Nie umiem obiektywnie spojrzeć na powstanie, gdyż moi bliscy poszli walczyć, przekonani, że warto, że należy - powiedziała PAP wokalistka jazzowa Aga Zaryan, wykonawczyni koncertu poświęconego poezji powstańczej "Umiera piękno".
PAP: Czy jesteś warszawianką?
Aga Zaryan: Jestem warszawianką od kilku pokoleń. Przynajmniej od czterech. Wcześniejsza historia rodziny nie jest mi znana. Mój pradziadek Karol Skrzypek miał kamienicę w Warszawie. Dobrze mu szło. Pradziadkowie ze strony mamy, czyli Zarańscy, też mieli tutaj piękne mieszkanie w kamienicy na Mokotowskiej przy Pięknej. Dom został zburzony w powstaniu. Nigdy go nie odbudowano po wojnie, a dziś jest tam skwer. Rodzina przeżyła wojnę i powstanie w Warszawie. Tak więc tu są moje korzenie, jestem stąd, czuję się warszawianką, choć nie jest to jedyne miasto, w którym dobrze mi się żyje.
PAP: A zatem, jak się żyje młodej osobie, trzydziestolatce, w mieście przesyconym historią, w którym 70 lat po powstaniu organizuje się z rozmachem obchody powstańczego zrywu, patrzy w przeszłość, odświeża rany i pamięć?
Aga Zaryan: Nie jestem historykiem, nie oceniam, choć zastanawia mnie i niekiedy boli, że tyle lat po powstaniu trwają spory o jego sens, że wciąż ukazują się książki na ten temat: czy było warto? czy decyzja o powstaniu była słuszna? Powstają różne teorie, mniej lub bardziej spiskowe. Przyglądam się temu szumowi z boku. Dla mnie pamięć o powstaniu ma znaczenie emocjonalne. Nie umiem obiektywnie spojrzeć na nie, gdyż moi bliscy stanęli do niego, przekonani, że warto, że należy.
Aga Zaryan: Nie jestem historykiem, nie oceniam, choć zastanawia mnie i niekiedy boli, że tyle lat po powstaniu trwają spory o jego sens, że wciąż ukazują się książki na ten temat: czy było warto? czy decyzja o powstaniu była słuszna? Powstają różne teorie, mniej lub bardziej spiskowe.
PAP: Podobno najłatwiej pojąć historię, gdy ma ona wymiar prywatny, gdy losy kraju i narodu łączą się z dziejami ludzi, ich rodzin i domów.
Aga Zaryan: Bezpośrednio z powstaniem łączą się biografie mojego dziadka i babci; oboje byli powstańcami warszawskimi. To dziadkowie w moim domu rodzinnym opowiadali o powstaniu i czasach wojny, choć nie czynili tego często. Nie były to martyrologiczne wspominki, lecz raczej przywoływanie czasu młodości, bo to były lata ich wczesnej młodości, które wszystko zdeterminowały. Babcia była dzielną łączniczką i sanitariuszką, która z meldunkami przepłynęła wpław Wisłę. Dziadek poszedł do powstania, ale na początku walk został ranny. Do końca życia miał odłamek kuli niemieckiej w łokciu. Być może dzięki tej kuli przeżył, bo wycofał się z walk. Dla nich udział w powstaniu był potrzebą emocjonalną, zrywem młodego serca. Naturalną decyzją, podjętą bez kalkulacji. Mieli szczęście, że przeżyli. Dziadek w pamiętniku pisał o tragicznej i niezwykle smutnej Wigilii 1944 roku, na której brakowało tylu bliskich z rodziny i przyjaciół.
PAP: A jakie były losy twojej warszawskiej rodziny po powstaniu?
Aga Zaryan: Podzieliła losy innych warszawiaków, najpierw wypędzenie a potem powrót do miasta na zgliszcza. Wszystko spłonęło. Tak jak inni warszawiacy heroicznie odbudowywali swój świat, który jednak już nigdy nie mógł być taki sam. Byli pokorni i bezsilni. W czasach stalinowskich mój dziadek-powstaniec, żołnierz Armii Krajowej został wtrącony na kilka lat do więzienia. Był torturowany i zmuszany do podpisania fałszywych zeznań. Nie ugiął się. W końcu go wypuścili, ale długo utrudniano mu podjęcie pracy w swoim zawodzie prawnika i dziennikarza. Mimo swoich ciężkich przeżyć wojennych i powojennych orędował za pojednaniem polsko-niemieckim. Umiał wznieść się ponad własne koszmarne doświadczenia. Dla mnie taka mądrość to skarb. Umieć głośno wypowiadać własne zdanie, nie zatracać siebie, ale walczyć o słuszne sprawy, do których jest się przekonanym. To według mnie ważny przekaz, depozyt, tamtego powstańczego pokolenia.
PAP: A zatem pamięć o powstaniu nie musi być traumą, przeciwnie może dawać siłę?
Aga Zaryan: Każdy Polak decyduje o swojej postawie. Myślę, że powinniśmy znać swoją historię i korzenie. Warszawa jest ofiarą wojny, patrzę na nią ze współczuciem. Tyle przeżyła, wstawała po wojnie z kolan. Potrafię jej przez to dużo wybaczyć i jestem do niej przywiązana. Nie umiem patrzeć na nią obiektywnie, poczułam to nagrywając piosenki do albumu "Umiera Piękno", które były prezentowane podczas koncertu z okazji obchodów 63. rocznicy Powstania Warszawskiego. Zaśpiewałam wybrane przez siebie utwory poetyckie: Krystyny Krahelskiej, por. Józefa Żywiny, Anny Świrszczyńskiej, ks. Jana Twardowskiego, Miry Grelichowskiej i Elżbiety Szemplińskiej.
Aga Zaryan: Warszawa, nie tylko w powstaniu, ale zawsze, walczyła o wolność, podczas gdy mieszkańcy innych miast bardziej racjonalnie godzili się z „wyrokami historii". I za to szanuję i cenię to miasto. I to jest mocny element tożsamości Warszawy.
Wybrana przez mnie poezja nie opowiada wprost o walce zbrojnej, ale o życiu toczącym się podczas wojny. Bogatym życiu, które obok walki niosło ze sobą zwyczajne sprawy: ludzie nawet w warunkach ekstremalnego zagrożenia zakochiwali się, brali śluby, czekali na siebie. Mimo okrucieństwa wojny życie nadal trwało.
PAP: Tamten koncert na placu Wolności przy Muzeum Powstania Warszawskiego uznano za wydarzenie.
Aga Zaryan: Przede wszystkim były ogromne przeżycia i emocje. Przyszło nań około 10 tysięcy ludzi, w tym kombatanci ich rodziny i wielu warszawiaków. Koncert rozpoczął się z opóźnieniem, bo tylu ludzi przyjechało na występ i zakorkowały się ulice. Program z piosenkami z "Umiera Piękno" wykonywałam kilka razy z okazji rocznic powstania; raz też w Berlinie. Niemcy wysłuchali go w wielkim skupieniu, teksty wierszy mieli przetłumaczone w programie na niemiecki.
PAP: Czy historia powstańczej Warszawy jest elementem tożsamości miasta i jego mieszkańców?
Aga Zaryan: Warszawa, nie tylko w powstaniu, ale zawsze, walczyła o wolność, podczas gdy mieszkańcy innych miast bardziej racjonalnie godzili się z „wyrokami historii". I za to szanuję i cenię to miasto. I to jest mocny element tożsamości Warszawy. Jest on odczuwalny i współcześnie w jej otwartości, energii, dynamice. A warszawiacy, i ci dawni, rodowici, i ci nowi, przybywający tu dla karier, pieniędzy, życiowych szans stanowią ciekawy zlepek, twórczy misz-masz, choć pewnie trudno mówić o jakimś wspólnym poczuciu tożsamości.
PAP: Czy można mówić o genius loci naszego miasta.
Aga Zaryan: Warszawa, ze swoją historią i współczesnością niewątpliwie jest miejscem inspirującym. Mam wrażenie, że każdy może tu znaleźć swoje miejsce. Warszawa jest wielobarwna, dla każdego ma coś dobrego. Choć można się też czasami sparzyć. Czasem uciekam z mojego Żoliborza, ale po jakimś czasie zaczynam za nim tęsknić. Najbardziej brakuje mi klubu jazzowego, ale na szczęście niedawno na Szpitalnej powstało świetne miejsce i zaczyna się tam odbywać dużo ciekawych koncertów. Oby im dobrze szło, bo każda stolica musi mieć dobry jazzowy klub!
PAP: Czy 1 sierpnia jest dla Ciebie ważną datą?
Aga Zaryan: I dla mnie, i dla mojej rodziny to symboliczny dzień. Zawsze starałam się robić przerwę w wakacjach, aby 1 sierpnia być w Warszawie. Tak jak cała Warszawa chodziliśmy tego dnia na Powązki i odwiedzaliśmy groby naszych powstańców dziadka i babci. W tym roku pójdziemy tam z moim małym synkiem. A jeśli o godzinie 17 będziemy na ulicy, to przystaniemy na minutę ciszy.
Rozmawiała Anna Bernat (PAP)
Aga Zaryan (Agnieszka Skrzypek), wokalistka jazzowa, obecna jest na muzycznej scenie od ponad piętnastu lat. Dotąd wydała płyty, m.in.: "Picking Up The Pieces"(2006); "My Lullaby" (2002/2007); "Umiera piękno" (2007); "Live at Palladium" (2008); "Księga olśnień" (2011); Remembering Nina& Abbey” (2013) Jest laureatką nagrody Fryderyka 2008; laureatką nagrody Programu Trzeciego Polskiego Radia - Mateusz 2007;, trzykrotnie zwyciężyła w plebiscycie na najlepszą wokalistkę roku magazynu "Jazz Forum". Mieszka na warszawskim Żoliborzu.
abe/ ls/