Kalina Jędrusik chciała, by rzeczywistość była bardziej barwna, szalona, wręcz odrealniona - mówi PAP Ula Ryciak, autorka biografii "Niemoralna. Kalina". Miała w sobie uwielbienie do przerysowania - dodaje. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego.
Polska Agencja Prasowa: Opowiada pani biografię Kaliny Jędrusik po kawałeczku, po trochu, wręcz kolejnymi częściami ciała: Oczy, Biust, Nadgarstki, Podniebienie. Skąd taki pomysł i czemu ma służyć ten zabieg?
Ula Ryciak: Poczułam, że skoro opowiadam historię seksbomby, osoby, która istnieje w masowej wyobraźni nie tylko jako aktorka, ale przede wszystkim jako ikona wolności i zmysłowej ekspresji; to ciało jest tu punktem wyjścia. Staje się osobnym bohaterem opowieści. Dlatego tak skonstruowałam książkę, by to ciało wyeksponować. Ale pokazuję je inaczej niż chciałaby nasza patriarchalna kultura, która definiuje ciało kobiety jedynie jako obiekt pożądania. Dla mnie ciało jest mapą, zapisem naszych przeżyć. Tych momentów, gdy coś się w nas przykurczyło na skutek jakiegoś bólu, coś zesztywniało pod wpływem cierpienia. Na tej mapie są chwile euforii i chwilę zranień, to co wyparte, to co ujawnione. A więc nie chodzi o ciało pojmowane w kategoriach estetycznych jako coś, co jest piękne czy brzydkie. To ciało rozumiane jako nasza osobista historia.
PAP: Przyjęło się uznawać Kalinę za tę polską Marilyn Monroe, czy rzeczywiście ona taka była? Czy sama się na taką kreowała?
U.R.: Kalina marzyła o tym, by stać się boginią i zawładnąć zbiorową wyobraźnią, chciała być aktorką światowego formatu. Była zafascynowana gwiazdami kina typu Bardot czy Monroe. Mówi się często, że to Dygat wymyślił koncepcję Kaliny jako Marilyn i "włożył" ją w swoje wyobrażenie. Ale to nie do końca prawda. Owszem, on chciał, by Kalina była polską Monroe, ale ona sama też bardzo pragnęła stać się kobietą symbolem. Wkładała dużo wysiłku w swój wizerunek kusicielki. Jej słynny trzepot rzęs, dekolty, pozy które przybierała, czy ten głosik z tak zwanym szmerkiem - wszystko to były atrybuty gwiazdy. Ale to stało się pułapką. Kalina nie miała szans, aby wyjść poza ten schemat w kinie, wciąż grała epizody uwodzicielek. Dopiero gdzieś u kresu życia zaczęła dostawać dużo bardziej złożone i ciekawsze role. Wtedy, gdy – paradoksalnie – ciało wymsknęło się z pożądanych ram, rozrosło się. Kalina przekroczyła ten schemat kobiety wabiącej, odsłoniła inny wymiar swoich aktorskich możliwości.
PAP: Czytając o jej relacjach ze Stanisławem Dygatem, ze zdziwieniem przyjęłam owe 10 punktów, według których Kalina miała postępować, zachowywać się…
U.R.: Dygat zrobił taką listę, ale trzeba to potraktować z pewnym przymrużeniem oka. Owszem, mąż Kaliny lubił zarządzać jej życiem i wizerunkiem. Dobrze czuł się w roli kreatora własnej żony, ale bądźmy szczerzy - Kalina była osobą pewną siebie i bardzo siebie świadomą. I nie było łatwo nią "zarządzać". Zawsze robiła to, co chciała. Nie stosowała się do niewygodnych dla niej reguł.
PAP: A ta jej poza demoralizatorki, tworzenie z siebie bohaterki, która epatuje seksem; jak to się stało, że przyjęła taką rolę?
U.R.: Za pozą demoralizatorki, która bardzo epatuje seksem, kryje się cała mozaika emocji, które temu towarzyszą. Podstawowym napędem do takiego działania jest potrzeba bycia zauważoną, docenioną, głód adoracji. Kalina miała to w sobie bardzo głęboko, i to sterowało jej życiem.
Taki głód zaczyna się na bardzo wczesnym etapie życia, w rodzinnym domu. U Kaliny ma on związek z relacją z matką, która była bardzo opiekuńcza, ale nie była osobą ciepłą. Kalina ma więc deficyt czułości - stąd to pragnienie, by być podziwianą, kochaną, to szukanie miłości w spojrzeniach innych.
Ta nadekspresja kobiecości, ciągła potrzeba inicjowania relacji miłosnych jest połączona z tym deficytem czułości od matki wiecznie zajętej gotowaniem, dbaniem o ład domowy.
PAP: Mówiłyśmy o tym, jak Dygat starał się tworzyć wizerunek Kaliny, a w którymś momencie na kartach pani książki pojawia się cytat z Krystyny Sienkiewicz, która mówiła, że "Starsi Panowie trzymali ją na cokole". Czy to zdanie trafia w punkt, przynajmniej, jeśli chodzi o pewien etap jej życia?
U.R.: Starsi Panowie we właściwym dla siebie eleganckim stylu stworzyli z Kaliny nowego typu kusicielkę. Z jednej strony była uwodzicielką, ale równocześnie była postacią bardzo liryczną, przełamaną żartem typowym dla Kabaretu Starszych Panów. Bywała w tym swoim kuszeniu bardzo komiczna. Dość szybko ta przewrotna formuła, wymyślona dla Kaliny, w którą idealnie się wpasowała, zyskała uznanie. Kalina zdobyła ogromną popularność i dzięki występom w Kabarecie Starszych Panów stała się gwiazdą. Żadna z jej wcześniejszych ról nie miała takiej siły rażenia, jak postać kreowana w Kabarecie.
PAP: A mimo tylu, fantastycznie zaśpiewanych piosenek, płyta Kaliny nigdy się nie ukazała, dlaczego?
U.R.: Tak, to jest smutne i trudne do wytłumaczenia. Nic dziwnego, że Kalina bardzo nad tym bolała. Choć pod koniec jej życia pojawiła się taka inicjatywa ze strony przyjaciół, żeby tę płytę nagrać, ale niestety Kalina nie doczekała jej wydania.
PAP: Wróćmy jeszcze na chwilę do tytułu książki: "Niemoralna. Kalina" To sugeruje, że na kartach tej książki muszą się znaleźć wątki jej miłości, kochanków, wzlotów miłosnych i tego, jak ona funkcjonowała w świecie damsko-męskim. Zapamiętałam takie zdanie "Kalina zakochiwała się ostentacyjnie, a Staś również w tym uczestniczył". Czy to jest konkluzja tego układu damsko-męskiego?
U.R.: W życiu uczuciowym Kaliny dużo było teatralności. Nigdy nie chodziło o sam poryw serca, ale też o niezwykłe okoliczności, które temu towarzyszyły. A zwłaszcza o emocje. Ona lubiła rozmach i dużą skalę. Jak coś robiła, to angażowała się w to na całego. Kiedy np. robiła kolację, to zamieniała proces gotowania w spektakl: zdobywała wyszukane produkty, które specjalnie na tę okazję kupowała, robiła prawdziwą ceremonię z wnoszeniem, ustawianiem, zachęcaniem do próbowania. Obserwowała reakcję tych, którzy jedli. Cały czas domagała się zachwytów, odpowiedzi. W relacje miłosne też wchodziła całą sobą, to znaczy angażowała się bardzo szybko, bardzo gwałtownie i jak nietrudno się domyśleć, miała też gigantyczne oczekiwania od tej drugiej strony.
Wszystkie te historie właściwie kończyły się podobnie: porzuceniem i rozpaczą. Ale tak, można powiedzieć, że Kalina była w tym zakochiwaniu ostentacyjna. Kiedy pod koniec życia odkryła przestrzeń życia duchowego, zainteresowała się bardzo religią, zaczęła chodzić do kościoła - to też robiła z pełnym zaangażowaniem: zaczęła jeździć na pielgrzymki, chciała poznać papieża itd. Można powiedzieć, że jej życie miłosne było spektakularne i zjawiskowe, ale ono po prostu było takie jak cała Kalina.
PAP: W społecznej świadomości mocno tkwi rola Zuckerowej w "Ziemi obiecanej", słynna scena w pociągu - ta rola chyba najbardziej jest kojarzona z Kaliną - i też nie zabrakło jej w pani książce.
U.R.: Choć nie jest to jej największa rola, z pewnością najbardziej znana i uchodząca za najśmielszą. Ja jednak wolę jej role, w których ujawnia więcej swoich możliwości aktorskich. Np. kreację z filmu "Lekarstwo na miłość", gdzie jest nie tylko zalotna, ale i niezwykle zabawna. Kalina miała wielki talent komediowy, który niestety bardzo rzadko był wykorzystywany przez reżyserów.
PAP: Wróćmy jeszcze na chwilę do tej celebracji jedzenia, o czym już pani mówiła. W książce pada zdanie, że "jedzenie w życiu Kaliny jest erotyką". Czy to jedno z drugim się wiązało?
U.R.: Zdecydowanie tak. Kalina kochała jeść i traktowało jedzenie jako zmysłową przyjemność. Zawsze, gdy wchodziła w nową relację, to gotowanie dla tego nowego mężczyzny było jej wielką namiętnością. Chodziła do specjalnych sklepów po wyszukane produkty, była w to bardzo zaangażowana. Podobno rzeczywiście dobrze gotowała i miała świetne wyczucie smaku.
PAP: Czy udało się pani dociec, na ile ona się zagubiła w tej autokreacji? Z jednaj strony ją cieszyło, gdy ją widzowie rozpoznawali na ulicy, a z drugiej strony nie do końca, gdy np. utożsamiali ją z niemoralną Zuckerową i pluli jej pod nogi…
U.R.: Ona chciała być popularna, chciała być boginią, ale po to, by być wielbiona. Tymczasem zawsze każdy, kto wystawia się na widok publiczny podejmuje ryzyko związane z odrzuceniem, bo będą ci, którzy wielbią, ale i ci, którzy wzgardzą. Kalina bardzo przeżywała to, że niektórzy ją krytykowali. Byli i tacy, którzy rzeczywiście ją obrażali i potępiali.
Kalina miała wielki temperament, była osobą bardzo emocjonalną: tak samo szybko wpadała w zachwyt, co w gniew. Lubiła żyć z fantazją, szukała w życiu odrealnienia, jakiejś lepszej rzeczywistości, ale często zderzała się z szarą rzeczywistością, w której niewiele było propozycji dla tak kolorowych ptaków jak ona.
Rozmawiała: Dorota Kieras (PAP)
dki/ pat/