Nastawienie Francji i Wielkiej Brytanii we wrześniu 1939 r. odpowiada za to, że wojna nie skończyła się, ale musiała trwać jeszcze blisko sześć lat. Duża szansa na zasadnicze osłabienie możliwości dalszego prowadzenia przez Hitlera działań otwarła się właśnie wtedy na odsłoniętym przez niego froncie zachodnim. Jednak została ona zmarnowana – mówi PAP prof. Andrzej Nowak, historyk z PAN i UJ.
Polska Agencja Prasowa: Jakie było znaczenie sprawy polskiej 1 września 1939 r.?
Prof. Andrzej Nowak: By zrozumieć położenie Polski na początku września 1939 r., warto cofnąć się nieco i zadać sobie pytanie, czy można było uniknąć tego tragicznego wyboru, przed którym Polska stanęła pod koniec sierpnia owego roku. Był to wybór między decyzją o narażeniu się na straszliwą w konsekwencjach wojnę a całkowitą
kapitulacją wobec dyktatu Adolfa Hitlera i podporządkowaniem się jego woli. Ta druga ewentualność oznaczałaby wejście na równię pochyłą, której końca nie było widać, ale która zaczynała się tylko od zgody na oddanie Gdańska III Rzeszy i na eksterytorialną autostradę, a kończyła się na przyjęciu przez Polaków roli „pastuchów niemieckiego bydła na Uralu”. Taka była przecież wizja przyszłości Hitlera jasno sprecyzowana w jego „Mein Kampf”.
Niemiecka przestrzeń życiowa, czyli Lebensraum, nie przewidywała dla Polaków ani dla innych „podludzi”, a za takich Hitler uważał Słowian, istotnego miejsca w nowej, Europie; nie przewidywała innej roli niż ta jako siły roboczej, niewykwalifikowanych, prostych niewolników, którzy służyć mieli III Rzeszy i rasie panów. Polska mogła się zatem zgodzić bez wojny na taki status albo zaryzykować walkę, która mogła być niezwykle kosztowna – i taka się okazała.
PAP: Czy można było jednak tego uniknąć?
Prof. Andrzej Nowak: Warto sobie przypomnieć, że polityka polska kilkukrotnie rozważała możliwość szybkiej reakcji na zagrożenie narastające wraz z dojściem Hitlera do władzy. Józef Piłsudski miał zastanawiać się nad pomysłem wojny prewencyjnej właściwie tuż po zdobyciu przez Hitlera władzy, już w marcu 1933 r. Wówczas Piłsudski – wedle części źródeł – sondował możliwość zatrzymania Hitlera siłą, kiedy jeszcze ten nie miał praktycznie armii. Ta kwestia nie jest całkowicie wyjaśniona przez historyków: czy był to rzeczywisty zamiar Piłsudskiego, czy tylko gra dyplomatyczna, mająca skłonić Niemcy do poważnych rozmów z Polską.
Bezdyskusyjnie natomiast wiemy, że w 1936 r. Hitler złamał postanowienia Traktatu Wersalskiego, wkraczając zbrojnie na teren Nadrenii. Wiadomo było, że Niemcy wchodzą na śmiertelnie niebezpieczną drogę nie tylko dla Polski, lecz i całej Europy – w kierunku podważenia pewnego porządku, jaki utrwalał się już od piętnastu lat, a w którym było po prostu miejsce dla niepodległej Polski. Wtedy strona polska zapytała Paryż, czy wobec pogwałcenia Traktatu przez Hitlera Francja przewiduje jakąś akcję wojskową, do której zresztą była właściwie zobowiązana jako gwarant Traktatu Wersalskiego. Strona polska jednoznacznie stwierdziła, że w takim przypadku wykona swoje zobowiązania sojusznicze, czyli pomoże Francji. Jednak politycy francuscy bojaźliwie oglądali się na Wielką Brytanię i o żadnej zdecydowanej akcji przeciw Hitlerowi (który wciąż jeszcze był militarnie bardzo słaby) nie chcieli nawet myśleć.
Prof. Andrzej Nowak: W 1936 r. Hitler złamał postanowienia Traktatu Wersalskiego, wkraczając zbrojnie na teren Nadrenii. Wiadomo było, że Niemcy wchodzą na śmiertelnie niebezpieczną drogę nie tylko dla Polski, lecz i całej Europy – w kierunku podważenia pewnego porządku, jaki utrwalał się już od piętnastu lat, a w którym było po prostu miejsce dla niepodległej Polski.
Słabość woli oporu ze strony francuskich elit politycznych była kluczową przesłanką w sukcesie polityki rewizjonizmu, a tak naprawdę polityki agresji Hitlera. Tej słabości towarzyszyło także pacyfistyczne przekonanie większości brytyjskiej i francuskiej opinii publicznej. Możemy je zrozumieć jako traumę I wojny światowej i tego ogromnego upływu krwi, którego doznały te społeczeństwa podczas walk, które nie przyniosły im przecież niczego dobrego.
PAP: Przyglądając się dylematom z lat 1936–1937, można się zastanowić, czy lepszy jest pokój za wszelką cenę, czy lepiej jest próbować przeciwstawić się niebezpieczeństwu?
Prof. Andrzej Nowak: Czy lepiej było zatrzymać Niemcy w 1936 r., czy pozwolić im dojrzeć do rozmiarów militarnej potęgi, która mogła zburzyć całą Europę, oczywiście do spółki z drugim totalitarnym partnerem, czyli Związkiem Sowieckim? Istota tragedii w 1939 r. polegała na tym, że obok jednego państwa totalitarnego, czyli Związku Sowieckiego, które nie ukrywało przecież zamiaru zburzenia przemocą całego porządku kapitalistycznego, a w związku z tym całego systemu wersalskiego, pojawił się potencjalny partner w tym dziele zburzenia i partner ten, Niemcy Hitlera, rósł w siłę, bo mocarstwa mające stać na straży ładu wersalskiego mu w tym nie przeszkadzały.
Hitler rósł i rósł jako dyktator powiększającej się na drodze rewizji granic i agresji III Rzeszy – aż mógł podać rękę Stalinowi. Stalin z przyjemnością tę rękę przyjął w uścisku, który znamy ze zdjęcia z moskiewskiego Kremla. To chwila, w której Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych III Rzeszy, podpisuje z Wiaczesławem Mołotowem pakt dzielący Europę Wschodnią. Za nimi stoi uśmiechnięty od ucha do ucha Józef Stalin.
Niechęć czy brak woli mocarstw zachodnioeuropejskich, by zatrzymać wzrost niebezpiecznego, militarystycznego i totalitarnego w swoim potencjale reżimu Adolfa Hitlera, sprawiły, że w 1939 r. stał się on reżimem praktycznie nie do zatrzymania inaczej niż przez wielką, światową wojnę. Polska, inaczej niż Czechosłowacja będąca bierną ofiarą polityki agresji niemieckiej w 1938 r., zdecydowała się jednak walczyć.
PAP: Może ta postawa Czechosłowaków była w pewnym sensie jednak słuszna?
Prof. Andrzej Nowak: Wielu Czechów uważa dzisiaj, że to był błąd, iż Czechosłowacja mająca wówczas duży potencjał militarny, znakomicie uzbrojoną armię i potężną linię umocnień, nie stawiła zbrojnie czoła Niemcom. Wówczas Hitler był słabszy o rok w stosunku do września 1939 r. – przecież budował armię dopiero od 1934 r. niemalże od zera, a zatem każdy rok bardzo wzmacniał jego potencjał. Gdyby w 1938 r. musiał stawić czoła oporowi czechosłowackiemu, Francja mogłaby być zmuszona zająć stanowisko inne niż tylko umycie rąk. Była wszak formalnie sojusznikiem Pragi. Nie wiadomo, co zrobiłby Związek Sowiecki, ponieważ miał on układy sojusznicze z Francją i Czechosłowacją, które zobowiązywały go do udzielenia pomocy w sytuacji wojennej agresji na te kraje. Ale Czechosłowacja zgodziła się na dyktat, który pozwolił jej uniknąć wojny – a Hitlerowi powiększyć jego siłę militarną m.in. o potężne możliwości czeskiego przemysłu zbrojeniowego.
Brytyjski premier Neville Chamberlain, który negocjował niesławny układ w Monachium z końca września 1938 r., był uszczęśliwiony tym, że przywiózł do Anglii, jak wierzył, trwały pokój. To była oczywiście wyjątkowo niemądra iluzja, którą podzielały wówczas miliony obywateli Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy chcieli za wszelką cenę uniknąć wojny, ale zamiast stoczyć ją w momencie, gdy mogła być szybko i stosunkowo łatwo wygrana, musieli zmierzyć się z nią rok później.
Prof. Andrzej Nowak: Brytyjski premier Neville Chamberlain, który negocjował niesławny układ w Monachium z końca września 1938 r., był uszczęśliwiony tym, że przywiózł do Anglii, jak wierzył, trwały pokój. To była oczywiście wyjątkowo niemądra iluzja, którą podzielały wówczas miliony obywateli Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy chcieli za wszelką cenę uniknąć wojny, ale zamiast stoczyć ją w momencie, gdy mogła być szybko i stosunkowo łatwo wygrana, musieli zmierzyć się z nią rok później.
PAP: Co prawda 3 września Wielka Brytania i Francja wypowiedziały wojnę III Rzeszy, ale właściwie był to gest symboliczny, nie szła za nim konkretna pomoc militarna.
Prof. Andrzej Nowak: Nastawienie pacyfistyczne społeczeństw francuskiego i brytyjskiego nie zmieniło się pod wpływem wydarzeń toczących się na ziemiach polskich od 1 września. Oczywiście wśród elity politycznej Wielkiej Brytanii po ostatecznym zlikwidowaniu Czechosłowacji przez Hitlera w marcu 1939 r. zwyciężyło przekonanie, że Hitler nie jest partnerem, z którym można zawierać umowy uznawane za wiążące i trwałe, ale że jest to po prostu gangster polityczny. Jednocześnie w dużej części społeczeństwa brytyjskiego i elit francuskich wciąż silne było przekonanie, że lepiej uniknąć wojny – za wszelką cenę, a tę cenę powinna zapłacić Europa Wschodnia.
Widać zatem takie myślenie: Hitler wziął sobie Czechosłowację, teraz niech sobie weźmie Pomorze, a także to, co zechce jeszcze z Polski, a my nie musimy się przecież w to angażować. Pamiętamy tytuł lewicowego francuskiego dziennikarza Marcela Déata – „Nie chcemy umierać za Gdańsk”. Niemcy chcą sobie coś zabrać na Wschodzie, a może to się im w ogóle należy, po co Francja ma się w to angażować, po co francuscy chłopcy mają znowu ginąć, walcząc o „jakąś tam” Polskę? (rok wcześniej Chamberlain nazwał Czechosłowację „krajem dalekim, o którym prawie nic nie wiemy”.) To było silne przekonanie dużej części francuskiej opinii publicznej nawet w drugiej połowie 1939 r.
Widzimy ścieranie się dwóch wizji. Z jednej strony tej, że Hitler już przekroczył wszystkie granice i nie można pozwolić mu bezkarnie, bez żadnej reakcji, zajmować kolejne kraje, bo za chwilę opanuje całą Europę, a Francja będzie niejako otoczona przez potęgę III Rzeszy. Z drugiej strony widać przeświadczenie, żeby nie ryzykować wojny. Ta wojna może się toczyć gdzieś daleko, byle dalej od francuskich chat i wygodnego paryskiego domu. Te dwa sprzeczne przeświadczenia właśnie złożyły się na decyzję, by wypowiedzieć Hitlerowi wojnę, a jednocześnie na brak realnych działań wojennych.
PAP: Chamberlain złożył przecież w Izbie Gmin 31 marca 1939 r. oświadczenie, w którym zagwarantował Polsce pomoc na wypadek jakichkolwiek działań wojennych.
Prof. Andrzej Nowak: Brytyjczycy chcieli po prostu pokazać Hitlerowi, że jeśli zaatakuje Polskę, to może się liczyć z reakcją Imperium Brytyjskiego. Ta decyzja była bezpośrednim rezultatem pogwałcenia układu monachijskiego, ponieważ 15 marca Hitler zlikwidował całkowicie Czechosłowację. W ślad za tą deklaracją rozpoczęły się negocjacje polsko-brytyjskie, ale przyspieszyły one dopiero latem, kiedy okazało się, że to Hitler jest zwycięzcą w dyplomatycznym wyścigu o łaski Stalina. Stalin mógł zaoferować Hitlerowi pół Polski, na dodatek Litwę, zadowalając się Łotwą, Estonią, Finlandią i Besarabią – taki był pierwotny kształt paktu Ribbentrop-Mołotow. Natomiast ani Francuzi, ani Brytyjczycy przy całym „zimno-realistycznym” stosunku do polityki, nie mogli tak swobodnie dysponować losem całych państw w Europie Środkowo-Wschodniej.
Stalin wygrał ten targ ostatecznie 23 sierpnia, a podpisując pakt Ribbentrop-Mołotow, stał się faktycznie sojusznikiem Hitlera. Wiadomo było, że wojna jest już nie do uniknięcia. Wtedy, 25 sierpnia, została podpisana w Londynie wiążąca umowa wojskowa z Polską. Wielka Brytania zobowiązywała się w wypadku ataku Hitlera „bezzwłocznie” przyjść Polsce „z wszelką pomocą i poparciem będącym w jej mocy”. Francuzi także byli zobowiązani na mocy sojuszu z Warszawą do udzielenia Polsce pomocy. Dzięki umowie wojskowej z Anglikami większość polskiej floty zdążyła wypłynąć z zamkniętego akwenu Bałtyku i przedostać się do sojuszniczych portów brytyjskich, by potem wzmocnić obronę Wysp.
Faktycznie jednak Brytyjczycy i Francuzi oszukali Polaków. Przypomnijmy, że w rozmowach sztabowych prowadzonych 17–21 lipca w Warszawie brytyjska delegacja wojskowa na czele z szefem sztabu imperialnego gen. Williamem E. Ironside’em zobowiązała się do konkretnego wsparcia (głównie lotniczego) w przypadku wojny. Ustalono, że brytyjskie lotnictwo będzie bombardować niemieckie cele wojskowe, a także, po wcześniejszym uzgodnieniu z Francją, obiekty cywilne w razie bombardowania przez lotnictwo niemieckie podobnych celów w Polsce. Francuzi mieli wielką armię lądową, której również mogli użyć. Ale nie zrobili tego.
12 września, kiedy Polska walczyła samotnie już od blisko dwóch tygodni i prowadziła ambitną kontrofensywę nad Bzurą, Francuzi i Brytyjczycy spotkali się na posiedzeniu Najwyższej Rady Wojennej (z udziałem premierów Chamberlaina i Éduarda Daladiera) w Abbeville, gdzie potwierdzili strategię bierności. Chamberlain mówił: „Nie ma powodu do pośpiechu”, Daladier zaś: „Operacje ofensywne byłyby błędem”. Obaj przywódcy i ich sztabowcy uznali, że w tamtym momencie Polsce nie warto pomagać, że trzeba raczej przygotować się do przyszłej, odłożonej w czasie, konfrontacji z Niemcami. Tłumaczyli to tym, że nie byli jeszcze gotowi, a wojny realnej na froncie zachodnim w 1939 r. nie będzie.
PAP: Czy strona polska domyślała się tego?
Prof. Andrzej Nowak: Polskie kręgi wojskowe zdawały sobie sprawę z tego, że możliwości mobilizacyjne i wola szybkiej reakcji militarnej ze strony sojuszników zachodnich jest niewielka. Brak wielkiej ofensywy sojuszników na zachodzie nie był zatem zupełnym zaskoczeniem. Jednak oficjalnie strona polska nie została poinformowana o tym, że Brytyjczycy i Francuzi uznali, iż w ogóle nie będą Polsce pomagać.
Ważniejsze było jednak coś innego. Wiemy – i można było to wiedzieć również w 1939 r., bo nie jest to wiedza, jaką dopiero po latach nabywają historycy – że już we wrześniu 1939 r. elementarny wywiad w pełni zdawał sobie sprawę z tego, że Niemcy rzucili na Polskę blisko 90 proc. swoich zdolnych do walki sił lądowych i lotnictwa. Oznaczało to, że zachodnia granica Niemiec była całkowicie odsłonięta. Gdyby wtedy, nawet jeśli nie całkiem gotowa do działań, ruszyła armia francuska, która miała swoje wielokrotnie silniejsze od polskich jednostki pancerne i silne lotnictwo, a także gdyby Brytyjczycy dodali wówczas do tego siłę swojego lotnictwa, to w ciągu tygodnia, dwóch wojska aliantów zachodnich mogłyby się znaleźć w odległości 200 km na zachód od Berlina. Duża część terenu Niemiec znalazłaby się albo w zasięgu bezpośredniego zagrożenia ofensywą zachodnich aliantów, albo zostałaby przez tę ofensywę wręcz zajęta. To musiałoby wpłynąć na przebieg kampanii wrześniowej.
Jednak marszałek Maurice Gamelin, który był dowódcą wojsk francuskich, podjął decyzję, że lepiej nie ryzykować nieprzygotowanego działania i trzymać się ustalonej już od lat koncepcji operacyjnej sztabu francuskiego – raczej się bronimy, niż atakujemy, i nie przekraczamy zbudowanej takim kosztem linii Maginota na granicy francusko-niemieckiej.
PAP: Czy gdyby Francja i Wielka Brytania udzieliły wówczas Polsce pomocy militarnej, to Stalin nie zdecydowałby się zaatakować 17 września?
Prof. Andrzej Nowak: Odpowiedź na to pytanie jest ryzykowna. Stalin liczył na to, że zacznie się wojna, w której Niemcy szybko pokonają Polskę. Wówczas on miał zająć swoją, obiecaną już paktem Ribbentrop-Mołotow, wschodnią połowę Polski. Zakładał jednak również, że Niemcy znajdą się w trudnej sytuacji wynikającej z uwikłania w bardzo trudną wojnę na froncie zachodnim z Francją i Wielką Brytanią. Wyobrażał sobie tę wojnę, jak I wojnę światową – setki tysięcy żołnierzy, którzy wyrzynają się nawzajem w okopowej walce.
Sowiecki dyktator miał czekać, aż w tej walce ostatecznie osłabią się Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, i wówczas on, niczym Fortynbras w piątym akcie „Hamleta”, wejdzie na scenę pełną trupów, by ją w całości opanować. Ten scenariusz się jednak nie zrealizował.
Prof. Andrzej Nowak: Sowiecki dyktator miał czekać, aż w tej walce ostatecznie osłabią się Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, i wówczas on, niczym Fortynbras w piątym akcie „Hamleta”, wejdzie na scenę pełną trupów, by ją w całości opanować. Ten scenariusz się jednak nie zrealizował.
Wiemy natomiast, co się stało: Hitler nie był niepokojony od strony zachodniej, mógł spokojnie dobić Polskę przy współpracy Związku Sowieckiego. Pamiętajmy, że Związek rzucił na Polskę dodatkowe 600 tys. żołnierzy, co całkowicie przesądziło o dalszych losach naszej obrony, uniemożliwiło plany dalszej walki Wojska Polskiego na „rumuńskim przedmościu”, na wschodnich terenach Rzeczypospolitej.
Gdyby nawet nie 3 września, kiedy oficjalnie została wypowiedziana Niemcom wojna przez Francję i Wielką Brytanię, ale 7, a nawet 10 września zaczęły się realne, prowadzone z pewnym impetem i zagrażające Niemcom działania wojenne na froncie zachodnim, Stalin musiałby zacząć kalkulować: czy bardziej opłaca mu się wystąpić w charakterze sojusznika Hitlera, bo w takiej roli wystąpił ostatecznie 17 września, czy też – skoro ten sojusznik z paktu Ribbentrop-Mołotow nagle okazuje się zagrożony od zachodu – nie lepiej pomyśleć o utrzymaniu roli neutralnego obserwatora. Być może Stalin zacząłby wówczas negocjacje z Brytyjczykami i Francuzami, namawiając ich znowu, by Polacy ustąpili „kawałek” swojego terytorium i pozwolili wkroczyć Armii Czerwonej, aby ta udzieliła „pomocy” Polsce?
Tak się nie stało. Stalin nie musiał pytać o zgodę ani rządu w Warszawie, ani Paryża, ani Londynu – wobec bierności tych ostatnich. Dlatego też widząc po siedemnastu dniach od niemieckiej agresji na Polskę, że Hitlera nikt na zachodzie nie niepokoi, uznał, że warto już wtedy militarnie przypieczętować pakt Ribbentrop-Mołotow i zająć zbrojnie połowę Polski. Brak działań militarnych ze strony aliantów na froncie zachodnim niewątpliwie wpłynął na Stalina jako zachęta.
PAP: Jaka była cena tego pacyfistycznego myślenia Francji i Wielkiej Brytanii?
Prof. Andrzej Nowak: To nastawienie odpowiada za to, że wojna nie skończyła się – klęską Hitlera – w 1939 r., ale musiała trwać jeszcze blisko sześć lat, zanim Hitler został całkowicie pokonany. Bardzo duża szansa na jego pokonanie, a w każdym razie na zasadnicze wręcz osłabienie możliwości dalszego prowadzenia przez Hitlera działań wojennych, otwarła się właśnie we wrześniu 1939 r. na odsłoniętym przez niego froncie zachodnim. Jednak została ona zmarnowana.
Rozmawiała Anna Kruszyńska (PAP)
akr/ skp/