Miałem okazję reżyserować w różnych teatrach w Europie, ale zawsze Kontakt stanowił dla mnie wzorzec "alchemii sztuki" - mówi PAP Alvis Hermanis, dyr. artystyczny Teatru Nowego w Rydze i reżyser spektaklu "Kraina głuchych" pokazanego na 28. Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt w Toruniu.
Polska Agencja Prasowa: Po 30 latach od pierwszej wizyty na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Kontakt powraca pan do Torunia. W międzyczasie zaprezentował pan tu osiem swoich przedstawień i zdobył szereg nagród: w 2007 r. nagrodę dla najlepszego reżysera festiwalu i III nagrodę za "Sonię”, ponownie w 2008 r. nagrodę dla najlepszego reżysera i Grand Prix Kontaktu za "The Sound of Silence", w 2010 r. - Grand Prix i nagrodę dla najlepszego reżysera za "Martę z Błękitnego Wzgórza" oraz I nagrodę festiwalu za monodram pt. "Dziadek". Co pan sądzi o Kontakcie i jakie ma pan wrażenia?
Alvis Hermanis: Obudziłem się dzisiaj o drugiej w nocy i nie mogłem już zasnąć. Miałem takie głęboko sentymentalne odczucie, że znalazłem się w wehikule czasu. Przyjazd na Kontakt 30 lat temu z "Markizą de Sade" nie tylko był pierwszą prezentacją mojego spektaklu za granicą, ale można powiedzieć, że wypromował prowadzony przeze mnie Teatr Nowy w Rydze (Jaunais Rigas teatris - PAP) i w pewien sposób zaprogramował moją działalność twórczą. To było moje pierwsze spotkanie z międzynarodowym środowiskiem teatralnym.
Trudno przywołać teraz kontekst tamtych lat, ale pamiętam, że energia, siła sporów artystycznych i konkurencja pomiędzy teatrami była wówczas ogromna. Zwycięstwo na tym festiwalu było prestiżem i Grand Prix zazwyczaj otrzymywał litewski reżyser Eimuntas Nekroszius, ale wszystkie pokazywane w Toruniu przedstawienia miały w sobie magię i artyzm. Pamiętam też te nocne spotkania po spektaklach i dyskusje z widzami i krytykami. One były pełne pasji, sporów estetycznych, poezji. Tłumy we foyer Teatru im. W. Horzycy, kłęby dymu papierosowego. Wszyscy gorąco dyskutowali o sztuce, wartościach, grze aktorskiej i formie przedstawień, a nie, jak teraz, o polityce. Mogę powiedzieć, że twórczyni tego festiwalu, nieżyjąca już dyrektor Krystyna Meissner była moją "teatralną matką chrzestną".
Nie wiem, jaka obecnie jest kondycja tego festiwalu, ale w tamtych czasach toruński Kontakt był czymś wyjątkowym. Później pokazywałem swoje spektakle na festiwalach w Awinionie i Edynburgu, ale ich poziom i atmosfera artystyczna nie dały się porównać z prawdziwym świętem teatru w Toruniu. Dla mnie prezentacja spektakli na Kontakcie - to było ogromne doświadczenie życiowe. Później jako reżyser teatralny i operowy wiodłem trochę takie cygańskie, wędrowne życie. Miałem okazję reżyserować w blisko dwustu różnych teatrach w Europie, ale zawsze Kontakt stanowił dla mnie wzorzec "alchemii sztuki", prawdziwe kryterium.
Wyjaśnię, że mam głębokie osobiste związki z Polską, bo moja matka jest Polką, i muszę wyznać, że kiedy byłem dzieckiem to nawet potrafiłem trochę mówić po polsku. Moja matka długie lata uczyła języka polskiego i do dziś bardzo dobrze mówi w tym języku. Jeżdżąc po Toruniu samochodem, chodząc po starówce mam wrażenie, że jestem w domu i gdybym miał drugie życie, to zapewne tworzyłbym w Polsce i byłbym polskim reżyserem.
PAP: Przed 30 laty właśnie w Toruniu przed katedrą pw. św. Jana Chrzciciela i Jana Ewangelisty po raz pierwszy pocałował pan swoją przyszłą żonę, zresztą aktorkę pańskiego teatru...
Alvis Hermanis: Tak, ale ta historia potoczyła się nieco inaczej. Obecnie jestem szczęśliwy z moją drugą żoną, również aktorką Kristiną Kruze.
PAP: Podczas 28. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt pokazał pan spektakl "Kraina głuchych", który powstał z inspiracji filmem Walerego Todorowskiego z 1998 r. pod tym samym tytułem oraz fragmentami powieści "Posiadać i przynależeć" Renaty Litwinowej. O czym opowiada to przedstawienie?
Alvis Hermanis: To ciekawy zbieg okoliczności, bo historia tego przedstawienia łączy się z moim powrotem do Torunia. Jedną z postaci w spektaklu, czyli Ritę, gra rosyjska aktorka Czułpan Chamatowa, która w tym przedstawieniu konfrontuje się ze swoją rolą w tym filmie, którą zagrała 26 lat temu. Tamta rola przyniosła jej uznanie krytyki i sławę. Z perspektywy lat można śmiało powiedzieć, że Czułpan Chamatowa była i jest uważana w Rosji za najwybitniejszą, pierwszoplanową aktorkę swojego pokolenia.
Mam poczucie, że ten spektakl to machina czasu, która pozwala jej powrócić do przeszłości. Czołowa rosyjska aktorka Czułpan Chamatowa dwa lata temu, po wybuchu wojny w Ukrainie, na znak protestu opuściła Rosję na zawsze. Przyjechała do Rygi i zamieszkała w Łotwie. Na moje zaproszenie przyjęła angaż w Teatrze Nowym i bardzo szybko nauczyła się wcale nie tak prostego języka łotewskiego. W "Krainie głuchych" gra po łotewsku i przegląda się w wyświetlanych fragmentach rosyjskiego filmu sprzed lat ze swoim udziałem. Zresztą ten film Todorowskiego opowiada o losach dwóch kobiet - Rity i Jaji oraz o moskiewskiej mafii głuchoniemych.
Fakt, że to właśnie Czułpan sprzeciwiła się Putinowi i wyemigrowała wraz ze swoimi dziećmi - cały czas jest w Rosji szeroko komentowany. To mi przypomina nieco sytuację Marleny Dietrich i jej protestu wobec działań II Rzeszy.
Gdy Czułpan Chamatowa uzyskała azyl i pracę w Teatrze Nowym w Rydze - szybko wybuchła "burza w szklance wody". Okazało się, że znajduje się na zdjęciach z Putinem. A to był efekt jej działalności charytatywnej, bowiem przez lata prowadziła bardzo ważną organizację, która pomagała dzieciom chorym na nowotwory. Muszę tu podkreślić, że to nie była działalność charytatywna w stylu hollywoodzkim, akcja na pokaz. Przez 20 lat Chamatowa rzeczywiście pomogła 73 tysiącom chorych dzieci. Rzeczywiście, można powiedzieć, że 10 lat temu w pewien sposób współpracowała z reżimem Putina po to, by pozyskać środki na swoją działalność. Robiła sobie zdjęcia z Putinem i oligarchami. Obecnie sytuacja uległa radykalnej zmianie. Na marginesie dodam tylko, że Czułpan Chamatowa nie jest rdzenną Rosjanką, lecz Tatarką.
Zaraz po przyjeździe Chamatowej do Rygi, w czerwcu 2022 r., przygotowaliśmy premierę spektaklu "Post scriptum" na podstawie artykułów zamordowanej przez kadyrowców dziennikarki "Nowoj Gaziety" Anny Politkowskiej i rozdziału "Biesów" Dostojewskiego, który został wstrzymany przez cenzurę. Ten spektakl był znacznie mocniej związany z ówczesną sytuacją polityczną, niż mimo wszystko metaforyczna "Kraina głuchych".
PAP: Reżyserował pan w Rosji, pracował z rosyjskimi artystami. Co pan obecnie myśli o wojnie w Ukrainie i o Rosjanach?
Alvis Hermanis: To, co się stało ponad dwa lata temu, 24 lutego 2022 r., było dla mnie prawdziwym szokiem. Na początku uważałem, że problem tkwi tylko w jednej osobie - w Putinie. Jednak teraz tak już nie myślę. Dobrze pamiętam lata sowieckiej okupacji Łotwy i dobrze wiem, że dla nich komunizm był tylko formą pewnej gry, którą Rosjanie posługiwali się po to, by mieć pełna kontrolę nad Łotyszami. Przynajmniej tak to odbierałem w latach 70. i 80.
Na początku wojny w Ukrainie sam nagrałem wideo, w którym wzywałem kolegów artystów z Rosji do tego, żeby zamknąć teatry, nic nie grać, bojkotować reżim Putina. Odpowiedziano mi, że się ze mną nie zgadzają i że teatry powinny pozostać otwarte; być miejscami spotkań i wymiany poglądów przez "dobrych Rosjan".
Obecnie widzę, że sytuacja jest prawie beznadziejna. Rosjanie mają odmienne podejście do konfliktu w Ukrainie. Oni naprawdę wierzą w słuszność i sens tej wojny. Chcą jej i chcą nas, czyli ludzi z Zachodu pozabijać. Dlatego niedawno wystawiłem inną sztukę w Teatrze Nowym w Rydze, w której chciałem pokazać, iż prawdziwym źródłem rosyjskiego faszyzmu jest twórczość Fiodora Dostojewskiego. Powszechnie uważa się, że Dostojewski był humanistą, ale gdy dogłębnie poczytać jego dzienniki i listy - to okaże się, że nie tylko był jednym z największych antysemitów po Wagnerze, ale można odnaleźć w nich wprost odniesienia do ideologii rosyjskiej supremacji, którą propaguje Putin.
Książki Dostojewskiego są bardzo grube i nie każdy ma czas i cierpliwość, by je wnikliwie przeczytać. Ale np. gdy przeczyta się "Idiotę" do samego końca - to w ostatnim rozdziale znaleźć można twierdzenie, że tylko rosyjski Kościół prawosławny reprezentuje prawdziwe chrześcijaństwo. Według Dostojewskiego Kościół katolicki i protestanci to antychryści. Te tezy można odnaleźć nie tylko w przemówieniach Putina, ale również w popularnej ideologii propagowanej przez doradcę prezydenta Rosji Aleksandra Dugina.
PAP: Jest pan dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Rydze od 1997 r. Reżyserował pan m.in. w Austrii, Francji, Niemczech, Szwajcarii, w Rosji, Estonii i we Włoszech. Ma pan ogromne doświadczenie artystyczne i organizacyjne. Jaka jest, pańskim zdaniem, rola teatru we współczesnym społeczeństwie; jaki jest cel jego uprawiania?
Alvis Hermanis: W ostatnich latach konteksty uprawiania teatru bardzo się zmieniły. Przez ostatnie 30 lat pojawiały ciągle się nowe trendy i tendencje teatralne. Bardzo trudno mi to określić, a nie chcę generalizować. Zwłaszcza że zdaję sobie sprawę, że robię teatr, który odzwierciedla estetykę mojego pokolenia pięćdziesięcio- i sześćdziesięciolatków. Można powiedzieć, że uprawiam teatr "starej szkoły", staromodny. Dlatego naprawdę trudno mi powiedzieć, czym jest obecnie teatr dla młodych ludzi, dla nastolatków.
Dla mojego pokolenia teatr nadal jest czymś bardzo ważnym. Uważam, że najważniejszy jest w nim aktor. Natomiast nie sądzę, żeby był on dobrym narzędziem do prowokowania jakichś zmian polityczno-społecznych. Mogę tylko powtórzyć to, co powiedziałem 30 lat temu w Toruniu, iż używanie teatru dla dokonania tego typu zmian przypomina zabijanie komara młotkiem lub telefonem komórkowym.
Cały czas uważam też, że teatr musi poruszać ważne kwestie i stawiać poważne pytania. Dokładnie takie same, jakie podejmowali w swoich spektaklach Tadeusz Kantor czy Jerzy Grotowski.
Odnoszę wrażenie, że obecnie sztuka aktorska staje się coraz mniej ważna, że jej poziom ulega degradacji. Aktor nie jest już centralną postacią przedstawienia, ale często jego rola staje się tylko pretekstem do politycznych i ideologicznych sporów.
PAP: Widziałem wszystkie osiem pańskich spektakli pokazanych na festiwalu w Toruniu. Dobrze pamiętam bardzo czyste w formie, zainspirowane japońskim buto przedstawienie "Markizy de Sade", które prezentowane było w 1994 r. w dawnym zborze ewangelickim na Nowym Rynku. Chciałbym zapytać, które z pańskich przedstawień pozostaje dla pana czymś ważnym, przełomowym?
Alvis Hermanis: Odpowiem na to pytanie z punktu widzenia reżysera, od "zawodowej kuchni", która dla widzów i krytyków wcale nie musi być istotna. Bo oni czekają na magię teatru, nad którą my, twórcy, tak naprawdę nie mamy żadnej kontroli. Ponieważ w teatrze najważniejsi są aktorzy i to od nich zależy ów teatralny "hokus-pokus".
Spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, mając jednak na myśli stopień komplikacji i wielowarstwowość prowadzonych w spektaklu wątków, a także złożoność zabiegów inscenizacyjnych. Niestety, nie widział pan tego przedstawienia i nie było ono pokazywane w Polsce. Kilka lat temu na Łotwie opublikowano listę agentów KGB. Sprowokowało nas to pięć lat temu do napisania i wystawienia pięciogodzinnego spektaklu na ten temat. Co ciekawe, okazało się, że to przedstawienie gatunkowo jest bliższe komedii niż dramatowi. W spektaklu "Vestures izpetes komisija" ("Komisja Badań Historycznych" - PAP), używając rozmaitych teatralnych środków, opowiadamy historie bardzo wielu agentów i ludzi, którzy znaleźli się na tej liście.
Podczas przygotowań do tego przedstawienia aktorzy spotykali się z autentycznymi agentami KGB. Szczególnie oficerzy tej służby byli w rozmowach bardzo szczerzy i otwarcie opowiadali rozmaite historie, w które wprost trudno było uwierzyć. I tak np. nasz spektakl obronił zmarłą siedem lat wcześniej słynną "damę teatru łotewskiego", przez 50 lat "królową krytyki teatralnej", której nazwisko znalazło się na tej liście. Podczas jednej z rozmów z oficerem KGB okazało się, że w czasach sowieckich na Łotwie istniał plan ilościowy, dotyczący pozyskiwania agentów. Dlatego podpis i zgodę na współpracę tej krytyczki po prostu sfingowano. Ona sama nawet o tym nie wiedziała.
PAP: Moim ulubionym pańskim spektaklem jest "Sonia", pokazana w Toruniu w 2007 r. Czy to przedstawienie jest jeszcze grane?
Alvis Hermanis: Z tym spektaklem mamy problem, ponieważ autorka tej sztuki Tatjana Tołstoj zajęła niejednoznaczną postawę wobec wojny w Ukrainie. Dlatego musieliśmy przerwać eksploatację tego przedstawienia.
Nie wiem, jak to wygląda w Polsce, ale w Łotwie ministerstwo kultury sprzeciwia się cenzurze. Dało teatrom tzw. "wolną rękę" w kwestii wystawiania i korzystania z rosyjskiej sztuki, dzieł literackich etc. W Teatrze Nowym w Rydze obowiązuje zasada, że można posługiwać się, wykorzystywać rosyjską twórczość, ale tylko w kontekście pokazywania winy Rosjan za obecny konflikt.
PAP: Jaka jest pańska idea teatru, powód dla którego pan zajmuje się tą sztuką? Moim zdaniem bardzo często zaczyna pan przygotowania do spektaklu od wywiadów z ludźmi, swego rodzaju badań nad łotewskim społeczeństwem. Tak było np. przy realizacji "Łotewskich opowieści" w 2004 r. i "Miłości po łotewsku” w 2006 r. Czasami analizuje pan rozmaite historyczne konteksty, jak w "The Sound of Silence" (2006), "Dziadku" (2009) czy w "Czarnym mleku" (2010). Czy chce pan być sumieniem łotewskiego społeczeństwa czy raczej jego wnikliwym krytykiem i obserwatorem?
Alvis Hermanis: Myślę, że nie jestem w stanie zbawić świata za pomocą teatru. Gdy pojawiła się pandemia covidu-19 - zacząłem się zastanawiać nad tym, w jaki sposób mogę pomóc widzom, wesprzeć naszą publiczność. W takim najprostszym, podstawowym rozumieniu tego słowa. Nie wiem, jak ta sytuacja wygląda w Polsce, ale mam wrażenie, iż w Łotwie i w krajach na Zachodzie Europy widzowie po covidzie postanowili nie wracać do teatru. Moje doświadczenie jest takie, że nawet w Berlinie lub Londynie można z łatwością kupić bilet tego samego dnia na wieczorne przedstawienie, co kiedyś było nie do pomyślenia.
W związku z tym moje ambicje i aspiracje wobec tego, czego chciałbym dokonać w teatrze są coraz mniejsze. Co ciekawe, coraz częściej myślę, że trzeba wystawiać komedie. Dostrzegam, że i aktorom obecnie większą przyjemność sprawia występowanie w komediach niż w innych, trudniejszych formalnie lub pobudzających do refleksji gatunkach przedstawień.
PAP: Jakie są pańskie najbliższe plany teatralne lub operowe. Może obecnie pracuje pan już nad czymś?
Alvis Hermanis: Budynek Teatru Nowego w Rydze przeszedł przez ostatnie siedem lat gruntowny remont i częściową przebudowę. Gdy ktoś odwiedzi Rygę - bardzo łatwo dostrzeże, że obecnie ma niezwykle oryginalny kształt architektoniczny. My mówimy, że wręcz utopijny. Otwarta dwa miesiące temu siedziba naszego teatru składa się z dwóch części - historycznej, secesyjnej, która stylem nawiązuje do art déco i bardzo nowoczesnej, gdzie mieści się główna scena. Całość pozostaje jednak bardzo przyjazna i otwarta dla widzów.
Nasza najbliższa premiera będzie dotyczyła pontyfikatu papieża Benedykta XVI. Pięć lat temu, jeszcze przed pandemią, z wielkim tancerzem i aktorem Michaiłem Barysznikowem przygotowaliśmy spektakl "Biały helikopter". Była to moja próba poszukiwania odpowiedzi na pytanie o powody rezygnacji z papiestwa Benedykta XVI, który był przecież przez lata pod silnym wpływem Karola Wojtyły, czyli papieża Jana Pawła II. Konkluzje w moim spektaklu są całkowicie inne, niż podawane oficjalnie przez Watykan tzw. "kłopoty zdrowotne". Przez covid-19 po dwudziestu przedstawieniach granie tego spektaklu musieliśmy zawiesić. Dlatego umówiłem się z Michaiłem Barysznikowem, który gra Benedykta XVI, że zrealizujemy film na podstawie tej inscenizacji. Jego premiera odbędzie się w Teatrze Nowym w Rydze 9 sierpnia.
W naszym teatrze obecnie prowadzę też próby czarnej komedii Martina McDonagha pt. "Kaci", za którą ten irlandzki autor w 2015 r. otrzymał nagrodę Laurence'a Oliviera. Premierę planujemy na przełomie września i października.
Rozmawiał Grzegorz Janikowski (PAP)
Alvis Hermanis urodził się 27 kwietnia w 1965 r. w Rydze. W 1988 r. ukończył studia aktorskie na Wydziale Teatralnym Łotewskiego Konserwatorium Narodowego. Od 1997 r. jest dyrektorem artystycznym Teatru Nowego w Rydze. Pracę reżysera łączy z zadaniami dramatopisarza, scenografa i aktora.
Swoje spektakle prezentował na międzynarodowych festiwalach teatralnych w: Austrii, Belgii, Bułgarii, Chorwacji, Czechach, Estonii, Finlandii, Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Kanadzie, Korei Południowej, Niemczech, Polsce, Rosji, w Rumunii, Słowacji, Słowenii, Szwajcarii, USA, Wielkiej Brytanii, we Włoszech, na Litwie i na Węgrzech.
Jest laureatem szeregu nagród, m.in.: Young Directors Project Award na festiwalu Salzburger Festspiele (2003), Nagrody im. KK. Stanisławskiego (2008), Nestroy Preis dla najlepszego reżysera w Austrii (2010), nagrody za reżyserię i Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt (2010), Złotej Maski za "Opowiadania" Szukszyna (2010), Nagrody Artystycznej Zgromadzenia Bałtyckiego (2014). W 2012 r. magazyn "Du" zaliczył go do dziesięciu najważniejszych osobowości teatralnych w Europie, a festiwal Theatertreffen uznał jego przedstawienie "Płatonowa" w wiedeńskim Burgtheater (2011) za jedno z dziesięciu najlepszych przedstawień sezonu w krajach niemieckojęzycznych. W 2012 r. reżyser został odznaczony Orderem Trzech Gwiazd, najwyższym oficjalnym wyróżnieniem na Łotwie.
Alvis Hermanis, obok Teatru Nowego w Rydze, często pracuje za granicą, szczególnie w krajach niemieckojęzycznych. Reżyserował m.in. w Schaubühne w Berlinie, Burgtheater w Wiedniu, Schauspielhaus w Kolonii. Do jego najsłynniejszych spektakli należą: "Biały helikopter" (Teatr Nowy w Rydze, 2019), "Brodsky / Barysznikow" (Teatr Nowy w Rydze, 2015), "Eugeniusz Oniegin" (Berlin 2011), "Das weite Land" (Wiedeń 2011), "Obłomow" (Kolonia i Teatr Nowy z Rygi, 2011), "Płatonow" (Wiedeń 2011), "Czarne mleko" (Teatr Nowy w Rydze, 2010), "Panny z Wilka" (Emilia Romagna Teatro Fondazione w Teatro Storchi, Modena, 2010 oraz Teatr Nowy z Rygi, 2000), "Marta z Błękitnego Wzgórza" (Teatr Nowy z Rygi, 2009), "Dziadek" (Teatr Nowy z Rygi, 2009), "Opowiadania" Szukszyna (Teatr Narodów w Moskwie, 2008), "Der Idiot. Anfang des Romans" (Schauspielhaus Zürich, 2008), "The Sound of Silence" (produkcja spielzeit'europa / Berliner Festspiele i Teatr Nowy z Rygi, 2007), "Ojcowie" (Schauspielhaus Zürich, 2007), "Miłość po łotewsku" (Teatr Nowy w Rydze, 2006), "Sonia" (Teatr Nowy w Rydze, 2006), "Lód. Wspólne czytanie książki z pomocą wyobraźni w Rydze i Frankfurcie" (Teatr Nowy w Rydze oraz Ruhr Triennale, Gladbeck; Schauspielfrankurt, 2005), "Długie życie" (Teatr Nowy w Rydze, 2003), Historia Kaspara Hausera (Teatr Nowy w Rydze, 2002), Rewizor (Teatr Nowy w Rydze, 2002), "Ogień i noc" (Łotewska Opera Narodowa, 1996), "Mewa" (Teatr Nowy w Rydze, 1996) i "Marquise de Sade" (Teatr Nowy w Rydze, 1993).
W 2007 r. w Salonikach wręczono mu Nagrodę Teatralną Europy "Nowe Rzeczywistości Teatralne". (PAP)
autor: Grzegorz Janikowski
gj/ dki/