Tekstów karmelitanek bosych nie powinno zamykać się tylko w lekturze. Można by z nich zrobić spektakl teatralny – mówi PAP wybitna aktorka Irena Jun, która interpretowała je w Dzielnicowym Domu Kultury „Węglin” w Lublinie.
PAP: Zacznijmy od Lublina, od aktorskiego zadania, jakim się pani ostatnio zajmowała.
Irena Jun: Nie mogę jeszcze opuścić myślami karmelitanek bosych z Lublina, bo to się działo kilka dni temu. Te zakonnice mieszkają we mnie, a ja w nich. Brałam udział w Wiecznym Czytaniu w ramach cyklu spotkań, organizowanych przez Mateusza Nowaka w Lubelskim Domu Kultury Węglin. Monodram nosił tytuł "Kobiety za murem". Po tym czytaniu ktoś, powiedział: "widzę to tak, jakby pani była zakonnicą". Sprawiło mi to wielką radość, że ktoś dostrzegł we mnie karmelitankę bosą z XVII wieku. Teksty, które czytałam, zostały niedawno odkryte. Fascynująca lektura, zjawisko literackie, obyczajowe, kulturowe. Niezwykłe.
PAP: Co to są za teksty?
Irena Jun: Autorką tego niezwykłego znaleziska jest Anna Nowicka-Struska. A w przyszłym roku ma się ukazać książka jej autorstwa poświęcona kulturze literackiej lubelskich bosaczek. Na ich dorobek składają się autobiografie mistyczne, kroniki, żywoty, poezje, kolędy. Najciekawsze, gdy dotyczą przeżyć duchowych, a także codzienności zakonnej tamtych czasów.
Niełatwo było złożyć to w scenariusz monodramu. Zwłaszcza kiedy napotykałam opisy drastyczne, dotyczące np. mortyfikacji. Teksty karmelitanek czytane z całkowitą powagą i chęcią utożsamienia się z postaciami zabrzmiały przejmująco. Pisane językiem staropolskim wymagały szczególnej wyrazistości. Po spektaklu zostałam nawet pochwalona za moją staropolszczyznę. Publiczność żywo reagowała. Było to pierwsze przedstawienie tekstu, prapremiera.
PAP: Proszę podać przykład tej staropolszczyzny.
Irena Jun: "Zdało się jej, jak nam sama powiedała, że w niebo jakieś wpadła i między anioły, a wszystkiego się bała, wszystkiego nie śmiała". To akurat dość klarowny język, ale są trudniejsze fragmenty, np. "Matka Konstancyja od świętego Karola, trzecia w Polszcze klasztoru krakowskiego profeska powiedała o matce Annie, że z przyrodzenia brzedzieła się bardzo kotką, jednak dla przezwyciężenia natury upraszała sobie u przełożnej odprawować z nią mortyfikacyję, głaszcząc ją potem z wielką swoją przykrością".
PAP: Czy teksty karmelitanek bosych w pani wykonaniu będzie można gdzieś jeszcze usłyszeć?
Irena Jun: Wydaje mi się że to nie powinno zamknąć się tylko w lekturze. Teatr jest temu potrzebny. Można by z tego zrobić spektakl teatralny, choć ja się na razie przywiązałam do tej wersji monodramu.
Na widowni były dwie zakonnice z innego zgromadzenia. Nie miałam okazji z nimi porozmawiać po spektaklu, ale jesteśmy z organizatorami ciekawi, jak one to przyjęły. W Teatrze Studio gram monodram „Matka Makryna” i zdarza się też, że na widowni goszczą zakonnice.
PAP: Przywołała pani "Matkę Makrynę", a zatem po raz kolejny gra pani zakonnicę.
Irena Jun: W Akademii Teatralnej, kiedy szukałam dla moich studentów monologów romantycznych, trafiłam na Makrynę, na poemat Juliusza Słowackiego "Rozmowa z Matką Makryną Mieczysławską". Zafascynowała mnie ta postać. Ona samą siebie wymyśliła. Uczyniła to z biedy, nędzy nawet. Postanowiłam ją grać. Makryna w XIX wieku, kilkanaście lat po upadku powstania listopadowego, uznawana była za uosobienie męczeńskich losów Polski. Czcili ją wszyscy. Tymczasem była oszustką. Byłam speszona, gdy się o tym dowiedziałam. Zgasło to we mnie. Jednak temat nadal mnie intrygował, zaczęłam więc szukać informacji o Makrynie. Dowiedziałam się, że w 1923 r. ksiądz Urban zdemaskował tę kobietę uważaną za męczennicę. Byłam przerażona, nie wiedziałam jak w dobrej wierze mam tę rolę zagrać. I wtedy prof. Marian Bizan, który zajmował się Słowackim, powiedział dość krótko: "Uwierzył jej Słowacki, Mickiewicz, Wyspiański, Norwid, a również dwóch papieży, dlaczego zatem pani ma jej nie wierzyć".
Ale kiedy ukazała się książka Jacka Dehnela "Matka Makryna" – wspaniała praca, olbrzymia książka – życiorys apokryficzny Matki Makryny, wtedy poczułam, że muszę to zagrać. Odwołałam się do Juliusza Słowackiego, który Makrynie uwierzył i brał udział w tym czynieniu z niej wielkiej męczennicy, omal świętej, ale podstawą był tekst Dehnela. Bałam się, czy autor się zgodzi na takie połączenie, ale uzyskałam i zgodę, i aprobatę; Jacek Dehnel bardzo mi pomógł, dobrze się o spektaklu wypowiadając, również w internecie.
Publiczność chętnie słucha tego monodramu. Zostałam ostatnio wyróżniona dwiema nagrodami na Festiwalu Jednego Aktora w Toruniu.
PAP: Można powiedzieć, że sztuka nie schodzi z afisza, jest grana na festiwalach...
Irena Jun: Powiem raczej, że gram ten monodram od czasu do czasu. Byłam z "Makryną" np. w siedmiu miejscowościach, które nie mają teatru, w ramach projektu Teatr Polska, a najbliższe spektakle w Teatrze Studio odbędą się 28 i 29 grudnia.
PAP: Niecały miesiąc temu w Pałacu w Bronicach pod Nałęczowem miało miejsce niezwykle wydarzenie: zagrała pani swój monodram sprzed 50 lat – "Sonatę księżycową".
Irena Jun: Wznowienie "Sonaty księżycowej" spektaklu sprzed niemal pół wieku, w inscenizacji Józefa Szajny, monodramu granego i nagradzanego wówczas, jest obecnie aktorskim wyzwaniem i przypomnieniem współpracy z reżyserem. Do Bronic pojechałam na zaproszenie teatrolog Agnieszki Koecher-Hensel, która w odzyskanym przez rodzinę pałacu organizuje niezwykłe artystyczne, kulturalne wydarzenia, angażujące miejscową społeczność.
PAP: W pani karierze "Sonata księżycowa była – przed inscenizacjami dramatów Becketta, którymi pani zasłynęła - pierwszym monodramem. Potem wręcz była pani nazywana aktorką Szajny, a teraz w Bronicach pojawiły się elementy jego oryginalnej scenografii.
Irena Jun: Ta scenografia znakomicie oddaje sytuację, w jakiej się rozgrywa spektakl. Rzecz się dzieje w starym, popadającym w ruinę domu w Grecji, przypuszczalnie nad morzem. Szajna wymyślił, że ściany tego domu tworzą dwie duże tiulowe płachty. Należy to raczej do anegdoty, ale nie mogę się oprzeć, żeby nie opowiedzieć. Otóż Szajna w tym białym tiulu, który rozpięliśmy w dwóch płaszczyznach, zaczął wypalać dziury papierosem, a obrzeża tych dziur nacierał fusami z kawy. Osobliwe, że szmaty te przetrwały i posłużyły nam w Bronicach. Odpowiednio oświetlone robią one wrażenie, nie tyle ścian, nic dosłownego jak u Szajny, ale oddają jakiś stan destrukcji. I w tej resztce domu, schronienia, namiastce żagla na wietrze kobieta opowiada o swoim życiu, o miłościach, które przeminęły. W swym monologu zwraca się do młodego mężczyzny i uporczywie, ale delikatnie mówi "Niech mi pan pozwoli, żebym z panem poszła".
PAP: To bardzo piękny tekst poetycki. Kto jest jego autorem?
Irena Jun: Jest to współczesna poezja grecka; autorów jest dwóch: Iannis Ritsos i jego utwór "Stare domy" oraz laureat literackiej nagrody Nobla Jorgos Seferis i jego "Drozdy". Połączenia tekstów dokonałam na własną rękę. Wydawało mi się, że tekst Seferisa przełamuje jednorodność tekstu Ritsosa, który jest monologiem starej kobiety w rozpadającym się domu. Seferis również patrzy na świat pod kątem przemijania, niezgody na rzeczywistość, oddaje naszą złożoność odczuwania świata i to stanowi uzupełnienie monologu starej kobiety.
PAP: Muzycznym rozwinięciem "Sonaty księżycowej" stała się opera radiowa "Monodram na taśmę".
Irena Jun: Tekstem zainteresował się Bogusław Schaeffer, można powiedzieć, że była to jedna z pierwszych "kooperacji" Schaeffera z Szajną, opera powstała w 1968 r. w studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia, a prawykonanie odbyło się w Galerii Krzysztofory w Krakowie – jeszcze jedno niezwykłe miejsce, które dziś już w takiej postaci nie istnieje.
Powstała też piękna publikacja autorstwa Bolesława Błaszczyka dokumentująca tę operę. Fragment tamtego nagrania wykorzystuję w spektaklu – publiczność może usłyszeć mój głos sprzed 50 lat.
Irena Jun - aktorka teatralna, reżyserka jest jedną z najlepszych odtwórczyń ról Beckettowskich. W 1958 roku ukończyła Wydział Aktorski Państwowej Wyższej szkoły Teatralnej w Krakowie. Występowała w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu, Teatrze im. Stefana Żeromskiego w Kielcach-Radomiu oraz na deskach Teatru Ludowego w Nowej Hucie. Od 1970 roku związana jest z warszawskimi scenami. W latach 1970-1972 była w zespole Teatru Klasycznego. Od 1972 roku jest aktorką Teatru Studio, prowadzi też Jednoosobowy Teatr Ireny Jun, jest wykładowcą Akademii Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie. (PAP)
Rozmawiała Anna Bernat
abe/ dki/