Drugi tom opowieści Wojciecha Kudyby o rodzie Pułaskich rozpoczyna się od… smażenia konfitur. Jest jesień czasów konfederacji barskiej. Wśród sióstr marywilskiego klasztoru Panien Kanoniczek, gdzie roznosi się zapach przygotowywanych konfitur ze śliwek węgierek, przebywa trapiona melancholią Anna Pułaska.
Pocieszana przez matkę przełożoną i pozostałe zakonnice wciąż ma przed oczami obraz śmierci bliskich. Wszak to burzliwe czasy końca XVIII wieku, który w dziejach Rzeczypospolitej zapisał się wieloma tragicznymi zdarzeniami. Wojciech Kudyba poświęcił niektórym z nich pierwszy tom „Pułaskich” (m.in. sejm repninowski, Berdyczów, Okopy Świętej Trójcy). Natomiast głównym bohaterem tomu drugiego uczynił brata Anny, Kazimierza Pułaskiego, jednego z przywódców i marszałka konfederacji barskiej, a także bohatera wojny o niepodległość USA, nazywanego ojcem amerykańskiej kawalerii.
Do marywilskiego klasztoru będziemy w trakcie tej książki wracać jeszcze kilkukrotnie. Jest tu jednak także wiele innych miejsc, w których dzieje się historia i przeplatają ludzkie losy. Ale przede wszystkim kanwą snutej przez autora opowieści są tu: obrona Częstochowy, porwanie króla Stanisława Augusta (1771) i walka Pułaskiego o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Od razu trzeba jednak zaznaczyć, że tom Wojciecha Kudyby – poety, krytyka i historyka literatury – nie rości sobie pretensji do bycia podręcznikiem historii. To raczej barwna, epicka opowieść, w której autor wykorzystując całą galerię autentycznych, nietuzinkowych postaci (pojawi się m.in. Maurycy Beniowski), przygląda się rozmaitym postawom polskich patriotów z jednej strony i zwolenników oddania się w jurysdykcję obcym mocarstwom z drugiej. Ta Polska rozbiorowa namalowana jest z budzącą momentami skojarzenia z sienkiewiczowską Trylogią swadą.
„Wieść o zajęciu jasnogórskiego klasztoru przez konfederatów poleciała przez kraj niby zwiastun anielski – szybko i niezawodnie. Pannom marywilskim objawiła się w postaci smukłego gońca. Stał on jeszcze w rozmównicy, czekając na datek, gdy one – to z krzykiem, to ze śmiechem – rzucały się sobie w ramiona i jemu też zapewne rzuciłyby się na szyję, gdyby na schodach nie pojawiła się matka przełożona. Dopiero ksieni, wspinając się na wysokość swej godności, zdołała mu okazać radość w formie i kwocie, którą wszyscy posłańcy świata uznaliby za najbardziej zgodną z normami kultury. […] Żeby zaś jeszcze bardziej podkreślić przynależność Rzeczypospolitej do kręgu cywilizacji śródziemnomorskiej, nie poskąpiła tego wieczoru wina ani pannom, ani sobie, dzięki czemu niemal do pierwszych kurów rozlegały się ich radosne hymny, stopniowo przechodząc w rejony muzycznych improwizacji. Jakże miały nie świętować, kiedy świętowano wówczas w całym kraju?”.
Nie brakuje więc w „Pułaskich” i poczucia humoru. Choć jest go nieco mniej, gdy autor przenosi nas do rzeczywistości zesłanych do Rosji polskich patriotów, wśród których przebywa także inny znany Pułaski – Antoni, osadzony w Kijowie i Kazaniu. Bo też to, co Kudybę zdaje się interesować na równi z prawdą historycznych zdarzeń, są zwykłe ludzkie emocje i obyczaje epoki, pokazane realistycznie i z dużą dbałością o detale.
Trwająca cztery lata konfederacja barska, będąca patriotycznym zrywem szlachty polskiej skierowanym przeciwko kurateli imperium rosyjskiemu i królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, nie przyniosła spodziewanej niepodległości. Kazimierz Pułaski zginie w październiku 1779 r. w bitwie pod Savannah, walcząc u boku Waszyngtona o wolność narodu na odległym od Polski kontynencie.
Tym zdarzeniom Wojciech Kudyba poświęca ostatnią część swojej książki, dając filmowy wręcz opis rzeczonych walk. Taki, jak w cytowanym tu fragmencie:
„Pułaski pierwszy ruszył w otchłań. Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widziałem. On był jak rtęć, jak żywe srebro – na koniu, pod koniem, obok konia – strzelał, ciął szablą i parł naprzód niby biały anioł śmierci. Wydawało się, że i my wpadamy za nim w czeluść płomieni i stali. Wwiercaliśmy się w sam rdzeń brytyjskiej kolumny, a grenadierzy padali wokół jak trociny. Ich szeregi zaczęły się za nami zamykać, dotarłszy więc do ich okopów, zrobiliśmy przepisowy zwrot i na powrót zderzyliśmy się ze ścianą ognia. Słodki Jezu, ileż takich zwrotów przyszło nam wtedy wykonać! I jak niezmordowany okazał się ów Polak, który z każdego uderzenia szablą, z każdego pistoletowego strzału zdawał się czerpać nowe siły!”.
Zaletą tej interesującej prozy jest jej nieustające zaskakiwanie i trzymanie czytelnika w napięciu niemal od pierwszych stron książki. Można ją czytać jako powieść historyczną. Ale można w niej również odnaleźć elementy sensacyjne (np. intryga związana z planowanym zamachem na króla), wątki romansowe, podlane sosem dyskretnej erotyki czy pełne napięć sceny bitewne. Można też wniknąć w tajniki „robienia” polityki – tej wielkiej, globalnej i tej – można powiedzieć – zwyczajnej, na mniejszą skalę.
Magda Huzarska-Szumiec
Źródło: MHP