Książka "Wojna Witkacego" Krzysztofa Dubińskiego przybliża najbardziej tajemniczy okres życia autora "Szewców" - czas, gdy jako żołnierz elitarnego Pawłowskiego Pułku Lejbgwardii walczył na froncie I wojny światowej, a potem przebywał w ogarniętej rewolucją Rosji.
W stosunkowo dobrze udokumentowanej biografii Witkacego jest okres, o którym dotąd wiadomo było niezwykle mało. To czas I wojny światowej, kiedy Witkacy walczył na froncie, jako żołnierz rosyjskiej armii, a potem znalazł się w centrum rozlewającej się po kraju rewolucji. "To bardzo charakterystyczne, że nigdy nie dał się namówić na żadne wynurzenia czy wspomnienia z tego okresu. Nie mówił dosłownie nic, nawet w żartach, nawet po wódce. Sądzę, że podczas rewolucji przeżył coś tak strasznego, że nie był w stanie o tym rozmawiać. Jego lęk przed rządami bolszewików ujawnił się w ostatnich godzinach życia, tuż przed samobójstwem, na które się zdecydował na wieść o wkroczeniu wojsk rosyjskich do Polski we wrześniu 1939 roku" - mówił prof. Lech Sokół.
Krzysztof Dubiński, autor książki "Wojna Witkacego czyli kumboł w galifetach", po kwerendzie w archiwach rosyjskich, przybliża ten tajemniczy czas w życiu autora "Szewców". Wieść o wybuchu I wojny światowej zastała go w Australii, gdzie jako rysownik towarzyszył prowadzącemu badania naukowe Bronisławowi Malinowskiemu. Witkacy postanowił natychmiast wrócić do Europy, wstąpić do armii, i - jak pisał później w listach do Malinowskiego - "bronić Polski". Armii polskiej nie było i Polacy stali przed tragicznym wyborem: mogli wstąpić do którejś z zaborczych armii. Witkacy wstąpił do armii rosyjskiej, jak wielu innych, m.in. Władysław Anders, przekonanych obietnicami cara, że możliwe będzie utworzenie w ramach rosyjskiego wojska polskich jednostek narodowych.
"Sądzę, że podczas rewolucji przeżył coś tak strasznego, że nie był w stanie o tym rozmawiać. Jego lęk przed rządami bolszewików ujawnił się w ostatnich godzinach życia, tuż przed samobójstwem, na które się zdecydował na wieść o wkroczeniu wojsk rosyjskich do Polski we wrześniu 1939 r." - mówił prof. Lech Sokół.
Dzięki protekcji rodziny 29 listopada 1914 r. Witkacy został przyjęty do elitarnego Pawłowskiego Pułku Lejbgwardii. Już w lecie 1916 r. trafił na front - jego jednostka wzięła udział w wielkiej bitwie z Niemcami nad rzeką Stochod, która wije się wśród bagien Wołynia. Dowódcą Rosjan był generał znany z alkoholizmu, a bodaj jedyne precyzyjne rozkazy, jakie wydawał podczas bitwy dotyczyły dostarczenia mu wódki. Tymczasem żołnierze wpadli w niemiecki kocioł i zostali zmasakrowani. Pułk Witkacego wchodząc do walki liczył 4 tys. żołnierzy, po bitwie zostało ich zaledwie około 800. Witkacy razem z innymi deptał po trupach, żeby wydostać się z bagien pod ogniem broni maszynowej.
W tej samej ofensywie pod Stochodem, po drugiej stronie, po stronie austriackiej walczyły polskie Legiony, co stało się podstawą przypuszczeń, że Witkacy był uczestnikiem bratobójczego starcia. Dubiński rozwiewa ten mit - front w regionie, gdzie odbywała się bitwa nad Stochodem, rozciągał się na długości 40 km. Co prawda legioniści i Witkacy walczyli w tym samym czasie po przeciwnych stronach frontu, jednak fizycznie dzieliła ich odległość kilkunastu kilometrów.
Bardzo niewiele wiemy o kontuzji, jaką odniósł podczas bitwy Witkacy. W historii jego służby napisano, że pomimo obrażeń "pozostał w szeregu", czyli walczył dalej. Dowódca Pawłowskiego Pułku napisał: "porucznik Witkiewicz uczestniczył w walce pod wsią Witonież nad rzeką Stochod i wykazał się wysoką walecznością, męstwem i odwagą w czasie natarcia, podczas którego był ciężko kontuzjowany od wybuchu pocisku dużego kalibru". Po bitwie Witkacy otrzymał awans. Mimo "kontuzji" nazwisko Witkiewicza nie figuruje na listach żołnierzy, którzy po bitwie trafili od razu do lazaretu. Dubiński przypuszcza, że Witkacy padł ofiarą głębokiego szoku - podczas Wielkiej Wojny ten rodzaj urazu objawiający się różnie: od napadów agresji, po depresję był zjawiskiem częstym. "Kontuzja" była jednak na tyle poważna, że Witkacego ewakuowano z frontu - 28 lipca był już w Petersburgu pod opieką lazaretu.
Witkacy nie wrócił już na front, w Petersburgu doczekał lutego 1917 roku. "Pułk mój Lejb-Gwardii Pawłowski Połk, zaczął pierwszy Wielką Rewolucję Rosyjską" - napisał potem w "Niemytych duszach". W lutym 1917 roku w Petersburgu wybuchły rozruchy zapoczątkowane informacją o wprowadzeniu racjonowania chleba. 23 lutego blisko sto tysięcy petersburskich robotników ogłosiło strajk, w następnych dniach ulicami miasta przeszły demonstracje, które 26 lutego zostały krwawo spacyfikowane z udziałem wojska. To właśnie zmuszanie żołnierzy do strzelania do robotników stało się przyczyną buntu w Pawłowskim Pułku. Lejbgwardziści przyłączyli się do demonstrantów, doszło do ich starcia z policją. W kolejnych dniach do buntu włączyły się kolejne jednostki wojska.
W kolejnych tygodniach sytuacja zmieniała się bardzo szybko. Zbuntowana armia znalazła się w stanie rozkładu, wielu oficerów padło ofiarą samosądów. Witkacy był tylko świadkiem tych wydarzeń, nie padł ofiarą agresji żołnierzy. Tłumaczył to po latach następująco: "nie biłem po mordzie, nie wymyślałem po matiuszkie i karałem względnie słabo". Konstanty Puzyna twierdził nawet, że Witkacy został wybrany przez swoich żołnierzy na komisarza politycznego, Dubiński rozwiewa jednak ten mit. Witkacy nie znalazł się także wśród delegatów żołnierskich do Piotrogrodzkiej Rady. Witkacy pisał po latach, że obserwował rewolucję "jak z loży", z dystansu, nie angażując się po żadnej ze stron i Dubiński potwierdza prawdziwość tego wyznania.
Kilka kolejnych miesięcy, które Witkacy spędził w Petersburgu, pozostaje owiane tajemnicą. Wiadomo, że zarabiał sprzedając portrety, że wziął udział w wystawie polskich artystów w Petersburgu, w maju 1918 roku. W miarę jak bolszewicy przejmowali władzę sytuacja stawała się coraz trudniejsza, narastał terror, rozpoczęła się wojna domowa i kto mógł uciekał z Rosji. Witkacemu najprawdopodobniej udało si dołączyć do grupy polskich wojskowych, repatriowanych przy pomocy poselstwa niemieckiego w Petersburgu. W Warszawie znalazł się 1 lipca 1918 roku. 6 sierpnia, po ponad czterech latach tułaczki wrócił do ukochanego Zakopanego.
Książka "Wojna Witkacego" Krzysztofa Dubińskiego ukazała się nakładem wydawnictwa Iskry.(PAP)
aszw/ mhr/