Krytyk teatralny Elżbieta Baniewicz o zmarłej w piątek aktorce Ninie Andrycz:
"Była wielką damą. Wynikało to po pierwsze z jej ogromnej urody, ale także z ról, jakie grała. Był to repertuar, oparty na emploi, którego dzisiaj już właściwie nie ma, a ona miała emploi królowej. Grała bardzo różne królowe; bardzo sławna była jej rola Elżbiety de Valois w +Don Carlosie+ czy Lady Milford w +Intrygach i miłości+ Schillera; grała Katarzynę II, Elżbietę I, Lady Macbeth. Specjalizowała się w królowych, ale potrafiła zagrać np. panią Dulską w Teatrze Polskim. Miała poczucie humoru na własny temat, pisała również poezję, wspomnienia.
Debiutowała w Wilnie, w Teatrze na Pohulance, była tam tylko rok. Następnie związała się z Teatrem Polskim w Warszawie, gdzie pracowała - niebywałe - od 1935 do 2004 r., prawie 70 lat, kilka pokoleń.
Była przede wszystkim aktorką teatralną, choć występowała także w filmach - pamiętam jej fantastyczną rolę w serialu, na podstawie +Sławy i chwały+ Iwaszkiewicza, który reżyserował Kazimierz Kutz. Grała tam teściową księżnej Winnickiej. Ostatnią rolą, w jakiej wystąpiła, była rola Sary Bernhardt, wielkiej francuskiej aktorki, w przedstawieniu Janusza Stokłosy w 2011 r.
Mówiła, że najważniejsza w życiu jest miłość i chyba naprawdę tak myślała. Była niezwykle barwną postacią, należała do historii teatru, konstytuowała Teatr Polski, który - zwłaszcza po wojnie - pełnił rolę Teatru Narodowego. Narodowy w tym czasie był zburzony, przez pierwszych kilka lat po wojnie służył jako magazyn materiałów budowlanych, otarto go dopiero w 1961 r. Teatr Narodowy nie istniał. Był Teatr Polski - za jej młodości i dojrzałości w nim mieścił się Narodowy. A ona była heroiną teatru - wobec niej można użyć takiego słowa. Już takich nie ma. Nie ma takiego repertuaru; klasyka jest coraz rzadziej grana. Coraz mniej oglądamy na scenie królowych, coraz więcej kobiet, które uprawiają zupełnie inne zawody.
Niektórzy zarzucali jej graniu koturnowość, nadmierny patos. Ale po wojnie była potrzeba takiego aktorstwa, trafiało w swój czas, a ona wyznaczała pewne standardy grania i rozumienia tych ról. Była wybitną osobowością. Takich postaci już nie ma. Nie potrafiła przestać być królową także w życiu prywatnym: zawsze była damą, zawsze była zadbana, zawsze niezwykła. Nigdy nie zniżyła się do przeciętności". (PAP)
pj/ ls/ ura/