Zamknięta granica nie kończyła się na 38. równoleżniku, była wszędzie, w sercu każdego człowieka, blokowała przeszłość i dławiła przyszłość - pisze Suki Kim w książce „Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit”. Koreańska pisarka od 13 r. życia mieszka w USA.
Suki Kim, rocznik 1970, to koreańska pisarka, urodzona w Seulu, a od 13 roku życia mieszkająca w Stanach Zjednoczonych. Przez 6 miesięcy w 2011 roku wykładała angielski na Pjongjańskim Uniwersytecie Naukowo-Technicznym (PUST) - uczelni ufundowanej i zbudowanej dzięki pieniądzom przekazanym przez kościoły ewangelickie na całym świecie. Jej studentami byli młodzi mężczyźni w wieku od osiemnastu do dwudziestu kilku lat, urodzeni w rodzinach wysoko postawionych dygnitarzy partyjnych.
Jak pisze autorka, jej celem było napisanie książki, która pokaże Koreańczyków z północy w ludzkim świetle: „Chciałam wyjść poza utarte, niemal komiczne portrety Wielkiego Wodza – szaleńca z dziwną fryzurą i w śmiesznym stroju, który w wolnym czasie uwielbia straszyć resztę świata wojną atomową. Prawda jest dużo bardziej bolesna i przerażająca. Chciałam pomóc ludziom z zewnątrz dostrzec w Północnych Koreańczykach osoby z krwi i kości, z którymi można się zidentyfikować, bo dzięki temu zaczniemy naprawdę przejmować się ich sytuacją”.
Brak ogólnej wiedzy o świecie – to pierwsza cecha jaką zauważa Suki Kim u swoich uczniów. „To byli najbystrzejsi studenci w Korei Północnej, jednak na zdjęcia siedziby ONZ, Tadż Mahal czy piramid w Gizie patrzyli z niezbyt mądrymi minami, nie mając pojęcia, co przedstawiają. (…) Prawie nikt nie wiedział, jaki kraj pierwszy wysłał ludzi na Księżyc, mimo że specjalizowali się w naukach ścisłych. Większość nie miała pojęcia, w którym roku wynaleziono komputery; dopiero po długich naradach jedna z drużyn zaryzykowała odpowiedź: 1870” – opisuję sytuację Kim.
Przed wyjazdem otrzymała kilka rad jak powinna się zachowywać i ubierać, a co jest całkowicie niedopuszczalne. „W Pjongjangu żyje się jak w akwarium. Wszystko, co mówisz i robisz, będzie obserwowane. Nie będziesz bezpieczna nawet we własnej kwaterze.(…) Na zajęcia ubieramy się jak na spotkanie służbowe: marynarka, a do niej dla pań spódnica, dla panów spodnie. Dżinsy są zakazane. Kim Dzong Il nie lubi niebieskich dżinsów, bo kojarzą mu się z Ameryką. Do Pjongjangu nie można wwieźć żadnych zagranicznych czasopism ani książek, z wyjątkiem wcześniej zadeklarowanych i zatwierdzonych” - opisuje autorka.
Wykładowcom i studentom bardzo rzadko wolno było opuszczać teren uczelni. Kampus był ogrodzony, z bramą i budką strażnika, a na zewnątrz można się było wydostać jedynie w grupie, na zwiedzanie bądź zakupy. „Za każdym razem towarzyszyli nam wówczas strażnicy, których zadaniem było pilnowanie nas, byśmy nie zrobili niczego bez pozwolenia władz. Czasem odprowadzali nas nawet do łazienki” – mówi pisarka.
Na ścianach uczelni umieszone były portrety Kim Ir Sena oraz Kim Dzong Ila oraz hasła w rodzaju „Stąpaj twardo po ojczystej ziemi i nie spuszczaj świata z oczu” czy „Myślmy po naszemu i twórzmy po naszemu!”. Wszystkie materiały dydaktyczne, których używali nauczycieli musiały być wcześniej zaaprobowane przez „odpowiedników”, czyli północnokoreańskich pracowników dydaktycznych, którzy nadzorowali zajęcia.
Brak ogólnej wiedzy o świecie – to pierwsza cecha jaką zauważa Suki Kim u swoich uczniów. „To byli najbystrzejsi studenci w Korei Północnej, jednak na zdjęcia siedziby ONZ, Tadż Mahal czy piramid w Gizie patrzyli z niezbyt mądrymi minami, nie mając pojęcia, co przedstawiają. (…) Prawie nikt nie wiedział, jaki kraj pierwszy wysłał ludzi na Księżyc, mimo że specjalizowali się w naukach ścisłych. Większość nie miała pojęcia, w którym roku wynaleziono komputery; dopiero po długich naradach jedna z drużyn zaryzykowała odpowiedź: 1870” – opisuję sytuację Kim.
Studenci nie mieli pojęcia o istnieniu internetu, a tym bardziej mediów społecznościowych takich jak Facebook czy Skype. Czasami młodzi mężczyźni zdradzali „zadziwiającą ignorancję”. Kiedyś jeden z nich zapytał pisarkę, czy to prawda, że wszyscy na świecie mówią po koreańsku, bo słyszał, że język ten tak bardzo przewyższa inne, że używa się go w Anglii, Chinach i Ameryce. „Uparcie twierdzili, że Wieża Dżucze jest najwyższa na świecie, że ich Łuk Triumfalny jest największy, że ich park rozrywki jest najlepszy na ziemi” – pisze w książce Koreanka.
Podczas jej pobytu w Korei Północnej, nic nie funkcjonowało tak, jak powinno. Awarie prądu zdarzały się prawie codzienne i były uważane za normę. Ogrzewanie w akademikach włączano dopiero w pełni zimy, więc nauczyciele musieli sami się dogrzewać, zakładając kolejne warstwy ubrań. „Kiedy jednak patrzyłam na sześciu studentów stojących co noc na warcie po drugiej stronie dziedzińca, czułam się jak rozpieszczona Amerykanka. Musieli trwać tam bez ruchu całymi godzinami, w temperaturach poniżej zera" - pisze Suki Kim.
Suki Kim opisuje też sposób funkcjonowania państwowej Centralnej Telewizji Chosun. „O siódmej wieczorem emitowano dwudziestopięciominutowy program informacyjny, poświęcony prawie wyłącznie Kim Dzong Ilowi. Nie było żadnych materiałów filmowych, tylko stare fotografie, przedstawiające go podczas wizyt w fabrykach, a spiker odczytywał słowo w słowo to, co podobno przy tych okazjach powiedział. Następnie nadawano półgodzinny program muzyczny, w którym na ekranie wyświetlano słowa piosenek, tak jak karaoke. Prezentowano utwory o takich tytułach jak +Brońcie kwatery głównej rewolucji+ i tekstach, w których porównywani mieszkańców Korei Północnej do +bomb i pocisków+. (…) Co wieczór spiker wygłaszał monolog, w którym gromił Koreę Południową i Stany Zjednoczone, używając dziwnie kolokwialnych zwrotów w rodzaju +świrować+ czy +nie chrzanić+”.
„Przebywanie w Korei Północnej było doświadczeniem głęboko depresyjnym. Nie dało się tego ująć inaczej. Zamknięta granica nie kończyła się na 38. równoleżniku, ale była wszędzie, w sercu każdego człowieka, blokowała przeszłość i dławiła przyszłość. Chociaż kochałam tych chłopców, a może właśnie dlatego, nabierałam przekonania, że muru między nami nie da się przebić” – podsumowuje autorka.
Książka ukazała się 17 czerwca nakładem wydawnictwa Znak. (PAP)
ksi/ agz/