W czwartek ruszyła 10. edycja Greenpoint Film Festiwal (GFF) w Nowym Jorku. Pokazy w Stuart Cinema & Cafe oraz Film Noir Cinema trwać będą od 3 do 5 września. Miłośnicy kina zobaczą łącznie 11 filmów pełnometrażowych, w tym 8 polskich i 27 krótkich.
Organizatorzy festiwalu podkreślają, że ich celem jest tworzenie forum dla uznanych przez krytyków, prowokujących do myślenia twórców. Pragną przedstawić tych, którzy nie mają głosu w przemyśle filmowym.
10 edycja GFF po raz pierwszy prezentuje Polski Dzień z najnowszymi dokonaniami polskich artystów, w tym „Republikę dzieci” Jana Jakuba Kolskiego, „Ciotkę Hitlera” Michała Rogalskiego oraz „Zieję” Roberta Glińskiego.
Pośród dokumentów znajduje się m.in. „Przystanek Gliwice” mieszkającej w Nowym Jorku Larisy Baldovin. Wyprodukowała i reżyserowała film na podstawie swojej książki o żydowskich mieszkańcach Gliwic, którzy na Śląsk dotarli w ramach repatriacji z ZSRR.
Jak powiedziała PAP kuratorka polskich filmów Agata Drogowska, chociaż pojedyncze polskie produkcje trafiały wcześniej na coroczną imprezę, dzień polski stanowi novum.
„Zawsze mnie zastanawiało dlaczego podczas festiwalu na Greenpoincie, gdzie wciąż mieszka wielu Polaków, nie ma polskiego dnia promującego polskie kino. Teraz się udało. Inicjatywie przyklasnął nowy dyrektor wydarzenia Anthony Argento” - dodała.
Nawiązując do programu wyjaśniła, że chodziło o najnowsze filmy i tematykę, która może zainteresować amerykańskiego widza jak też znane miłośnikom kina w Nowym Jorku nazwiska. Tym uzasadniała m.in. wybór „Ciotki Hitlera”, filmu o tym jak Polacy pomagali Żydom w czasie II wojny światowej oraz „Zieji” o kapłanie, który się zasłużył w czasie zwycięstwa „Solidarności”.
Drogowska zwróciła uwagę, że Polacy będą mieli na festiwalu dwa dni. Drugi będzie promocją filmów telewizji polskiej.
Coroczne wydarzenie rozpoczęła w czwartek gala w polskim konsulacie. Prof. Andrzej Krakowski wygłosił wykład na temat polskich zdobywców Oscarów. Reżyser, scenarzysta i producent mówił, że zawsze intrygowało go dlaczego Polska przyznaje się tylko do 8 zdobywców Oscarów.
„W rzeczywistości ludzie urodzeni na terenach Polski zdobyli ponad 70 Oscarów. Usiłowałem prześledzić kryteria i logikę zaniżających tę liczbę polskich mediów, czy Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, bo tego nie rozumiałem i wciąż nie rozumiem” – przyznał.
Zauważył, że do „oscarowców” zalicza się np. Romana Polańskiego, który nie urodził się w Polsce i zrobił po polsku tylko jeden pełnometrażowy film fabularny „Nóż w wodzie”, ale nie Billy Wildera urodzonego w Suchej Beskidzkiej, który otrzymał siedem Oscarów, czy Freda Zinnemanna urodzonego w Rzeszowie, który zdobył ich pięć.
Krakowski akcentował, że było ponad 40 laureatów Oscara urodzonych w Polsce, lub przed wojną na ziemiach polskich. Zaliczył do nich m.in. kompozytora Bronisława Kapera oraz Samuela Goldwyna, obu urodzonych w Warszawie.
„Zamiast wybierać jednych i opuszczać drugich, powinniśmy być dumni ze wszystkich” – ocenił Krakowski, który jest profesorem filmu w nowojorskim City College.
Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski (PAP)
ad/ jm/