Nawet najwięksi władcy, których heroiczne czyny i decyzje podziwiamy, byli tylko ludźmi. Musieli parę razy dziennie usiąść do stołu i tak jak wszyscy zjeść posiłek, raz obfitszy, raz skromniejszy, w zależności od gustów i epoki, w której przyszło im żyć. Jak wyglądały stoły władców, co na nie trafiało i jaki to nieraz miało wpływ na prowadzoną przez nich politykę, opisuje Wika Filipowicz w książce „Przy stole z królem. Jak ucztowano na królewskim dworze od Jagiełły do Elżbiety II”.
Już na samym jej początku trafiamy na Wawel, gdzie przebywa Jadwiga Andegaweńska. Młoda królowa, wychowana na węgierskim dworze, przywiozła z sobą do Polski wiedzę o wyrafinowanych obyczajach dworskich, a co za tym idzie daniach, które przystało spożywać władcom – takich jak choćby skowronki przyrządzane z gruszkami. Możemy tylko sobie wyobrazić, jak zareagował Władysław Jagiełło na tak wymyślne danie. Przyzwyczajony do ascetycznego życia Litwin nie przełknąłby gruszki i to nie dlatego, że mógłby mieć z jej powodu problemy gastryczne. Po prostu prawdziwemu mężczyźnie nie wypadało jeść owoców o obłym kształcie i delikatnym smaku przypisanym kobiecemu podniebieniu. Niechcący mógłby przez to zacząć uchodzić za zniewieściałego.
Na szczęście małżonkowie jadali w dwóch różnych komnatach, przy osobnych stołach, więc Jadwiga nie musiała patrzeć, jak on objada się litewskimi specjałami, na czele z barszczem, kisielem owsianym czy pierogami z serem, których ona – jak donoszą dziejopisarze – nie wzięłaby do ust. Dzieliły ich też upodobania co do napojów. Podejrzliwy Jagiełło pił do posiłków niemal wyłącznie wodę, unikając alkoholu, w którym ktoś mógł mu podać truciznę. Za to Jadwiga nie odmawiała sobie napojów wyskokowych. Choć wychowana w kulturze winnej, na polskim dworze polubiła piwo. Jak odnotowano w kronice z 9 maja 1389 r., na „babski wieczór”, na który zaprosiła swoje dwórki, zamówiła w niepołomickim browarze aż trzy achtele, czyli 48 litrów. Musiała to być na pewno wesoła kolacja.
Z kolei Bona, jak na prawdziwą Włoszkę przystało, od razu po przybyciu nad Wisłę zabrała się za kompletowanie królewskiej piwniczki. Wino, które trafiało na jej stół, musiało być naprawdę doskonałej jakości i odpowiednio dobrane do sprowadzanych z Italii produktów, takich jak sery, wśród których wiódł prym parmezan. To o niego wybuchła w 1543 r. słynna na całą Europę awantura.
Otóż Bona nie przepadała – delikatnie mówiąc – za swoją synową Elżbietą Habsburżanką, na co bez wątpienia wpływ miały jej zatargi z Habsburgami. Z politowaniem patrzyła na młodą, wychowaną niemal w ascezie dziewczynę, która dopiero na polskim dworze mogła się smacznie najeść. Szczególnie przypadła jej do gustu włoska kuchnia teściowej. Kiedyś poprosiła więc o przyrządzenie jednego z dań z parmezanem. Jej osobistemu kucharzowi zabrakło tego przysmaku, więc zwrócił się do szafarza Bony z prośbą o pożyczenia jego kawałka. Gdy Bona się o tym dowiedziała, rozpętała piekło. Wykorzystał to towarzyszący Elżbiecie wysłannik jej rodziny Jan Marsupin, alarmując wszystkich, że stara królowa chce głodem zmorzyć synową. Nie przewidział tylko tego, że wyspecjalizowana w intrygach Bona zrobiła to specjalnie, gdyż właśnie jego chciała pozbyć się z dworu, podejrzewając go, zresztą słusznie, o szpiegostwo. Szybko postawiła na swoim, zwołując radę królestwa i zmuszając tym Marsupina do powrotu do Wiednia.
Nie wiadomo, co Jan III Sobieski powiedziałby na te knowania Bony, ale bez wątpienia, gdyby mógł zasiąść z nią do stołu, były ukontentowany. Znany był bowiem z tego, że lubił podglądać kuchnię innych narodów, a nieraz nawet osobiście spisywał przepisy potraw, które mu podczas zagranicznych podróży wyjątkowo posmakowały. Jak na zwycięzcę nad Turkami przystało, uwielbiał orientalne specjalności. To za jego czasów sprowadzono do Europy kawę, której smakiem nieraz z Marysieńką się rozkoszował. Może pili ją w wannie, gdzie najbardziej lubili jeść śniadania.
Wika Filipowicz opisuje nie tylko upodobania kulinarne polskich władców. Sprawdziła też, co jadali zagraniczni królowie. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, co trafiało na stół Ludwika XIV, który był żarłokiem, ale i smakoszem. To jemu zawdzięczamy tak ekskluzywne przysmaki jak truskawki i ostrygi popijane szampanem czy szparagi pod beszamelem. Specjalnie dla niego wymyślono przecierane zupy-kremy czy pasztety. A to z powodu tego, że został w pewnym momencie pozbawiony uzębienia i mógł jeść tylko miękkie potrawy.
Autorka swoją książkę kończy przy stole Elżbiety II, która wciąż ma słabość do czekoladowych deserów i szklaneczki ginu z dubonnetem, czyli wzmocnionym winem z dodatkiem ziół i koniecznie z okrągłymi kostkami lodu. Według królowej wydają one milszy dla ucha dźwięk.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP