Dzieje domów i dworów oraz ludzi, którzy je zamieszkiwali przedstawia Anna Mieszczanek w książce – reportażu historycznym „Przedwojenni”, która się właśnie ukazała nakładem wydawnictwa Muza.
Książka ma podtytuł „Zawsze był jakiś dwór. Historia ziemian”; wskazuje on na główny temat i esencję tej opowieści – na domy i dwory – mazowieckie, wielkopolskie i kresowe. A każdy dwór był centrum wielkiego rolnego przedsiębiorstwa, zwykle dziedziczonego od pokoleń. I najczęściej żyły w nim rodziny trzypokoleniowe, a obok domowników przebywali we dworze często rezydenci – dalecy krewni, kuzyni, „przyszywani” ciotki i wujowie, korepetytorzy. Była też liczna służba i pracownicy rolni. Dwór przygarniał wszystkich, otaczał opieką, żywił i bywało że bronił.
Ludzie, dwory, zdarzenia – łączyły naturalne więzi, sieć powiązań, z pozoru nie narzucających się, ale jak trzeba było to mocnych i trwałych. Te więzi po II wojnie światowej zostały zerwane, cywilizacja dworów rozbita i zniszczona, a właściciele majątków – obywatele ziemscy pozbawieni środków do życia i napiętnowani. Stali się oni w tych powojennych latach tzw. inteligencją pracującą; ludzie ci, dla których praca urzędnicza stała się źródłem utrzymania ich i rodzin musieli w stale podsuwanych przez pracownika personalnego formularzach wciąż od nowa pisać swoje życiorysy, bo może, może… coś nie będzie się zgadzać.
Właśnie powojenna historia pałaców, dworów i domów, które przetrwały, należy do bodaj najtragiczniejszych. Dwory, ziemię zabrano. Ich właściciele zgodnie z dyrektywami dekretu Bieruta nie mogli powrócić do swych cudem ocalałych po wojnie siedzib rodzinnych, nie mogli się też osiedlać w ich pobliżu; musieli trzymać się na dystans co najmniej 50 kilometrów. A ci, którzy starali się odwiedzić groby rodzinne na cmentarzach, które na ogół znajdowały się przy dworskich kaplicach, byli aresztowani.
W swej książce Anna Mieszczanek przywołuje historie ziemiańskich rodzin z początku XX wieku, m.in. Walewskich, Kańskich, Sapiehów, Pusłowskich, Żółtowskich, Przyborów, i pokazuje jak te losy wiązały się z historią Polski i Europy. Wskrzesza o nich pamięć.
Autorka pisze m.in. o dworku w Płonnem, a którym Maria Dąbrowska pisała „Noce i dnie”, jedną z najsłynniejszych powieści dwudziestolecia międzywojennego. Przypomina też znajdujący się kilka kilometrów dalej dwór w Szafarni, należący dawniej do rodziny Dziewanowskich. Spędzał tam wakacje młody Fryderyk, tam skomponował pierwsze mazurki. Dziś mieści się tam siedziba Ośrodka Chopinowskiego.
Opisuje położony w dolinie Świdra rodzinny majątek Dłużew, którego ostatnią gospodynią była Zofia Kańska-Dłużewska, posiadaczka dyplomu rolnika i doktoratu z filozofii. Przedstawia – wychodząc od opisu obrazu Józefa Pankiewicza „Park w Duboju” - jeden z najpiękniejszych na Polesiu majątków. W symbolicznym obrazie Pankiewicza z roku 1897 r. widać jak pomiędzy gęstą ścianą drzew prześwituje biel murów kaplicy, a z daleka tylko jaśnieją okna pałacu. Autorka przedstawia dzieje tego domostwa i jego właścicieli. Z kolei, kiedy opisuje Szczorsy, majątek ziemski nad Niemnem, przypomina, że pracował tam jako korepetytor Jeremi Przybora. Nie przeczuwał młody student tego, co opisał po wielu latach w swych wspomnieniach: „Dni Szczors były policzone, jak innych dworów i rezydencji w Polsce(…) Po każdym powstaniu coraz więcej majątków przechodziło w rosyjskie ręce”.
Ród Pusłowskich swoją podkrakowską posiadłość w Czarkowach z „bramą na oścież otwartą” stworzył jako miejsce gościnne i przyjazne dla młodopolskich artystów. Gospodarz kolekcjonował starodruki, a obrazy i rzeźby zamawiał u Jacka Malczewskiego, Olgi Boznańskiej i Józefa Mehoffera. Artyści ci często w tym dworze bywali, jak też w krakowskiej rezydencji Pusłowskich.
Janina Żółtowska z Bolcienik – pisze autorka - początkowo fascynowała się losem swojej prababki, Maryli Wereszczakówny, ale później bardziej interesowały ją wieści z konferencji pokojowej w Wersalu, na której znajomy męża, Roman Dmowski składał – razem z Paderewskim – podpis pod traktatem kończącym wojnę.
Reportaż historyczny Anny Mieszczanek jest też w dużej części symboliczną opowieścią o losie kresowych domów i dworków. Po większości z nich nie pozostał kamień na kamieniu, tylko w zdziczałych ogrodach można było jeszcze do niedawna dostrzec zarysy fundamentów zdruzgotanych, zniesionych z powierzchni domostw i życia jakie się w tych domach toczyło.
Stworzone bądź przywołane przez autorkę opisy nasycone są scenami rodzajowymi z życia ziemiańskiego – opisami polowań, wydarzeń towarzyskich, obyczajów, wierzeń, i powtarzających się zgodnie z rytmem dnia i pór roku zajęć gospodarskich, związanych z życiem dworu i wsi. Bo dwór był dla wsi ważny – sprawował często opiekę medyczną, uczył higieny, zapewniał pomoc gospodarską, promieniował kulturą.
Pisze o tym cytowana przez autorkę m.in. Virgilia, pochodząca z Ameryki żona Pawła Sapiehy, zamieszkała w Siedliskach, gdzie pochłaniały ją typowe dla ziemiańskich żon zajęcia. ”Virgilia zaś widziała wokół siebie kobiety, które uczciwie i w pewien sposób profesjonalnie pomagały wiejskim rodzinom, co dawało rezultaty. Postanowiły więc opracować sprawozdania, pokazujące sytuacje w każdym powiecie, ile wiejskich rodzin dostało od ziemianek odzież, żywność, drewno na opał, ile zorganizowano tam kursów szycia i higieny. (…)Większość naszych sąsiadów (…) przez całe życie pomagała otaczającym ich ludziom. Stworzyli podstawy opieki społecznej w Polsce”.
Ta wędrówka po dworach i domach jest też peregrynacją w czasie, spotkaniem z ludźmi, którzy ten dom zamieszkiwali, z którego wychodzili do powstania, na wojnę i dokąd powracali z zsyłek syberyjskich.
Kresowe dwory i domy podzieliły los innych domostw na tych ziemiach, na których rozgrywały się największe dramaty w historii, a krwawe odmiany losu były udziałem jej mieszkańców, na ziemiach nieszczęśliwych po których - jak pisała Zofia Kossak-Szczucka w „Pożodze” - „przewalały się w latach 1915 – 1919 wojska rosyjskie, pułki bolszewickie, bandy zrewoltowanego chłopstwa”.
Mieszczanek zastanawia się również w swym reportażu, jak to się stało, że przez długie lata o ziemianach nie było w powojennej Polsce prawie w ogóle słychać. Nie mówiło się o pochodzeniu, nawet nie wspominano o stratach poniesionych. Ludzie chcieli żyć. I jak niegdyś dzielnie prowadzili gospodarkę w swoich majątkach, tak w trudnych powojennych czasach potrafili się „przekwalifikować”. Najczęściej dobrze wykształceni, ze znajomością języków obcych pracowali jako urzędnicy, ale też, jak np. Maryńcia Małachowska, która uciekła z dworu w Prochorowej pod Odessą, kiedy wybuchła rewolucja w Rosji, handlowała w Warszawie kapeluszami, szytymi według paryskich wzorów. Maryla Walewska z Kowali nie chciała robić kariery w stolicy, jak radził dziadek, znany adwokat. Hodowała za to kurczaki i narcyzy, bo dobrze sprzedawały się w Radomiu i pozwalały rozwijać gospodarstwo. Zofia Dłużewska-Kańska prowadziła w wolnej Polsce pierwszy bar mleczny, a kiedy wybuchła II wojna światowa karmiła w Dłużewie setki wrześniowych uchodźców z Warszawy, wśród których znalazła się też Zofia Nałkowska. Aleksander Mazaraki z Żelaznej, ostatni prezes Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego, ukrywał po Powstaniu Warszawskim schorowaną już Marię Rodziewiczównę.
Książka „Przedwojenni” to opowiedziana w oryginalny sposób i pięknym językiem literackim historia o polskim ziemiaństwie oraz dramatycznym wpływie powojennych zmian na losy ludzi i dworów. Książka przypomina, że pamięć o polskiej kulturze ziemiańskiej nie tylko kształtuje współczesny pejzaż społeczny i świadomość historyczną, ale jest też utrwaleniem ważnego dla tożsamości narodu dziedzictwa.
Anna Mieszczanek jest dziennikarką i redaktorką. Po 1989 roku zajęła się wydawaniem serii książkowych „Pamięć Europy” i „Psychologia Podręczna”. Przez ostatnie 20 lat mediatorka i family coach, a także felietonistka i autorka internetowego cyklu „Powracanie ziemian”. Za pracę w podziemnej „Karcie” oraz książkę o Marcu 1968 „Krajobraz po szoku” wyróżniona została przez australijsko-polską Fundację Polcul.
Książka „Przedwojenni” ukazała się nakładem wydawnictwa Muza.
autorka: Anna Bernat