90 lat temu, 12 kwietnia 1929 r., w stoczni Chantiers et Ateliers Augustin Normand we francuskim Hawrze zwodowano pierwszy polski okręt podwodny. Losy ORP „Wilk” są ilustracją trudnej historii marynarzy walczących we wrześniu 1939 r. oraz u boku floty brytyjskiej do roku 1945.
Po odzyskaniu niepodległości polską flotę wojenną budowano niemal od zera, w oparciu o doświadczenia polskich marynarzy służących w marynarkach państw zaborczych. W 1920 r. do służby w marynarce wcielono poniemiecki nieuzbrojony okręt hydrograficzny ochrzczony jako ORP „Pomorzanin”. Był pierwszą jednostką morską pod polską banderą wojenną od XVII w. W kolejnych dwóch latach do floty włączano okręty przejmowane z dzielonej między zwycięskie państwa floty dawnego Cesarstwa Niemieckiego. Były to torpedowce, kanonierki, trałowce, kutry i motorówki. Wyporność największych z tych małych okrętów wynosiła ok. 400 ton.
Dalszy rozwój sił morskich ograniczała fatalna sytuacja gospodarcza pierwszej połowy lat dwudziestych oraz brak większego portu morskiego. Pierwsze plany budowy silnej floty można określić jako życzeniowe. Zakładały nawet pozyskanie dwóch pancerników i sześciu krążowników. Postulowano również pozyskanie aż 42 okrętów podwodnych (w ówczesnej terminologii „łodzi”).
Wodny sojusznik
W 1921 r. Polska zawarła sojusz polityczno-wojskowy z Francją, krajem o ogromnej tradycji morskiej i potężnej, stale rozbudowywanej flocie wojennej. Zapisy tajnej konwencji wojskowej były niezwykle korzystne dla III Republiki oraz jej przemysłu wojskowego, który przeżywał trudności spowodowane spadkiem zamówień po zakończeniu I wojny światowej. Francja miała udzielić Polsce specjalnego kredytu na rozwój sił zbrojnych. Zamówienia dla floty miały być realizowane wyłącznie w stoczniach francuskich. Francuskim planom przyświecały nie tylko korzyści ekonomiczne, lecz i względy strategiczne.
W roku 1924 szef Sztabu Generalnego gen. Stanisław Haller odwiedził Francję. Podczas rozmów z tamtejszą generalicją poruszono temat zadań polskiej floty w wypadku ewentualnej wojny z Niemcami. Francja jednoznacznie stwierdziła, że nie wprowadzi na Bałtyk swojej floty. Zadanie sparaliżowania niemieckiego transportu morskiego miało przypaść Polsce. Do tego zadania dobrze nadawały się okręty podwodne oraz kontrtorpedowce (niszczyciele). Przyjęty w tym samym roku plan zakładał budowę dwunastu okrętów podwodnych w ciągu 12 lat. W kolejnym roku ich liczbę ograniczono do sześciu. Jeszcze większe redukcje dotyczyły pozostałych typów okrętów – niszczycieli i torpedowców.
W kwietniu 1926 r. po kilkumiesięcznych pertraktacjach podpisano umowę na budowę dwóch okrętów. Miały to być niszczyciele klasy Bourrasque („burza śnieżna”). Pierwszy z nich – „Wicher” – miał być zbudowany w ciągu 27 miesięcy od daty podpisania umowy, 12 miesięcy później Polska miała otrzymać drugi – „Burzę”. Planowano także budowę trzech podwodnych stawiaczy min typu „Wilk”. Zastosowane w nich rozwiązania techniczne zostały częściowo skopiowane z francuskich stawiaczy min „Saphir” oraz podobnych niemieckich jednostek z okresu I wojny światowej.
„Wilki” miały być dużymi, jak na warunki Bałtyku, okrętami podwodnymi o wyporności nawodnej 980 ton i podwodnej 1248 t. Miały liczyć 78 m długości. Na wodzie miały osiągać prędkość 14,5 węzła, pod wodą 9,5. Zapas paliwa pozwalał na przebycie 3500 mil morskich. Okręty miały zostać uzbrojone w działa kalibru 100 mm, działo przeciwlotnicze kalibru 40 mm, pięć wyrzutni torped, oraz 38 min umieszczanych na powierzchni za pomocą wyrzutni rufowych. Załoga miała składać się z około pięćdziesięciu marynarzy i oficerów.
Umowę na budowę pierwszego okrętu podpisano 1 grudnia 1926 r. Miała się zakończyć po 29 miesiącach, kolejnego okrętu po 31, trzeciego: 33. Później miały rozpocząć się trwające kilka miesięcy próby morskie. ORP „Wilk” budowano w Hawrze, „Rysia” w Nantes, „Żbika” w Blainville koło Caen. Pierwsze nity wbito uroczyście w maju 1927 r. Wkrótce jednak pojawiły się poważne opóźnienia w budowie okrętów.
12 kwietnia 1929 r. na wodę został spuszczony „Wilk”. Mimo oficjalnego zakończenia budowy wciąż trwało wyposażanie okrętu, a następnie próby morskie. Wcześniej do Francji przybyli marynarze i oficerowie, którzy mieli zostać przeszkoleni w Polskiej Szkole Pływania Podwodnego w Tulonie. Podczas prób morskich ORP „Wilk” został oceniony bardzo dobrze. Dopiero 31 października podniesiono na nim polską banderę i włączono go w skład marynarki wojennej. Pierwszym dowódcą został kapitan marynarki Aleksander Mohuczy. 19 listopada okręt wyruszył do Gdyni. 4 grudnia ORP „Wilk” i jego bliźniak „Ryś” znalazły się w składzie tymczasowej Grupy Łodzi Podwodnych i Dywizjonu Minowców.
Mimo opóźnień w otrzymaniu okrętów oraz niedostatków ich uzbrojenia włączenie nowych jednostek podwodnych oraz niszczyciela ORP „Wicher” zmieniło układ sił na Bałtyku. W przypadku wojny spętana ograniczeniami traktatu wersalskiego flota niemiecka nie mogłaby działać bezkarnie. Szczególnym walorem nowych okrętów mogło być sparaliżowanie przez nie żeglugi na Zatoce Gdańskiej przez jej zaminowanie. W ten sposób Polska zyskiwała atut w wypadku konfliktu o Wolne Miasto Gdańsk lub proponowanej po dojściu Hitlera do władzy prewencyjnej wojny z Niemcami.
Ważnym zadaniem budowanej floty było też manifestowanie polskiej obecności na Bałtyku. Miały temu służyć liczne wizyty w portach sąsiednich państw. Już w sierpniu 1932 r. grupa okrętów, na czele z „Wichrem”, znalazła się w Sztokholmie. Dwa lata później jednostki podwodne dopłynęły do Amsterdamu. W 1936 r. gościły w Rydze. Istotną misją okrętów było także szpiegowanie na sowieckich wodach terytorialnych. Wiedza na temat tych misji jest bardzo ograniczona. Wiemy, że w 1936 r. w pobliżu Leningradu do wynurzenia zmuszono „Rysia”. Mimo skandalu dyplomatycznego przed polską opinią publiczną całkowicie ten incydent ukryto. Prawdopodobnie w podobnych misjach brał udział i „Wilk”.
Pod koniec lat trzydziestych rozpoczęto modernizacje liczących dekadę podwodnych stawiaczy min. Wymieniono uzbrojenie przeciwlotnicze. Planowano również montaż szumonamierników. Mimo wysiłków dowództwa i załóg podwodne stawiacze min znacząco ustępowały wprowadzanym do służby oceanicznym okrętom podwodnym – ORP „Orzeł” i „Sęp”.
W marcu 1938 r. nowym dowódcą „Wilka” został młody, doskonale wykształcony kpt. Bogusław Krawczyk. Dobrze znał okręt i jego załogę, ponieważ służył na jego pokładzie przez niemal dwa lata. Od lutego 1936 do grudnia 1937 r. był zastępcą dowódcy „Żbika”. Od wiosny 1939 r. polskie okręty pozostawały niemal w stałej gotowości bojowej. Gorączkowo przygotowywano załogi i sprzęt.
Wielkie zanurzenie
Dla załogi „Wilka” wojna rozpoczęła się ok. 5:30 1 września 1939 r. nieudanym atakiem niemieckich wodnosamolotów na port wojenny na Oksywiu. Niemal w tym samym czasie dowódca okrętu otrzymał rozkaz wyjścia w morze. Po godzinie 6:30 „Wilk” po raz pierwszy w tej wojnie znalazł się w zanurzeniu. Trzy godziny później dowódca otrzymał rozkaz otwarcia zalakowanej koperty zawierającej szczegółowe wytyczne do realizacji operacji „Worek”, której celem było zaminowanie wód Zatoki Gdańskiej. „Wilkowi” przypadł jeden z najtrudniejszych odcinków akwenu. Był on szczególnie intensywnie patrolowany przez niemieckie samoloty. W ciągu kolejnych godzin stale ogłaszano alarmy bojowe. Podczas jednego z nich udało się zaobserwować dwa kontrtorpedowce. Zrezygnowano z ataku torpedowego z powodu zbyt dużej odległości od niemieckich okrętów.
Następnego dnia okręt przygotowywał się do ataku na niszczyciel „Leberecht Maass”. Wystrzelenie torpedy byłoby pierwszym w tej wojnie atakiem na okręt Kriegsmarine. Plany załogi pokrzyżowało pojawienie się dwóch trałowców, które zauważyły wystający ponad wodę peryskop „Wilka”. Około południa okręt został zaatakowany bombami głębinowymi zrzucanymi z dwóch trałowców. „Wilk” przetrwał atak na głębokości ok. 60 metrów. Seria wybuchów spowodowała nieszczelność zbiorników paliwa i pojawienie się na wodzie plam ropy. Skłoniło to Niemców do wysnucia wniosku, że zaatakowany przez nich okręt zatonął.
Wieczorem 2 września „Wilk” wpłynął do portu na Helu. Po niepowodzeniu operacji „Worek” planowano kolejne akcje stawiania min, głównie w celu obrony półwyspu przed atakiem z morza. Następnego dnia okręt postawił w Zatoce Gdańskiej ok. 20 min. Prawdopodobnie jedna z nich zatopiła w grudniu 1939 r. niemiecki kuter rybacki. Wieczorem 3 września na Zatoce Gdańskiej „Wilk” spotkał okręt ORP „Orzeł”. Jednostki zbliżyły się na odległość głosu. Według jednej z relacji dowódca „Orła” kmdr Henryk Kłoczkowski przekazał dowódcy „Wilka” bardzo pesymistyczny obraz sytuacji na froncie, który, jak ocenił jeden z członków załogi, „był podszyty strachem”.
5 września okręt przeżył największy atak lotniczy, do którego dołączył jeden z niemieckich trałowców. W wyniku uszkodzeń osiadł na dnie. Po kilkunastu godzinach wynurzył się. W tym czasie Niemcy zdążyli opublikować komunikat o zatopieniu polskiego okrętu.
W kolejnych dniach bardzo poważne uszkodzenia uniemożliwiały skuteczne manewrowanie okrętem. Fatalny stan „Wilka” doprowadził m.in. do niepowodzenia ataku torpedowego na niemiecki szkolny okręt artyleryjski. Rozczarowanie załogi wywołało także odwołanie ataku na niemiecki konwój handlowy, który prawdopodobnie podążał do Królewca. Zgodnie z przestrzeganymi na początku wojny zapisami konwencji międzynarodowych załoga miałaby bowiem obowiązek ostrzeżenia i uratowania załóg atakowanych jednostek.
10 września woda wdzierała się do wnętrza okrętu. Doszło też do awarii jednego z silników. Dowódca otrzymał rozkaz pozostania jak najdłużej na Bałtyku, a następnie skierowania się do Wielkiej Brytanii. Naprawa uszkodzeń w neutralnym porcie, na Helu lub w Gdyni, była niemożliwa. Większość załogi opowiedziała się więc za natychmiastowym przedarciem się do Wielkiej Brytanii. Następnego dnia w Zatoce Meklemburskiej okręt próbował dokonać ataku na wchodzący do służby ciężki krążownik „Admiral Hipper”. Jego załoga wykryła jednak niezidentyfikowany obiekt podwodny i oddaliła się na bezpieczną odległość. W Cieśninie Sund okręt minął dwa niemieckie niszczyciele. Odległość od przeciwnika wynosiła zaledwie kilkadziesiąt metrów.
Wreszcie 19 września kpt. Krawczyk nawiązał kontakt z dowództwem brytyjskiej marynarki wojennej oraz polskim attaché morskim w Londynie. Na spotkanie „Wilka” wysłano brytyjski niszczyciel, który miał odeskortować go do bazy w Rosyth, a po pobraniu paliwa do Scapa Flow. Rano 22 września został powitany przez dowódcę bazy, który zgodnie ze starym brytyjskim zwyczajem wręczył Polakom udziec sarni. „W miarę jak mijaliśmy poszczególne jednostki załogi, podnosząc czapki, krzyczały trzykrotnie +hura!+ I to na naszą cześć. Łzy ciurkiem ciekły mi po twarzy” – wspominał jeden z oficerów „Wilka”.
Uratowanie „Wilka” i „Orła” w połączeniu z internowaniem trzech pozostałych okrętów w Szwecji było ciosem dla Kriegsmarine, której we wrześniu nie udało się zatopić żadnego z polskich „drapieżników”. Paradoksalnie sukces „Wilka” wywołał niepokój Brytyjczyków, ponieważ polski okręt przeszedł niezauważony przez patrolowane przez ich flotę sektory Morza Północnego. 7 października dowódca okrętu wraz z całą załogą został powitany przez króla Jerzego VI, który przybył do Scapa Flow.
Przeklęty okręt
Kilka dni po przybiciu do Scapa Flow załoga samodzielnie rozpoczęła naprawy swojego okrętu. Nieco później rozpoczął się całościowy remont w miejscowej stoczni. W listopadzie z załogą spotkał się premier Władysław Sikorski. Wydarzenie to nie przebiegło jednak w dobrej atmosferze, ponieważ Naczelny Wódz odznaczył jedynie dowódcę okrętu, obiecując jednocześnie nadesłanie kolejnych wyróżnień.
Pod koniec listopada „Wilk” znalazł się w składzie brytyjskiej 2. Flotylli Okrętów Podwodnych. 29 listopada wyszedł w pierwszy patrol. W jego trakcie brytyjskie media po raz pierwszy podały tajną dotąd informację o przedarciu się dwóch polskich okrętów.
Podczas jesiennych rejsów po Morzu Północnym załoga „Wilka” zmagała się z wieloma awariami. Zdecydowano więc o przeprowadzeniu kapitalnego remontu. O odesłaniu „Wilka” do stoczni przesądziła kolizja z „Orłem”, do której doszło 30 stycznia 1940 r. podczas wchodzenia do portu w Rosyth. Kilkumiesięczny postój w stoczni w Dundee wpłynął na demoralizację pozbawionej zajęcia załogi. Mnożyły się przypadki wywoływania awantur i niesubordynacji. W kwietniu 1940 r. dowódca „Wilka” kmdr Krawczyk wyruszył z tajną misją do Szwecji. Jej celem było wydostanie polskich załóg i okrętów internowanych tam we wrześniu 1939 r. Wszelkie plany pokrzyżowała klęska Danii i Norwegii oraz zachowanie neutralności przez Szwecję.
Na nastroje załogi „Wilka” wpłynęło też zaginięcie „Orła”. W tym czasie w trakcie patrolu bojowego na Morzu Północnym doszło także do niezwykłego wydarzenia. Zastępujący kmdr. Krawczyka kpr. Bolesław Romanowski dostrzegł znajdujący się w odległości 400 m okręt podwodny. Nie mając wiedzy na temat jego bandery, zdecydował się na jego staranowanie. Nigdy nie udało się ostatecznie potwierdzić, czy zaatakowany okręt został zatopiony. W tamtym okresie w tym rejonie zaginęły dwa niemieckie U-Booty oraz sojuszniczy okręt podwodny marynarki holenderskiej.
Decyzja o staranowaniu zaobserwowanej jednostki oraz niepewność co do rzeczywistego przebiegu tych wydarzeń doprowadziły do dalszego pogorszenia stosunków pomiędzy oficerami „Wilka” a dowództwem polskiej marynarki wojennej. Na morale wpływały też powtarzające się awarie, które uniemożliwiały wypełnianie zadań patrolowych. Wśród załogi zaczęła krążyć opinia, że okręt jest przeklęty. W dowództwie zaś narastało przekonanie, iż nadszedł czas na wycofanie „Wilka” i zastąpienie go nowoczesną konstrukcją brytyjską.
W maju 1941 r. kmdr Krawczyk zwrócił się o odwołanie go ze stanowiska. Spotkał się z odmową. Decyzja dowództwa polskiej floty miała tragiczne konsekwencje. „Wilk” pozostawał wówczas w remoncie. Bezczynna załoga wdawała się w kolejne awantury. Jeden z członków załogi wdał się w bójkę z brytyjskim żandarmem, a po aresztowaniu został „odbity” przez swoich kolegów. Kmdr Krawczyk był wówczas w Londynie. Po powrocie usiłował zatuszować całą sprawę. Prawdopodobnie informacje o tych wydarzeniach dotarły do Kierownictwa Polskiej Marynarki Wojennej. 18 lipca 1941 r. Krawczyk otrzymał telefoniczną informację o odwołaniu ze stanowiska. Podpisał akt przekazania dowództwa kpt. Jerzemu Koziołkowskiemu. Następnego dnia popełnił samobójstwo przez strzał w serce. Cztery dni później został pochowany na cmentarzu w Dundee. Według oficjalnego komunikatu śledczych przyczyną samobójstwa były „sprawy osobiste”. 11 sierpnia z załogą „Wilka” spotkał się gen. Sikorski. Oskarżył ich o zaprzepaszczenie legendy okrętu i zagroził sądem.
Przez kolejne miesiące „Wilk” nie wyszedł w morze. 2 kwietnia 1942 r. został przesunięty do rezerwy. Przez kolejne lata pełnił funkcje szkoleniowe w porcie w Davenport. W 1947 r. przedstawiciele „ludowego” Wojska Polskiego zaproponowali wymianę „Wilka” i „Burzy” na dwa w miarę nowoczesne, lecz niepotrzebne Royal Navy niszczyciele eskortowe. Brytyjczyków mogła skusić możliwość pozyskania większej ilości złomu niż z eskortowców. Ostatecznie, z powodu ciągłego pogarszania się stosunków z państwami kontrolowanymi przez ZSRS, nie doszło do zawarcia układu.
W 1950 r. Brytyjczycy zażądali zabrania rdzewiejących „Burzy”, „Wilka” i dwóch ścigaczy. Wszystkie odholowano do Gdyni w 1951 r. ORP „Burza” został włączony do floty jako okręt przeciwlotniczy, a następnie okręt-muzeum. Funkcję tę pełnił do połowy lat siedemdziesiątych. „Wilk” także został udostępniony zwiedzającym. Finalnie jednak, ze względu na katastrofalny stan techniczny i nieopłacalność pomysłów przebudowy na okręt szkolny, został wycofany i zezłomowany w 1955 r. Dziś część jego wyposażenia można oglądać w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni.
Michał Szukała (PAP)
szuk / skp /