W Muzeum Holokaustu w Budapeszcie odbyły się w piątek uroczystości związane z setną rocznicą urodzin Raoula Wallenberga, szwedzkiego dyplomaty, który jako sekretarz ambasady Szwecji uratował przed zagładą w 1944 roku ponad 100 tysięcy węgierskich Żydów. Po wejściu Armii Czerwonej Wallenberg zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach.
"Holokaust jest tragedią wszystkich, a przezwyciężenie przeszłości to wspólne zadanie Węgrów" - powiedział minister ds. integracji społecznej Zoltan Balog. Przypomniał, że węgierski parlament ogłosił rok 2012 Rokiem Raoula Wallenberga.
"We współczesnym życiu nie ma miejsca na nienawiść. Władze Węgier potępiają wszystkie akty o charakterze rasistowskim, antysemickim i ekstremistycznym" - zapewnił przedstawiciel rządu, nawiązując między innymi do czerwcowego incydentu w Budapeszcie, kiedy nieznani sprawcy zbezcześcili pomnik Wallenberga, zawieszając na nim kilka świńskich nóg. Sprawców do dziś nie znaleziono.
"Na Węgrzech nikt nie może żyć w strachu" - podkreślił Szabolcs Mehs, dyrektor wykonawczy Fundacji Upamiętnienia Holokaustu na Węgrzech.
W piątkowych uroczystościach wzięli udział przedstawiciele Węgierskiego Związku Żydowskich Gmin Wyznaniowych.
Wallenberg jako szwedzki dyplomata w Budapeszcie ratował Żydów wystawiając im paszporty swego kraju. Stworzył całą sieć kontaktów, dystrybucji żywności i lekarstw, koordynował swoje starania z nuncjaturą apostolską w Budapeszcie, szwedzkim i międzynarodowym Czerwonym Krzyżem.
Węgierski historyk Christian Ungvary postawił tezę, że Wallenberg zginął, ponieważ znał prawdę o zbrodni katyńskiej. W składzie 12-osobowej, międzynarodowej komisji lekarskiej, która wiosną 1943 r. z ramienia Niemców, udała się do Katynia, znajdował się bowiem węgierski biegły medycyny sądowej profesor Ferenc Orsos. Wallenberg zapoznał się potem z jego wstrząsającym sprawozdaniem, wskazującym na NKWD jako sprawcę mordu.
17 stycznia 1945 roku po wkroczeniu Armii Czerwonej do Budapesztu został zatrzymany przez NKWD pod zarzutem szpiegostwa na rzecz USA i wywieziony do Moskwy, a potem prawdopodobnie na Syberię. Okoliczności jego śmierci nie są znane. W 1957 roku strona radziecka oświadczyła, że Wallenberg zmarł w 1947 roku w moskiewskim więzieniu na Łubiance. Tę wersję podważają jednak późniejsze relacje świadków, którzy twierdzili, że Wallenberg jeszcze w latach 70. był więziony w obozach Gułagu. Do dziś szwedzki rząd bezskutecznie domaga się od Rosji wyjaśnień w sprawie jego losów.
Węgierski historyk Christian Ungvary postawił tezę, że Wallenberg zginął, ponieważ znał prawdę o zbrodni katyńskiej. W składzie 12-osobowej, międzynarodowej komisji lekarskiej, która wiosną 1943 roku z ramienia Niemców, udała się do Katynia, znajdował się bowiem węgierski biegły medycyny sądowej profesor Ferenc Orsos. Wallenberg zapoznał się potem z jego wstrząsającym sprawozdaniem, wskazującym na NKWD jako sprawcę mordu.
Pośmiertnie Wallenberg otrzymał tytuł Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata oraz honorowe obywatelstwa Stanów Zjednoczonych, Kanady i Węgier.
W 1987 roku wystawiono mu w Budapeszcie pomnik. Taki sam pomnik stoi w Tel Awiwie. Oba są dziełem węgierskiego rzeźbiarza Imre Vargi. Na granitowej płycie wyryto łacińskie przysłowie: "Jak długo uśmiecha się do ciebie szczęście, tak długo masz wielu przyjaciół. W nieszczęściu pozostajesz sam".
W czerwcu br. nieznani sprawcy po sprofanowaniu pomnika Wallenberga nanieśli również antysemickie hasła na pomnik Ofiar Holokaustu w Budapeszcie na nabrzeżu Dunaju, w miejscu, gdzie węgierscy faszyści rozstrzeliwali Żydów wrzucając ich zwłoki do wody: "To nie wasz kraj, brudni Żydzi, tu was zastrzelimy" – napisano na pomniku. Przedstawiciele mniejszości żydowskiej ostrzegli wówczas, że "Węgry zalewa nowa fala nienawiści rasowej" i wezwali władze, by podjęły kroki w celu zapobieżenia antysemickim incydentom.
Komentując piątkowe uroczystości węgierskie media przypomniały, że były dyrektor Muzeum Holokaustu, otwartego w 2004 roku w siedzibie dawnej synagogi w IX dzielnicy Budapesztu, profesor Gyorgy Harsanyi, został zwolniony w maju 2011 roku przez nowo powołaną radę kustoszów. Prawicowe władze Węgier zarzuciły mu wówczas, że "w złym świetle ukazuje związki Węgier z nazistowskimi Niemcami". Na jednej z wystaw muzeum, obok fotografii Miklosa Horthyego, regenta Węgier w latach 1920-1944, pojawiły się bowiem zdjęcia ukazujące deportacje żydowskiej mniejszości narodowej.
Oficjalnie władze w Budapeszcie uznają, że do Holokaustu węgierskich Żydów doszło dopiero w roku 1944, podczas rządów węgierskich faszystów, strzałokrzyżowców Ferenca Szalasiego.
Andrzej Niewiadowski z Budapesztu (PAP)
adn/ awl/ ro/