Improwizacja jazzowa jest trochę jak stand-up bez użycia słów, za to z użyciem instrumentów - powiedział pianista jazzowy Piotr Orzechowski, znany jako Pianohooligan, w wywiadzie udzielonym PAP razem z saksofonistą Kubą Więckiem, z którym połączyła go artystyczna współpraca.
Polska Agencja Prasowa: Jak się poznaliście?
Kuba Więcek: Są dwie wersje.
Piotr Orzechowski: Widziałem cię pierwszy raz jak grałeś w Warszawie. To był twój koncert czy jam?
K.W.: To Piotr grał swój koncert w klubie 12on14, a po nim był Late Night Show, na którym grałem ja. Jego występ mi się bardzo podobał, a potem z rozmowy wyszło, że mój Piotrkowi też. Pomyśleliśmy, że kiedyś skrzyżujemy swoje drogi. Okazało się, że Piotr robi doktorat na Akademii Muzycznej w Krakowie, a ja tam zaczynałem wtedy studia.
P.O.: A to nie było po koncercie Doroty (Miśkiewicz - PAP)?
K.W.: … mogło też tak być.
PAP: A druga wersja?
K.W.: Kiedy chodziłem do liceum i zacząłem interesować się muzyką jazzową, jeździłem z rodzinnego miasta Rybnika do najbliższych miejsc, gdzie grali jazz - do Bielska, do Krakowa. Raz poszedłem na koncert zespołu Piotra - High Definition w Harrisie. Przedstawiliśmy się sobie, ale on tego nie pamięta. A potem spotkaliśmy się na jam session, gdzie nawet graliśmy razem i porozmawialiśmy.
PAP: Co was w sobie nawzajem zainteresowało, że postanowiliście razem grać?
K.W.: Obaj poszukujemy, ale w innych miejscach. Przez to możemy od siebie czerpać i inspirować się na różne sposoby. Jest w nas dużo pasji.
P.O.: Jazz fajnie pokazuje, co się dzieje w psychice człowieka. Lubię to obserwować. Dzięki muzyce zobaczyłem osobowość Kuby. Momentalnie wiedziałem, że nie tylko chcę z nim grać, ale też, że fajnie będzie po prostu pogadać. Może szukamy w innych rejonach, ale liczy się to, jaki mamy stosunek do materiału muzycznego.
PAP: Obaj studiowaliście za granicą - Piotr w Berklee College of Music w Walencji, Kuba w Rhythmic Music Conservatorium w Kopenhadze. Jakie są różnice między polskim a zagranicznym systemem edukacji?
P.O.: Polska próbuje naśladować niektóre utrwalone przez lata sposoby uczenia, co najczęściej ma wtórny skutek, szczególnie w jazzie, bo tu liczy się swoboda wypowiedzi. Ludzie mówią, że jazz to muzyka wolności, a potem uczą ludzi, że trzeba grać właśnie tak, a nie inaczej. W Berklee samookreślenie było podstawą, na którym dopiero się coś budowało. Bardziej skupiano się tam na tym, jak wdrożyć gotową wypowiedź w życie, nagrać materiał i go wypromować, kładziono nacisk na produkcję.
PAP: W Polsce mniej uczą o tym, jak odnaleźć się na rynku?
P.O.: W ogóle tego nie uczą.
K.W.: Mamy czysto teoretyczne i muzyczne przedmioty.
P.O.: To bagaż po nauczaniu muzyki klasycznej. Ważne jest tylko to, by być dobrym w tym, co robimy. Opanować technikę. Akademickość chciałaby nauczać tego, co jest możliwe do zmierzenia, oceny. To ważne, ale mało jest mowy o inwencji i o tym po co w ogóle gramy, dla kogo.
K.W.: Ja zacząłem studia w Amsterdamie. Uczelnia była podobna do tych w Polsce, ale trochę bardziej nowoczesna i na wyższym poziomie. W tamtym momencie jednak chciałem czegoś innego i przeniosłem się do Kopenhagi, gdzie mogłem w końcu grać własne utwory. Nie mieliśmy tam sztywnych wytycznych – to szkoła dostosowywała się do nas. Niesamowite doświadczenie.
P.O.: Z tego, co słyszę od studiujących tam ludzi, oczekiwano od nich, że będą tworzyć coś własnego.
K.W.: Studiując tam, nie można nie robić własnych projektów.
P.O.: … i nie kopiować w nich innych? Można skomponować „swój” utwór, który będzie podobny do czegoś co już słyszeliśmy gdzie indziej, co może być wtórne. Tak właśnie namawiają w Polsce, żeby czerpać z innych.
K.W.: W tej szkole każdy prezentował coś zupełnie wyjątkowego. Miał inne pomysły, inne brzmienie. Była tam mieszanka przeróżnych muzyków z całego świata, że nawet jakby się starać i próbować brzmieć jak niektórzy z nich to i tak doszlibyśmy do czegoś innego, swojego. Było bardzo zróżnicowane środowisko o przeróżnych zainteresowaniach.
PAP: Zatem wykształcenie, znajomość zasad i historii muzyki nie są potrzebne do tworzenia? Czy sztuka Picassa jest tak samo wartościowa jak kogoś, kto nigdy nie malował a teraz robi to bez żadnego przygotowania? Jak jest w przypadku improwizacji jazzowej?
P.O.: Picasso miał warsztat i podstawy, ale np. Francis Bacon nie miał, a jest dla mnie jednym z najwybitniejszych. On podważa tezę, że trzeba najpierw nauczyć się kanonu, żeby mówić później po swojemu. Ja jednak uważam, że język powinien być jak najbogatszy, aby mieć z czego wybierać. Szczególnie w jazzie istotne jest by poznać różne światy i barwnie opowiadać – również o rzeczach prostych.
K.W.: Wiedza nie zaszkodzi, ale czym dla jazzmanów są podstawy? Ważni są np. Charlie Parker, Miles Davis, Herbie Hancock, ale można grać jazz, wychodząc ze współczesnej muzyki klasycznej albo metalu. Podstawy niekoniecznie muszą być takie same dla każdego. Jest dużo świetnych muzyków, którzy nie zawsze mają jazzowy background. Jednak dla ludzi, którzy są zainteresowani stricte „jazzem-jazzem” wydaje mi się, że nauczenie tego języka muzycznego jest bardzo ważne, żeby być w stanie porozumiewać się z innymi.
PAP: Jak to się przekłada na wasze wspólne granie?
K.W.: Wspólnie umiemy wyczuć formę i narrację, a ciągle inspiruje nas coś innego. Gramy ze sobą jakieś dwa lata. Wykonywaliśmy dużo samej improwizacji, utwory Góreckiego, standardy jazzowe. Najczęściej to była czysta improwizacja, a tam decyzje muzyczne są podejmujemy razem, dosłownie w milisekundach.
P.O.: Właściwie na scenie dzieją się wtedy dziwne rzeczy, zapamiętywanie, decyzje, wybieganie w przyszłość.
K.W.: Wyczuwamy, że drugi muzyk chce coś zrobić i możemy się temu podporządkować lub pójść w inną stronę. To jak rozmowa i jak współodczuwanie.
P.O.: … jak stand-up bez użycia słów, z użyciem instrumentów.
PAP: Jakie są wasze najbliższe wspólne plany?
K.W.: Na początku przyszłego roku wychodzi płyta, którą nagraliśmy z ekwadorskim basistą Danielem Toledo i Michałem Miśkiewiczem. Teraz gramy ze sobą raz na kilka miesięcy, bo każdy ma własne projekty, ale wiemy, że czas na nas przyjdzie.
P.O.: Na razie badamy teren.
Piotr Orzechowski (ur. 1990) - pianista jazzowy i kompozytor, znany jako Pianohooligan. Należy do High Definition Quartet. Laureat licznych nagród, m.in. na festiwalu jazzowym w szwajcarskim Montreux, Współpracował m.in. z Krzysztofem Pendereckim, Philipem Glassem, Agatą Zubel, Marcinem Maseckim, Adamem Bałdychem, Pawłem Mykietynem. Nagrywał dla prestiżowej wytwórni Decca.
Jakub Więcek (ur. 1994) - saksofonista i kompozytor jazzowy. Jego album "Another Raindrops", nagrany z Michałem Barańskim i Łukaszem Żyłą, ukazał się w legendarnej serii Polskich Nagrań "Polish Jazz" jako pierwsze od 28 opublikowane w tym wydawnictwie dzieło - w dodatku do tej pory najmłodszego - debiutanta. Koncertuje m.in. z Piotrem Orzechowskim, Marcinem Maseckim i Kamilem Piotrowiczem. (PAP)
Rozmawiała: Olga Łozińska
oloz/ wj/