Po głodzie wojennym wyrastaliśmy na ludzi w biegu. Wszystko dla mnie było odkryciem – muzyka, teatr, kino i tak właściwie kształtuje się całe moje życie, że jestem dalej w biegu – mówi PAP aktor Stanisław Brudny. Jak wskazuje, dzięki takiemu podejściu nigdy nie jest z góry uprzedzony do tego, co nowe.
Stanisław Brudny (ur. 1930) to wybitny aktor teatralny, filmowy i telewizyjny, który pracuje także w radiu oraz dubbingu. W latach 1951–72 związany był z Teatrem Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach, a od 1972 r. występuje w Teatrze Studio w Warszawie. Zagrał ponad sześćset ról teatralnych, filmowych, radiowych i telewizyjnych. W środę został odznaczony Złotym Medalem "Zasłużony Kulturze Gloria Artis" w dziedzinie teatru.
Aktor zdradził, że karierę artystyczną wywróżyła mu Cyganka. "Gdy byłem dzieckiem, to niedaleko mojego domu rodzinnego w Pilźnie na Podkarpaciu zatrzymywał się obóz cygański. Pewnego razu przyszła do nas Cyganka i wzięła mnie na ręce, ja się natychmiast uspokoiłem. Ona mnie przytuliła do siebie i powiedziała mojej matce: to dziecko wyrośnie na jakiegoś artystę, bo ono patrzy poza ludźmi, głęboko, gdzieś w dal" - opowiadał.
Wyjaśnił, że nie jest to jedyna historia związana z jego rodziną i Cyganami. "Przed II wojną światową policjanci przywieźli do mojego miasteczka na rozprawę sądową jakiegoś Cygana i zatrzymali się u nas w domu, prosząc moją matkę o wodę, bo chcieli się umyć po podróży - wtedy z Tarnowa do Pilzna podróżowano furmankami, bo nie było innej możliwości. Ten Cygan stał u nas w sieni i w pewnym momencie spojrzał na matkę dając jej znak, żeby nic nie mówiła, uwolnił się z kajdanek i uciekł. Moja matka nie zdradziła, w którym kierunku pobiegł. Później za każdym razem, kiedy przyjeżdżali do nas Cyganie, to wspominaliśmy tę historię" - wspominał aktor.
Brudny skończył Gimnazjum w Pilźnie, w którym uczyli profesorowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Jak mówił, to był system nauczenia "już raczej uniwersytecki". Wspominał, że śpiewali np. studencki hymn "Gaudeamus igitur", mieli także przedmioty takie jak - propedeutyka filozofii czy łacina, które dzisiaj są "niespotykane" w gimnazjach. W jego ocenie taki system "dawał szeroką wiedzę i horyzonty".
"Człowiek wyrastał po tym głodzie wojennym, w czymś takim co ja nazywam - w biegu, doganianie. Zawsze byłem w biegu. Wszystko dla mnie było nowe - muzyka, teatr, kino. Wszystko było odkryciem i tak właściwie kształuje się całe moje życie, że jestem dalej w biegu" - zdradził aktor.
Wyjaśnił, że dzięki takiemu podejściu do życia nigdy nie jest "a priori uprzedzony do tego co nowe, co się pojawia". "Dopóki nie poznam czegoś to nie wyrażam negacji, a może i czasem aprobaty. Lubię przyjrzeć się nowym rzeczom i sprawdzić, jak smakują. W jego ocenie takie podejście do pewnych spraw, "poszerza horyzonty, bo człowiek nie zasklepia się w tym wszystkim".
Brudny wspominał, że w młodości miał szereg pomysłów na siebie. "Grałem na instrumencie w szkolnej orkiestrze, śpiewałem w chórze, myślałem o zdawaniu na Politechnikę, miałem nawet takie nieświadome ciągoty, bo człowiek nieświadomy był bardzo długo, do tego, żeby wyjechać na studia do Związku Radzieckiego na budownictwo okrętowe" - przyznał. Zaznaczył jednak, że "od tego pomysłu odciągnęła go matka".
Pytany, o swoją pracę w Teatrze Studio, mówił, że to, co go tam spotkało było dla niego "otwarciem oczu nie tylko na siebie, na aktora, a na artystów, którzy akurat w tym wypadku byli, w zasadzie, nazwiskami tego teatru - Józef Szajna i Jerzy Grzegorzewski". "Spotkałem tam wielu znakomitych artystów, z którymi nie tylko pracowałem, ale mogę dzisiaj powiedzieć - cieszyłem się ich i uznaniem i przyjaźnią - takimi byli Tadeusz Łomnicki, Zbyszek Zapasiewicz" - dodał.
Jak mówił, miał "wiele szczęścia przebywając w tym teatrze, bo spotykał artystów, którzy stanowili pewnego rodzaju wykładnię artystyczną". "Z tego powodu dalej mam sentyment do tego teatru" - dodał. (PAP)
autor: Katarzyna Krzykowska
ksi/ pat/