O Józefie Piłsudskim powiedziano już niemalże wszystko. Także jego zasługi w odzyskaniu niepodległości i odbudowanie niepodległego państwa są powszechnie znane. Ale Maciej Gablankowski pokazuje, że biografia Piłsudskiego może być nomen omen przewrotna.
Chociażby przewrotnym elementem jego biografii może być to, że pod koniec życia Piłsudski przeżył rozczarowanie Polską. Wówczas jego słowa „wstrzymałem koło historii tylko na chwilę” stały się czymś więcej niż tylko proroctwem. Piłsudski coraz częściej mówił nawet: „Nie jestem Polakiem”, wyrażając tym prawdopodobnie poczucie, że jest kimś większym. „Myślałem już nieraz, że umierając, przeklnę Polskę. Dziś wiem, że tego nie zrobię. Lecz gdy po śmierci stanę przed Bogiem, będę Go prosił, aby nie przysyłał Polsce wielkich ludzi” – miał mówić Marszałek. Na te słowa Artur Śliwiński miał odpowiedzieć, że „wielcy ludzie potrzebni są każdemu narodowi”. Piłsudski nie był dłużny, sam trafnie stwierdził: „Potrzebni, ale co naród polski daje wielkim ludziom i jak się do nich ustosunkowuje! Gdyby nie ja, rzecz wątpliwa, czy powstałaby Polska! A gdyby powstała, czyż utrzymałaby się przy życiu? Ja wiem, com dla Polski uczynił!”.
Piłsudskiemu sprawy Polski i Polaków nie były jednak obce i to nawet po śmierci. Autor rozpoczyna bowiem książkę od niecodziennej informacji. „Rozlega się dźwięk dzwonka. W pokoju adiutantury służbę pełni rotmistrz Aleksander Hrynkiewicz. Rzut oka na tablicę rozdzielczą wystarcza, żeby włosy stanęły mu dęba na głowie. Podświetlony numer 3 wskazuje, że ktoś wcisnął przycisk elektrycznego dzwonka w pokoju narożnym. Pierwsza myśl: +Komendant!+” – czytamy. I może w tej scenie nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie fakt, że Piłsudski tydzień wcześniej, 12 maja 1935 roku, w tym pokoju zmarł. Sytuacja powtarza się również dwa dni później, kiedy służbę pełnił już inny adiutant. Tym razem jednak świadków było więcej, a dzwonek odezwał się w momencie, kiedy zebrani dyskutowali, jak powinien brzmieć komunikat o pochowaniu serca Marszałka w Wilnie.
„Pokój oczywiście jest pusty. Mózg zaledwie chwilę wcześniej został przekazany przez Hrynkiewicza delegacji naukowców z Instytutu Antropologii. Fizycznie Piłsudski opuścił Belweder. Ale czy nie został tam jego duch?” – to pytanie nurtuje zebranych. Instalację zatem sprawdził inżynier elektryk, ale okazało się, że jest ona w porządku. Aleksandra Szczerbińska była jednak przekonana, że to znak z zaświatów. Marszałek nie raz uczestniczył bowiem w różnych „eksperymentach”, m.in. w seansie jasnowidza Ossowieckiego. „Do Ossowieckiego zaniesiono zalakowaną kopertę z formułą szachową. Jasnowidz, nie otwierając listu, zapisał jego treść na kartce. Gdy przyniesiono ją do Belwederu, Piłsudski natychmiast znalazł błąd. Wyglądało na to, że eksperyment się nie udał. Ale po sprawdzeniu oryginału okazało się, że to jednak Piłsudski się pomylił. Jasnowidz odczytał wiadomość bezbłędnie. Piłsudski radzi mu, aby podjął poważne studia nad zjawiskami paranormalnymi” – czytamy.
Ale to nie koniec ponadnaturalnych dźwięków dzwonka. Pojawiają się dalej, m.in. w dniu imienin córek Wandy i Jadwigi oraz żony. Aleksandra zdecydowała się sprawdzić, czy to rzeczywiście znaki od zmarłego męża. Co jednak mogło być dowodem? Dłonie, które u Piłsudskiego podobno były charakterystyczne. Jak czytamy, „Aleksandra otrzymuje propozycję wykonania testu. W trakcie seansu z udziałem medium duch pozostawi w wosku odcisk swojej dłoni. Wdowa nie może się powstrzymać i postanawia skorzystać z tej propozycji. Wie, że nikt nie zna dłoni Ziuka lepiej niż ona. Na żadne sztuczki nie da się złapać. Seans udaje się. W wosku pojawia się odcisk dłoni. Zaufanego Hrynkiewicza Ola prosi o wykonanie odlewu gipsowego z woskowej formy, którą pozostawił rzekomo duch Piłsudskiego. Hrynkiewicz od razu zwraca uwagę, jak bardzo uzyskane odlewy podobne są do dłoni Marszałka. Aleksandra jest już pewna, że to jej mąż próbuje się z nią kontaktować”. Duch Piłsudskiego upodobał sobie instalację elektryczną nie tylko w Belwederze, ale także w Sulejówku.
Są jeszcze karteczki. Piłsudski za życia często sporządzał notatki na skrawkach papieru. Czyżby po śmierci także ten sposób komunikacji dalej kontynuował? Karteczkę dano do sprawdzenia grafologowi – ten potwierdza, że to odręczne pismo Marszałka. Rady i przestrogi Piłsudskiego coraz bardziej były konkretne. W czwartą rocznicę śmierci zapisał: „Zdaje się, że ostatni raz tu się zbieramy w tym gronie”. Ta z końca 1939 roku najbardziej złowieszcza: „Widzę zgliszcza, pożary. Nie pozostanie tu kamień na kamieniu”.
Książka „Piłsudski. Portret przewrotny. Biografia” Macieja Gablankowskiego ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Anna Kruszyńska (PAP)
akr/