W Katowicach odbyła się projekcja filmu "Polskie obozy koncentracyjne", dokumentu poświęconego ofiarom represji komunistycznych i obozom, które powstawały na terenie Śląska od końca II wojny światowej. Film został oparty na wspomnieniach trzech więźniarek.
Film trwa 45 minut. Trzy byłe więźniarki opowiadają o tym, co je spotkało, kiedy trafiły do obozów w Świętochłowicach-Zgodzie i Jaworznie. Mówiły o głodzie, chorobach i śmierci. "To były dwie Ukrainki i Ślązaczka. Nie było trudno do nich dotrzeć. Trudno było je przekonać (do wspomnień przed kamerą - PAP)" - powiedział reżyser dokumentu Paweł Sieger.
Największe kontrowersje wzbudził tytuł filmu - "Polskie obozy koncentracyjne". Sam autor powiedział, że w internecie znalazł "wpisy odsądzające go od czci i wiary". "Trudno się rozmawia o ciemnych kartach własnej historii" - powiedział PAP Sieger. Dodał, że to "jest bardzo trudny temat", bo obozy powstawały w czasach wprowadzania systemu komunistycznego. W zapowiedzi do filmu napisano, że system obozów tworzono od lipca 1944 roku.
Film trwa 45 minut. Trzy byłe więźniarki opowiadają o tym, co je spotkało, kiedy trafiły do obozów w Świętochłowicach-Zgodzie i Jaworznie. Mówiły o głodzie, chorobach i śmierci. "To były dwie Ukrainki i Ślązaczka. Nie było trudno do nich dotrzeć. Trudno było je przekonać (do wspomnień przed kamerą - PAP)" - powiedział reżyser dokumentu Paweł Sieger.
Historyk Uniwersytetu Śląskiego prof. Ryszard Kaczmarek tłumaczył, że ta historia nie ma przełożenia na współczesną politykę. Dodał, że cały czas prowadzi się dyskusję, jak "te wydarzenia nazwać". Uważa, że właśnie takie podejście powoduje "odejście od meritum dyskusji", chociaż "chyba bardziej słusznie należałoby powiedzieć obozy koncentracyjne w Polsce".
Kaczmarek przypomniał, że kiedyś prowadzono taką dyskusję o stalinizmie: czy można mówić o polskim stalinizmie, czy stalinizmie w Polsce. "Raczej większość historyków - i słusznie - mówiła o tym, że to zjawisko ma charakter o wiele szerszy, wobec tego określenie stalinizm w Polsce jest poprawne" - tłumaczył. Jego zdaniem mówienie "o samej terminologii jest ucieczką od tego, co jest istotą sprawy", czyli istnienia systemu obozów, w których zatrzymywano ludzi najczęściej bez sankcji prokuratorskiej, nie tylko w Świętochłowicach-Zgodzie i Jaworznie, ale także np. w Mysłowicach i Siemianowicach Śląskich.
Projekcja filmu odbyła się w Kinoteatrze Rialto. Udział w niej wziął także lider Ruchu Autonomii Śląska oraz członek zarządu województwa śląskiego dr Jerzy Gorzelik. Powiedział, że jest przekonany, iż intencją autora filmu było sprowokowanie do myślenia i pobudzenie do dyskusji. "To jest potrzebne. Wciąż spotykamy się z ignorancją i niewiedzą na temat tego, co się działo na Górnym Śląsku i nie tylko w różnych częściach państwa polskiego w 1945 roku i w latach kolejnych" - mówił. Jego zdaniem najwięcej kontrowersji w obecnych czasach budzi ten aspekt polityki, który "nie wynikał wprost ze stalinowskiego komunizmu, ale z nacjonalizmu".
Odnosząc się do tytułu prezentowanego filmu, Gorzelik oświadczył, że preferuje w tym przypadku określenie "polskie komunistyczne obozy koncentracyjne".
W minioną sobotę ulicami Katowic, Chorzowa i Świętochłowic do miejsca dawnego obozu w Świętochłowicach-Zgodzie przeszedł - zorganizowany przez Ruch Autonomii Śląska - IV Marsz na Zgodę upamiętniający mieszkańców Śląska represjonowanych w latach 1945-1948. Organizowane od czterech lat Marsze na Zgodę to forma hołdu dla ofiar represji komunistycznych na Śląsku, określanych przez historyków mianem Tragedii Górnośląskiej. (PAP)
ktp/ hes/ jbr/