W książkach staram się do niczego nie zachęcać ani przed niczym nie przestrzegać. Nie mam przepisu na udane życie ani na udane cokolwiek - chcę tylko opowiadać piękne historie - mówi PAP pisarz Jakub Małecki. Premiera jego najnowszej powieści „Święto ognia” - 15 września.
Polska Agencja Prasowa: Przed nami premiera pańskiej powieści "Święto ognia". Tym razem wraz z główną bohaterką przenosi pan czytelnika do świata baletu. Skąd taki wybór?
Jakub Małecki: Dwa lata temu byłem na spotkaniu autorskim w Petersburgu i podczas pobytu w tym mieście poszedłem z żoną do słynnego Teatru Maryjskiego na „Jezioro łabędzie”. W trakcie spektaklu zastanawiałem się, jak wygląda codzienność takiej współczesnej baletnicy, oderwana od wszelkich stereotypów, którymi zwykle pewnie posługujemy się, wyobrażając sobie zawodowe tancerki. Ale tak naprawdę wiedziałem, że to będzie tylko tło, że na pierwszym planie znajdzie się niezwykła relacja pomiędzy baletnicą a jej siostrą, a także niezwykła historia miłosna ich rodziców.
PAP: Jest pan niezwykle precyzyjny w przedstawianiu powieściowego świata. Opis, jak należy przygotować baletowe pointy, urzekł mnie. Ale przy okazji pojawia się pytanie: kto zdradził panu takie tajemnice?
J.M.: Zawsze staram się możliwie dużo dowiedzieć o tym, o czym piszę, i w tym wypadku było podobnie, natomiast na pewno nie dałbym rady poznać tego świata tak dobrze, gdyby nie pomoc baletnicy tańczącej w Polskim Balecie Narodowym. Po prostu po przyjeździe z Rosji napisałem za pośrednictwem mediów społecznościowych do kilku, a może nawet kilkunastu tancerek, które zdołałem znaleźć, i o dziwo jedna z nich zgodziła się ze mną spotkać. I tak poznałem ten świat, bo to właśnie ta baletnica zabrała mnie na próby generalne, opowiedziała o codzienności i pokazała te wszystkie detale, paczki, pointy, wiązania i tak dalej. Dzięki temu podczas pisania czułem się bezpiecznie, bo dobrze znałem już ten świat.
PAP: Można powiedzieć, że "Święto ognia" to powieść o podążaniu za marzeniami, nawet za wszelką cenę. Czy zachęca pan do pogoni za marzeniami, czy może jednak w książce kryje się przestroga?
J.M.: Ja w książkach staram się do niczego nie zachęcać ani przed niczym nie przestrzegać. Nie mam przepisu na udane życie ani na udane cokolwiek - chcę tylko opowiadać piękne historie. Ale prywatnie jestem zwolennikiem podejmowania ryzyka i podążania za marzeniami. Kiedy dziesięć lat temu odchodziłem z banku, aby zająć się pisaniem, wszystko – absolutnie wszystko – wskazywało na to, że pomysł zakończy się katastrofą. Ale chciałem być człowiekiem, który tego spróbował.
PAP: Wśród bohaterów powieści jest także niepełnosprawna dziewczyna - Anastazja. Nie po raz pierwszy w pańskiej twórczości jest taki bohater. Czy po to, by pokazać inną wrażliwość?
J.M.: Mam wrażenie, że ja to robię nieświadomie. Wybieram takich bohaterów, bo oni są bliscy mojemu sercu, mojej wrażliwości. Ja w głębi też jestem właśnie taki. Wie pani, nie wyobrażam sobie opowiadania historii ludzi udanych, ludzi sukcesu. Jakiś czas temu w kawiarni widziałem chłopaka o zdeformowanej twarzy, który był radosny, wygadany, towarzyski. A wyglądał tak potwornie, że miałem łzy w oczach. I ja w takich chwilach mam ochotę już do końca życia pisać książki tylko o tym chłopaku! Takie sytuacje nie dają mi odetchnąć, ja wtedy nie myślę o niczym innym. Stąd pewnie moi wcześniejsi bohaterowie, i stąd Anastazja, która jest w pewnym sensie zwieńczeniem ich wszystkich.
PAP: To zestawienie dwóch bohaterek, sióstr: Anastazji i Łucji, uświadamia czytelnikowi, jak różne może być dążenie do szczęścia. I która z bohaterek jest tak naprawdę szczęśliwa?
J.M.: Nie wiem, czy da się tak wprost powiedzieć, czy ktoś jest szczęśliwy, czy nie. Mam wrażenie, że w życiu można co najwyżej bywać szczęśliwym. Natomiast według ojca dziewczynek szczęśliwa jest paradoksalnie ta chora. Ona wie, czego chce, zna swoje marzenia, potrafi cieszyć się drobiazgami. W pewnym momencie baletnica mówi wręcz, że swojej siostrze zazdrości.
PAP: W „Święcie ognia” powolutku, po małym skrawku wyjawia pan niełatwą historię rodziny. To sprawia, że bardziej przeżywamy lekturę, bardziej jest to historia, która zostanie z nami na dłużej. To świadomy zabieg pisarza?
J.M.: Po prostu chcę opowiadać swoje historie trochę inaczej, tak, żeby czytelnik mógł czasem pomyśleć sobie, że nie czytał jeszcze czegoś podobnego. A jednocześnie bardzo dbam o to, żeby ta odmienna kompozycja książki czy inny sposób jej opowiedzenia nie przeszkadzały w cieszeniu się opowiadaną historią, bo ostatecznie to ona jest w moim odczuciu najważniejsza.
PAP: Proszę się pochwalić perspektywą sfilmowania powieści. Co już może pan to zdradzić? Ma pan wymarzoną obsadę tego filmu?
J.M.: Muszę pani powiedzieć tak szczerze: staram się nie przywiązywać do tego większej wagi. Po prostu zbyt wiele już miałem propozycji, zbyt wiele telefonów, maili, spotkań i tak dalej. Co chwila cieszyłem się i, jak to się mówi, otwierałem szampana. A ten świat filmu jest tak dziwny i nieprzewidywalny, wszystko w nim mieli się tak długo, że po prostu postanowiłem sobie, że cieszył się będę, jak już wejdę do kina na film. A zdradzić mogę tyle, że producentem „Święta ognia” będzie wytwórnia Opus Film (m.in. "Ida", "Zimna wojna"), a reżyserem Kinga Dębska. I to są akurat superwiadomości.
PAP: Czy zagraniczni fani twórczości Jakuba Małeckiego mogą się spodziewać, że oprócz "Dygotu" czy "Rdzy" dostaną wkrótce do rąk również "Święto ognia"?
J.M.: Myślę, że prędzej czy później tak. Aktualnie jednak czekam na „Dygot” po rosyjsku, macedońskie wydanie „Rdzy” oraz premierę „Saturnina”, który w przyszłym roku ukaże się w Niemczech i w Holandii.
PAP: Nad czym pan teraz pracuje?
J.M.: Zaczynam pisać powieść, ale jeszcze zbyt wcześnie, by cokolwiek o niej zdradzać. Na razie czekam na to, co czytelnicy powiedzą o „Święcie ognia”.
Rozmawiała: Dorota Kieras (PAP)
Jakub Małecki (ur. 1982 w Kole) – pisarz, autor dziesięciu książek, m.in. "Dygotu", "Rdzy", "Horyzontu", "Nikt nie idzie" oraz "Śladów", nominowanych do Nagrody Literackiej NIKE. Laureat Złotego Wyróżnienia Nagrody im. Jerzego Żuławskiego, nagrody Książka Miesiąca "Książek", nominowany również do Nagrody Literackiej Europy Środkowej Angelus, Nagrody im. Stanisława Barańczaka oraz dwukrotnie do Nagrody im. Janusza A. Zajdla. W 2019 r. zdobył nagrodę w konkursie „Czytający Petersburg” dla najlepszego pisarza zagranicznego. Publikował w "Przekroju", "Newsweeku", "Polityce", "Angorze", "Znaku", "Nowej Fantastyce" i "Tygodniku Powszechnym". Magazyn Literacki KSIĄŻKI uznał "Horyzont" za Książkę Roku 2019, za tę powieść Małecki otrzymał także nominację w kategorii Odkrycia Empiku 2019. Najnowsza powieść pisarza "Święto ognia" będzie mieć swoją premierę 15 września. Premierze towarzyszy audiobook. "Święto ognia" czytają: Aleksandra Hamkało, Julia Rosnowska, Adam Woronowicz.(PAP)
Autor: Dorota Kieras
dki/ skp /