Wydarzenia artystyczne, sesja naukowa oraz odsłonięcie tablicy pamiątkowej znajdą się w programie obchodów setnych urodzin Zuzanny Ginczanki. Wydarzenia jubileuszowe w Krakowie, gdzie poetka tragicznie zginęła w 1944 r., odbędą się w środę i czwartek.
Krakowskie urodziny organizuje Wydział Polonistyki UJ oraz Fundacja Miasto Literatury. Pierwszym wydarzeniem w programie obchodów będzie sesja naukowa na UJ. Konferencja ma mieć nietypową formę, ponieważ wystąpienie każdego z ekspertów potrwa tylko pięć minut, a dotyczyć będzie wybranego motywu w twórczości poetki.
„Mamy nadzieję, że konferencja pozwoli na różnorodne odczytania oraz nowe spojrzenia na biografię i twórczość Ginczanki” – napisali w programie obchodów organizatorzy. Na pierwszy dzień obchodów zaplanowano także projekcję filmu "Zuza i Lusia" w reż. Marcina Latałły oraz słuchowisko „Zuzanna albo beżowe, czarne, pomarańczowe” autorstwa Jarosława Mikołajewskiego.
W drugim dniu obchodów nastąpi odsłonięcie pamiątkowej tablicy na ścianie kamienicy przy ul. Mikołajskiej 26 – tam Ginczanka ukrywała się w czasie wojny i stąd została wyprowadzona przez Gestapo, a pod koniec 1944 r. rozstrzelana.
Na czwartek poeci (Urszula Honek, Radosław Kobierski, Małgorzata Lebda, Bronisław Maj, Joanna Oparek, Adam Wiedemann, Adam Zagajewski) będą w księgarni Bona rozmawiać o Ginczance oraz czytać jej wiersze. Po spotkaniu literatów nastąpi performance „Pokój Ginczanki”. Podczas widowiska na krześle, ustawionym na scenie, zasiądzie Maria Dębska, a naprzeciwko niej, na drugim krześle może usiąść każdy, by wysłuchać jednego wybranego przez aktorkę wiersza. Wiersz stanie się jedynym komunikatem między aktorką a odbiorcą – podczas spotkania nie padnie żadne inne słowo niż to napisane przez poetkę. Obchody zakończą pokazy filmów o Ginczance oraz dyskusje literackie.
Zuzanna Ginczanka (właściwie Sara Polina Gincburg) urodziła się w 15 marca 1917 r. w Kijowie, w mieszczańskiej rodzinie zasymilowanych Żydów. Wiersze pisała już jako 10-latka. W jej domu rodzinnym mówiło się po rosyjsku, ale Zuzanna, zafascynowana poezją Tuwima i prozą Ewy Szelburg-Zarembiny, samodzielnie nauczyła się języka polskiego. We wczesnym wierszu "Koniugacja" pisała: "kiełkujący kłączami wyraz/ wtargnął we mnie, wrósł jak ojczyzna;/mowa moja jest dla mnie krajem/urodzajnym, skibnym i dobrym".
"Znałem ją z Warszawy ze stolika Gombrowicza w Zodiaku. Obok Gizeli Ważykowej była tam najpiękniejszą kobietą. I chyba wtedy najmłodszą. Wyglądała jak Sulamitka. Miała jedno oko tak czarne, że aż tęczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z tęczówką w złote plamki. Wszyscy zachwycali się jej wierszami, w których, jak w jej urodzie, było coś z kasydy perskiej" - wspominał Jan Kott.
Debiutowała utworem "Uczta wakacyjna" (1931) zamieszczonym w gazetce polskiego gimnazjum w Równem, do którego uczęszczała. W 1934 r. jej wiersz "Gramatyka" został wyróżniony na Turnieju Młodych Poetów ogłoszonym przez "Wiadomości Literackie". W jury konkursu zasiadał Julian Tuwim, który dostrzegł talent Zuzanny i wspierał jej karierę poetycką.
Gdy po maturze podjęła w Warszawie studia na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Warszawskiego, zaprzyjaźniła się ze środowiskiem "Wiadomości Literackich" i "Skamandra". Od 1936 r. Ginczanka współpracowała z tygodnikiem satyrycznym "Szpilki" i to dzięki redakcyjnemu koledze Erykowi Lipińskiemu jej wiersze przetrwały wojnę. Bywała w ulubionym lokalu skamandrytów - kawiarni Ziemiańskiej, była też stałym gościem przy stoliku Witolda Gombrowicza w kawiarni "Zodiak".
"Znałem ją z Warszawy ze stolika Gombrowicza w Zodiaku. Obok Gizeli Ważykowej była tam najpiękniejszą kobietą. I chyba wtedy najmłodszą. Wyglądała jak Sulamitka. Miała jedno oko tak czarne, że aż tęczówka zdawała się przesłaniać źrenicę, a drugie brązowe z tęczówką w złote plamki. Wszyscy zachwycali się jej wierszami, w których, jak w jej urodzie, było coś z kasydy perskiej" - wspominał Jan Kott. Julian Tuwim mawiał o jej niezwykłych oczach: "Haberbusch i Schiele", co odnosiło się do nazwy browaru słynącego z produkcji jasnego i ciemnego piwa.
Pierwsze lata wojny Ginczanka spędziła we Lwowie, gdzie dostała pracę księgowej i wyszła za mąż za krytyka sztuki Michała Weinziehera. 17 września 1940 r. wstąpiła do Związku Radzieckich Pisarzy Ukrainy. Po zajęciu Lwowa przez Niemców musiała maskować swoje pochodzenie, co nie było łatwe ze względu na jej semicką urodę. Na Ginczankę - jako ukrywającą się Żydówkę - złożyła donos niejaka Chominowa, gospodyni kamienicy, gdzie poetka mieszkała. Nazwisko denuncjatorki znamy z jednego z ostatnich wierszy Ginczanki, rozpoczynającego się od horacjańskiej sentencji "Non omnis moriar", nawiązującego do "Testamentu mojego" Juliusza Słowackiego. Ginczanka napisała w nim: "Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,/ Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,/ Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla, / Donosicielko chyża, matko folksdojczera.
Prawdopodobnie po donosie jednego z sąsiadów, Ginczankę aresztowano i osadzono w więzieniu Montelupich. Została rozstrzelana na dziedzińcu więziennym, w grudniu 1944 r., na kilka dni przed wejściem do Krakowa wojsk radzieckich.
Jednak tym razem, mimo donosu, Ginczance udało się uciec. W 1943 r. wraz z mężem znalazła bezpieczne schronienie w Krakowie, gdzie ukrywała się w mieszkaniu Elżbiety Mucharskiej. Prawdopodobnie po donosie jednego z sąsiadów, Ginczankę aresztowano i osadzono w więzieniu Montelupich. Została rozstrzelana na dziedzińcu więziennym, w grudniu 1944 r., na kilka dni przed wejściem do Krakowa wojsk radzieckich.
Witold Gombrowicz pisał po wojnie do Stanisława Piętaka: "Proszę Cię, napisz mi kiedy, jaka była śmierć tej biednej Giny. Dlaczego piszesz, że ją męczono?[ ... ] Przypomniało mi się, jak kiedyś na Mazowieckiej, wracając do domu z +Zodiaku+ tłumaczyłem Ginie, że na tę zbliżającą się wojnę trzeba koniecznie zaopatrzyć się w truciznę. A ona się śmiała". (PAP)
bko/ aszw/ agz/