W kontaktach Rosji i Polski przemija zjawisko znane w przeszłości, kiedy dzieła literatury czy sztuki jednego kraju znane były w drugim i stawały się elementem jego kultury - mówił w piątek na spotkaniu w Moskwie Jurij Czajnikow, tłumacz literatury polskiej.
Na spotkaniu w Instytucie Polskim Czajnikow, autor ponad 50 przekładów dzieł literatury polskiej, w tym Sławomira Mrożka, Witolda Gombrowicza i Witkacego, opowiadał o tłumaczonych książkach, problemach translatorskich, a także o pierwszych swoich tłumaczeniach, które najpierw robił tylko dla siebie.
Do dorobku, za który uhonorowany został odznaczeniami w Polsce i w Rosji, doprowadziły go w latach 80. tłumaczenia dla radia tekstów polskich satyryków. Kolejnym etapem stał się Mrożek, którego opowiadania przetłumaczył dla "Literaturnej Gaziety", a następnie Gombrowicz.
W wielu przypadkach, które wspominał, przekład tworzył najpierw dla siebie czy po to, by podarować go komuś w prezencie. "Kiedy natykam się na jakiś bardzo dobry tekst, coś się ze mną dzieje" - przyznał tłumacz. Jak opowiadał, przekład jest częścią życia, a sam proces bywa wejściem w "inny stan świadomości".
Jak szczegółowo opisywał, stara się w trakcie tłumaczenia "wejść" w język autora, przyswoić go sobie, a nawet bawić się tym stylem. Rosyjski przekład "Margot" Michała Witkowskiego sprawdzał z kierowcami TIR-ów, tak aby uznali ten język za "swój". Tłumacząc Wojciecha Kuczoka pisał najpierw po polsku prozę w stylu tego pisarza, by wczuć się w język, a dopiero potem tworzył rosyjski przekład.
W dyskusji z publicznością tłumacz odpowiadał na pytania o dylematy pojawiające się przy tłumaczeniu na rosyjski pewnych nieprzekładalnych szczegółów, na przykład nazwy samochodu - "malucha". Podkreślał, że takie szczegóły życia codziennego uważa za ważne, i chwalił współczesną polską literaturę za wysiłek rejestrowania codziennego życia.
"Książka staje się książką, jeśli przynajmniej dwie osoby ją przeczytały i o niej porozmawiały" - mówił Czajnikow. Literaturę opisywał jako powód do tego, by ludzie spotykali się, rozmawiali i "może rozwiązywali jakieś swoje problemy".
Czajnikow, z wykształcenia ekonomista, ma również na koncie tłumaczenia polskich ekspertów w tej dziedzinie - Leszka Balcerowicza czy Grzegorza Kołodki.
Jest autorem rosyjskich przekładów Czesława Miłosza, Leszka Kołakowskiego, Stanisława Różewicza i polskiej prozy współczesnej - m.in. Witkowskiego, Jacka Dehnela, Sylwii Chutnik, Jacka Hugo-Badera, bardzo popularnego w Rosji Janusza L. Wiśniewskiego.
Jurij Czajnikow został uhonorowany odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej przyznawaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jego przekłady zdobywały też nagrody w Rosji.
W rozmowie z PAP tłumacz ocenił, że istnieją pewne okresy, kiedy kraje i kultury oddalają się od siebie. "To chyba jest złe, bo lepiej jest rozmawiać, i to zawsze można zrobić" - ocenił. Jednak, jak zauważył, w porównaniu z okresem sprzed kilkudziesięciu lat w obu społeczeństwach, polskim i rosyjskim, pojawiła się inna mentalność.
Mimo to można jego zdaniem uznać, że nieprzypadkowo oba narody znalazły się obok siebie, "Bóg po coś dał jednemu narodowi jeden język, a drugiemu inny", przy czym oba bardzo sobie bliskie. Różne okoliczności przeminą, pozostanie zaś słowo; "naszym zadaniem jest to słowo utrzymać, rozwijać i dalej przekazywać" - powiedział Czajnikow.
Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)
awl/ mc/