Dokładnie pięć lat temu Tomasz Tłuczkiewicz i Paweł Brodowski, redaktor naczelny „Jazz Forum” poinformowali o śmierci wybitnego jazzmana, trębacza i kompozytora Tomasza Stańki. Muzyk zmarł w warszawskim szpitalu onkologicznym na Ursynowie. Miał 76 lat.
Według Brodowskiego ton trąbki Stańki był rozpoznawalny już po kilku dźwiękach. "Stańko grał nieszablonowo, szedł własną ścieżką od samego początku, bo już jesienią 1962 r. postanowił założyć zespół Jazz Darings - uznany za jeden z pierwszych w Europie zespołów grających free jazz. Można powiedzieć, że był poetą trąbki" - ocenił.
Tomasz Stańko urodził się 11 lipca 1942 roku w Rzeszowie jednak dzieciństwo spędził w Krakowie. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Muzyczną w Krakowie w klasie trąbki. Po raz pierwszy dźwięk trąbki usłyszał jako harcerz, gdy został w drużynie wytypowany do gry na sygnałówce. Jego pierwszym koncertem jazzowym, jeszcze w roli słuchacza, był występ Dave’a Brubecka w krakowskiej „Rotundzie” w 1958 r. A pierwszym profesjonalnym angażem Stańki był występ na zabawie sylwestrowej w krakowskim klubie „U Plastyków” w zespole Stanisława „Drążka” Kalwińskiego.
W swojej autobiografii, która miała formę wywiadu rzeki opowiadał Rafałowi Księżykowi, że jazz sprawił, że łatwiej było mu przełamać stres "Pierwsza flaszka. Bo pierwszy raz grałem na jakiejś zabawie. Wacek (Kisielewski-PAP), kolega z podstawówki, grał z kolegami i zaprosili mnie. Pamiętam tak... Pierwszy papieros, prawie paczkę sportów wtedy wypaliłem. Pierwsze wino, wypiłem flaszkę wina. I graliśmy jazz" - wspominał.
Po tym występie zdecydował się zdać do szkoły muzycznej. Co ciekawe, mimo potrzeby występowania na scenie sam artysta określał siebie jako introwertyka. Tę cechę szczególnie widać było u niego w młodości. Okres liceum był czasem poszukiwań. Razem z kolegami chodzili na wykłady z historii sztuki na ASP jako wolni słuchacze, podejmował też próby pisarskie zainspirowany twórczością Franza Kafki. Jednak, jak zauważył Księżyk, nie było to typowe płaczliwe wyobcowanie nastolatka. Z tej odrębności miała brać się siła.
Pierwszy zespół Stańki - Jazz Darings powstał w 1962 r. To były początki pełnej rozmachu twórczości. Zespół ten, założony wspólnie z kontrabasistą Jackiem Ostaszewskim, pianistą Adamem Makowiczem i perkusistą Wiktorem Perelmutterem, uznawany jest za jedną z pierwszych formacji free jazzowych w Europie.
Swoje ciągoty do free jazu świetnie wyjaśnił w autobiografii "Desperado", która miała formę wywiadu. Stańko mówił wówczas: "Mam skłonność do tego, co nieustabilizowane, anarchistyczne. Gdybym się urodził później, byłbym rockmanem albo hiphopowcem. To wszystko muzyka nonkonformistyczna. Jazz był opozycją szkoły, stabilizacji i mieszczaństwa, które dał mi rodzinny dom. Instynktownie czułem, że jazz najbardziej pomoże mi w pokonywaniu słabości, zmianie osobowości".
W 1963 r. rozpoczął się kolejny ważny okres w biografii artystycznej Stańki; trębacza zaprosił do współpracy pianista i kompozytor Krzysztof Komeda. Stańko zadebiutował z nowym kwintetem Komedy na Jazz Jamboree w 1963 r. Pod koniec 1965 r. powstał album Komedy „Astigmatic” z udziałem Tomasza Stańki. Jest to jedna z najważniejszych płyt w historii polskiego jazzu. Zdaniem Stańki, Komeda bardzo precyzyjnie wymyślił ten tytuł: "astygmatyzm, wada wzroku, błąd w widzeniu. Motyw romantyczny. Ale ten błąd w widzeniu zestawiony jest z +pathetic+: +Astigmatic+. (...) Dla mnie to jest raczej schizoidalne. Kojarzy mi się z utykaniem Komedy, które mu zostało po chorobie Heinego-Medina, z jego pewnego rodzaju brakiem, wybrakowaniem. Błąd w patrzeniu to skręt, mutacja, inność. Ale skąd ten patetyzm?" - rozważał.
Stańko przez cztery lata grał w kwintecie Komedy. W 1967 roku powstał Tomasz Stańko Kwartet, przekształcony po roku w Tomasz Stańko Quintet. „Jego Kwintet z lat 1968-1973 uznany został za jedną z najlepszych formacji w historii polskiego jazzu” – pisał o tym zespole Andrzej Schmidt, historyk jazzu. Zespół nagrał trzy płyty: "Music For K." (1970), "Jazz Message From Poland" (1972), "Purple Sun" (1973). Oprócz Stańki w kwintecie grali Zbigniew Seifert (saksofon altowy, a później skrzypce), Janusz Muniak (saksofon tenorowy, perkusjonalia), Bronisław Suchanek (kontrabas), Janusz Stefański (perkusja, perkusjonalia).
W 1970 roku Stańko z kwintetem wybrali się na festiwal w Berlinie Zachodnim. Po ich koncercie publika klaskała 20 minut i nie chciała wpuścić kolejnego zespołu na scenę. "Kwintet był wtedy u szczytu kariery. Z Niemiec wracaliśmy jak królowie. W Polsce zaczął się czas hippisowski. A my byliśmy bardzo nowocześni. Nie tylko muzycznie. Byliśmy pierwszymi jazzmanami, którzy nie nosili garniturów, ale ubierali się jak hippisi. Krążyły opinie, że nie bałem się eksperymentów narkotycznych. Paliłem haszysz. Była wokół nas otoczka zespołu kultowego. Na największych festiwalach byliśmy traktowani na równi ze światowymi zespołami. Top europejski" - wspominał.
Faktycznie, styl ubierania się Stańki wzbudzał kontrowersje. Z zagranicznych podróży przywoził sobie ekstrawaganckie ubrania. Księżykowi opowiedział, że raz jedna kobieta na ulicy wyzwała jego i jego dziewczynę od Diabłów i ściągnęła z partnerki Stańki spódnicę mini.
Wspomniany już występ z Wackiem Kisielewskim, Stańko wspomina jako moment przełomowy w życiu, kiedy to, jak opowiadał "przełożył na drugą stronę rodzinną nieśmiałość, tremę i niewiarę w siebie". "Papierosy, wino i jazz. Jednym ciosem wszystko poszło. Zacząłem przychodzić do domu późno w nocy. Jak to mówił Witkacy - jest schyzoid i jest pyknik. Ja byłem bardziej schyzoid. Schizoidalny typ o pewnym rozdwojeniu. Wciąż taki jestem. To był powód, że wybrałem życie desperado. (...) Ja korzystam ze skrajności. Te stany maniakalne są tak przyjemne. Mój ojciec dbał o siebie i był hipochondrykiem. A ja odwrotnie. Kompletnie, zupełnie, no, totalnie poszedłem, tak że - właściwie można powiedzieć: to cud, że przeżyłem" - opowiadał w autobiografii.
Do połowy lat 80. Stańko występował z różnymi muzykami m.in. z saksofonistą Tomaszem Szukalskim i perkusistą Edwardem Vesalą, nie pozostając na dłużej w żadnej z tych grup muzycznych. Swoją pasję poszukiwawczą Stańko porównywał w "Desperado" do sytuacji portugalskich żeglarzy, którzy stali w Lizbonie, widzieli przed sobą ocean i wiedzieli, że „tam coś jest!”; mieli nadzieję, że płynąc tam, zobaczą coś innego, tajemniczego. „Cały czas mam to poczucie tajemnicy, że w muzyce spotka mnie jeszcze coś dziwnego, że wkroczę w rejony, których nie znałem. I tam się będę kręcił”.
W 1985 roku założył zespół Freelectronic, w którym skoncentrował się na eksperymentach z brzmieniami syntetycznymi. Jednak w latach 90. Tomasz Stańko powrócił do grania akustycznego.
Był pierwszym Polakiem, który nagrał album w słynnej wytwórni płytowej ECM Records. Dla ECM nagrał swoją pierwszą autorską płytę pt. "Balladyna" z kwartetem, w skład którego wchodzili fiński perkusista Edward Vessala, Tomasz Szukalski i Dave Holland. Zaprosił też na sesję pianistę Marcina Wasilewskiego, basistę Sławomira Kurkiewicza i perkusistę Michała Miśkiewicza. Rezultatem było powstanie kwartetu, który w 2001 roku nagrał dla ECM album Soul of Things. Płyta ukazała się w 2002 roku. Wcześniej, bo w 1997 roku ECM wydało jedną ze sławniejszych płyt Stańki pt. "Litania". Nagrał ją z septetem w składzie Joakim Milder – saksofon sopranowy, saksofon tenorowy Bernt Rosengren – saksofon tenorowy, Bobo Stenson – fortepian, Terje Rypdal – gitara, gitara elektryczna, Palle Danielsson – bas, Jon Christensen – perkusja.
Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku przeprowadził się do USA. Zakończył wtedy też pracę z kwartetem. O tamtym okresie mówił, że wyszedł zdecydowanie z awangardy ale że idzie w kierunku upraszczania. Mówił też w "Desperado", że kiedy nagrywał "Litanię" najbardziej cieszył się z "Ballady" i motywu z "Rosemary's Baby", bo były proste. Z kolei w innej części książki stwierdził, że chociaż pracuje na prostymi kompozycjami to prostota szybko się dewaluuje więc musi coś dodać, skręcić i skomplikować.
Artysta angażował się w akcje promujące muzykę jazzową. Był organizatorem i dyrektorem znakomitego festiwalu "Jesień Jazzowa" w Bielsku-Białej. Tomasz Stańko koncertował niemal na całym świecie, występował i nagrywał m.in. z Cecilem Taylorem, Janem Garbarkiem, Peterem Warrenem, Stu Martinem, Donem Cherrym, Garym Peacockiem, Davem Hollandem, Dino Saluzzim, Adamem Makowiczem, Januszem Muniakiem, Zbigniewem Seifertem, Michałem Urbaniakiem. Nagrał około czterdziestu albumów, skomponował muzykę do kilkudziesięciu filmów, wśród których znalazły się "Pożegnanie z Marią" (reż. Filip Zylber), "Reich" (Władysław Pasikowski), "Egzekutor" (Filip Zylber) oraz spektakli teatralnych: "Balladyna", "Nienasycenie", "Wyzwolenie". Współpracował z Krzysztofem Warlikowskim.
Najważniejsze płyty autorskie Tomasza Stańki to m.in. "Music for K." (1970), "Witkacy - Pejotl" (1988), "Freelectronic: Switzerland" (1988),”Litania” (1997”, "Soul Of Things" (2002), "Suspended Night" (2004) i "Lontano" (2006).
Stańko był kolorowym ptakiem. Sam hodował masę ptactwa: papug, przepiórek japońskich. Razem z kilkadziesiąt sztuk. "Najgorsze były nimfy. Tak głośno gwizdał jeden samiec, że mury walił (...). W pewnym momencie straciłem nad tą całą menażerią kontrolę. Pootwierałem klatki i zostawiłem cały pokój do dyspozycji, zwiozłem im nawet piasek i duży pień drzewa. Po jakimś czasie przepiórki ganiały już po całym mieszkaniu, a część ptaków w ogóle pouciekała. Zacząłem rozdawać. Ostatnią parę nimf dałem Korze” – wspominał w jednym z wywiadów. Zmarł jeden dzień po Korze, tak jak ona, na nowotwór. (PAP)
Autor: Olga Łozińska
oloz/ dki/