziła wolna Polska, a możliwościami faktycznej realizacji planów i marzeń. Budził on frustrację w Warszawie, ale nie mniejszą w Wilnie czy we Lwowie. Błędy polityki narodowościowej czy niedomagania gospodarcze, są z perspektywy kilkudziesięciu lat znakomicie widoczne. Czy polskie województwa wschodnie mogły rozwijać się lepiej? Jakie były po temu drogi? To pytania, które historycy będą sobie stawiać, ale odpowiedzi na nie nigdy już nie poznamy. Trzeba jednak pamiętać, że katastrofa tego świata była rzeczą zupełnie niezależną od sukcesów i niepowodzeń polityki wewnętrznej II RP.
Michał Przeperski
Źródło: MHP