Historia Mariana Dąbrowskiego, twórcy i redaktora naczelnego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego“ to prawdziwa opowieść o amerykańskiej karierze, która wydarzyła się w przedwojennej Polsce.
„Magnat z Pałacu Prasy“ Piotra Legutki to kolejna próba przypomnienia o tym wybitnym redaktorze i przedsiębiorcy o którym zapomniał nawet rodzinny Kraków.
Autor jako wytrawny „marianolog“ opowiada niezwykle ciekawie o karierze swojego bohatera i rozprawia się brawurowo z niesprawiedliwymi bądź przesadzonymi oskarżeniami wobec niego.
Dąbrowski do Krakowa przybył z galicyjskiego Mielca. Wystudiował na Uniwersytecie Jagiellońskim filozofię, by bez powodzenia starać się o stałą posadę nauczyciela w szkole.
W pierwszej gazecie o nazwie „Ilustracja Polska“ naczelny nie zwolnił go tylko przez grzeczność. Później pracował dwa lata jako zwykły redaktor w dzienniku „Głos Narodu“. I nagle w 1910 roku, jeszcze w czasach C.K. monarchii, w wieku 32 lat - założył „Ilustrowany Kurier Codzienny“, swoją własną gazetę codzienną. I to ów „kurierek“ jak go ochrzczono, już w niepodległej Polsce stanie się najpopularniejszym dziennikiem II RP.
Gdy wchłaniał, albo podkupywał konkurencyjne pisma zarzucano mu bezwzględność, choć on po prostu walczył o swoje miejsce na rynku w granicach jakie wyznaczało prawo.
„IKC“ w swoich początkach był typowym brukowcem, który z czasem szlachetniał i swoich czytelników wprowadzał na wyższy poziom. Warszawskiej i krakowskiej inteligencji nigdy to się nie podobało, bo jej zdaniem maluczkich zawsze trzeba było pouczać, Marian Dąbrowski co najwyżej doradzał i przekonywał.
Miał instynkt jakiego brakowało innym wydawcom. Ciągle poszukiwał nowych nisz na rynku – wydawał m.in. elegancki tygodnik „Światowid“, „Na szerokim Świecie“, a także bulwersującego „Tajnego Detektywa“.
I ciągle wymyślano dodatki do „Ikaca“, łącznie z „Kurierem Metapsychicznym“, bo przecież w tamtych czasach spirytyzm był ciągle modny.
To był wydawniczy rozmach, któremu konkurencja nie potrafiła dotrzymać kroku.
„Marian Dąbrowski był trendsetterem swoich czasów“ – pisze Legutko i dobrze nam pokazuje jak działał najlepszy wydawca II RP.
On sam by pewnie zatrudnił autora książki o sobie gdyby mogli się spotkać, bo materiał jest pierwszorzędny jeśli chodzi o research; pomimo, że o Dąbrowskim już pisano dużo jest tu sporo nowych faktów z jego życia.
Lewica widziała w naczelnym „IKC“ krwawego kapitalistę, a on sam punktował PPS-owski „Naprzód“ wyliczeniami, że jego gazeta kosztuje taniej, a robotnicy zarabiają u niego co najmniej dwa razy więcej.
Nienawidzili go endecy zarzucając mu sprzedajność. Legutko przyznaje, że „Dąbrowski miał swoje poglądy polityczne, ale nie zawsze się z nimi zgadzał“.
To prawda, że twórca „IKC“ lawirował podczas politycznych burz, sam także dwukrotnie zasiadał w Sejmie. Ale nawet jak zmieniał poglądy, to nie zmieniał dziennikarzy – bo zatrudniał publicystów od prawa do lewa, więc miał w czym wybierać. Swojego reportera - Mariana Czuchnowskiego, zapalczywego lewicowca i krewkiego dziennikarza wyciągał nawet z aresztu.
Zarzucano mu absolutyzm i zamordyzm, ale w „Ikacu“ panował co najwyżej patriarchat. Koncern zatrudniał w latach 30. około 1400 pracowników i trzeba było się postarać, żeby wylecieć; wspomniany Czuchnowski został zwolniony dopiero wtedy, gdy napisał relację z imprezy, która się nie odbyła.
W 1932 roku majątek krakowskiego magnata prasowego szacowano na 1,5 mln dolarów. Dąbrowski drażnił wielu ludzi ostentacyjnym luksusem, ale jednocześnie ten krakowski wydawca wydawał niesamowite sumy na cele dobroczynne: sponsorował rewitalizację Wawelu, gmachu Muzeum Narodowego, młodych malarzy, propagował sport i promował Zakopane.
Złośliwcy stale mu będą jednak pamiętać, że gdy ufundował anonimowo grób nieznanego żołnierza to dziennikarzom kazał napisać obszerną relację z odsłonięcia cenotafu, po czym stało się jasne kto jest sponsorem (jako człowiek skromny chciał tylko, by o tym wszyscy wiedzieli).
Gdy wydał pieniądze na prace archeologiczne Kopca Krakusa, pisarka Magdalena Samozwaniec drwiła, że odkopano jeszcze zwłoki owego Kraka. „Był on pochowany w czarnym stroju, który stale nosił na znak tryumfu, iż zabił smoka. Strój ten nazwano smokingiem”. A Dąbrowski chciał tylko, by archeolodzy odnaleźli ślady, że nasz małopolski gród zawsze był polski.
Nie lubiano Dąbrowskiego także w Warszawie, bo rzeczywiście przyjął on typowo krakowski sposób myślenia o politycznej stolicy kraju.
Kraków dopiero w naszych czasach staje się miejscem wielkich karier biznesowych i nie jest już tylko kulturalną stolicą Polski. Warto więc poznać postać polskiego Williama Hearsta, który stąd rozpoczął medialny podbój kraju. Piotr Legutko pokazał nam Mariana Dąbrowskiego jak można było najlepiej także dlatego, że stanął po jego stronie. (PAP)
autor: Rafał Geremek
Piotr Legutko, Magnat z Pałacu Prasy. Opowieść o Marianie Dąbrowskim, twórcy największego koncernu medialnego II RP, Wydawnictwo Esprit, 2025